poniedziałek, 3 czerwca 2013

Epilog

Ciepły wiatr muskał jej nagie ramiona, kiedy przeciągnęła się i usiadła na łóżku, wdychając zapach morza, świeżych owoców i trawy. Blask porannego słońca był oślepiający; wdzierał się przez żaluzje zajmującego większość ściany okna, za którym rozciągała się piaszczysta plaża, a za nią, intensywnie niebieski ocean. Woda była krystaliczna, a fale spokojnie rozbijały się o brzeg.  Lekki wiatr kołysał wysokimi palmami rosnącymi wzdłuż łagodnego wybrzeża.
-Witaj na Karaibach, skarbie.
Poczuła ramiona obejmujące ją pod materiałem cienkiego prześcieradła. Uśmiech rozprzestrzenił się na jej twarzy, a znajome ciepło ogarnęło każdą komórkę jej ciała, kiedy Draco docisnął do jej ust swoje wargi i położył dłoń na jej lekko zaokrąglonym już brzuchu.
-Jak tam potwór?
-Draco!-krzyknęła oburzona i trzepnęła go w ramię, rzucając mu oburzone spojrzenie. Sypialnię wypełnił jego głośny śmiech, który urwał się, gdy tylko znów pochylił się, by ją pocałować. Rozpływała się pod każdym jego, pojedynczym dotykiem i miała wrażenie, że to się już nigdy nie zmieni.
-Jeszcze będzie z ciebie ojciec-powiedziała z całkowitą pewnością, kiedy czule przesunął dłonią po jej brzuchu. Wtuliła się w jego ramiona i ułożyła głowę na jego piersi. -Kocham cię Draco.
-Kocham cię-uśmiechnął się, a w jego stalowoszarych oczach pojawił się błysk.
To zadziwiające, że mu się udało.
Zasługiwał na szczęście. Potrzebował czasu, by to do niego dotarło, by to przeanalizował, zapamiętał i ostatecznie uwierzył. Zasługiwał. Zasługiwał na ten dom, żonę i dziecko. Zasługiwał na pieprzone Karaiby. I był zdeterminowany by temu podołać. Kochał ich. Po latach życia w przekonaniu, że nie odda się nikomu i niczemu, zaufał osobie, której tak długo nienawidził i powierzył jej całego siebie, wraz z ciałem, sercem i duszą. Każdego dnia zakochiwał się w Hermionie na nowo i każdego dnia walczył o jej miłość.
Trzymała go przy życiu, kiedy był chamskim dupkiem, kiedy siedział w Azkabanie i kiedy zupełnie zwątpił w siebie. Była jego opoką, źródłem zaufania, oddania, szacunku i przyjaźni. Była dla niego miłością w najczystszej postaci.
Leżeli obok siebie, czując się tak, jakby dzielili wspólne oddechy i bicie serca. Jakby dzielili razem wszystko to, co dobre i złe, ekscytujące i przygnębiające, wszystko co było początkiem i ostatecznym końcem. Wreszcie, w ramionach, których od zawsze pragnęli i mimo, iż od ślubu minęło trochę czasu, nie mogli się  do tego przyzwyczaić. To było piękne, tak niezwykłe, a jednocześnie naturalne, jakby do tego właśnie zostali stworzeni.
-W końcu jesteś moja-powiedział pod nosem zamyślony, bezwiednie przesuwając dłonią po jej odkrytym ramieniu.
Nie musiał się bać. Mógł spokojnie spać, wiedząc, że kiedy otworzy oczy, ona wciąż tu będzie. Nikt go nie zastąpi. Była jego żoną. Jego żoną. Piękne, prawda?
-Twoja-potwierdziła z uśmiechem, wywracając oczami, kiedy przewrócił ją na plecy i zawisł nad nią, mocno ją całując.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 34

-Gapisz się na mnie.
Uśmiechnęła się nieśmiało, przesuwając dłonią po jego jasnych, poburzonych włosach. Wciąż nie rozumiała, skąd to wiedział, skoro nawet nie otworzył oczu.
-Przepraszam-odpowiedziała lekko zmieszana, wciąż jednak nie spuszczając wzroku. Jej ręka bezwiednie powędrowała w dół, po jego szyi i torsie, na widoczne, mocno zarysowane mięśnie brzucha. Obudziła się w jego ramionach. Nie mogła uwierzyć. Naprawdę to wszystko przetrwali.
-Jak się czujesz?-spytał, z troską. Ze skrępowaniem zagryzła dolną wargę. Nie chciała, żeby się martwił. Sama nie chciała się już niczym więcej martwić.
-Dobrze-odparła cicho, wzdychając i mocniej wtulając w jego ramiona. -A ty?
Mimowolnie się uśmiechnął. Przysunął nos do jej włosów i na krótki moment zatrzymał w płucach jej słodki zapach, przesuwając dłonią po jej biodrze.
-Idealnie-przyznał szczerze, nareszcie otwierając oczy. Przez krótki moment cieszyła się jego pogodnym, jasnym spojrzeniem, do czasu, kiedy nie zatrzymało się gdzieś ponad jej ramieniem, w widoku za oknem. Z chmur, które wezbrały się tego dnia nad Londynem, padał deszcz. Zszarzałe niebo rozjaśniały co jakiś czas przecinające powietrze błyskawice.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, kiedy oczy Dracona nagle zastygły w zamyśleniu. Był nieobecny i spięty, jakby nagle nawiedziło go jakieś nieprzyjemne wspomnienie.

Siedział oparty o brudną, więzienną ścianę, próbując wyłączyć myśli, krążące ciągle wokół doskwierającego mu zimna i głodu, a także nieprzemijającej tęsknoty. Nigdy wcześniej Azkabanem nie wstrząsały takie grzmoty. To była ulewa. Agresywny, rozbijający się o mury więzienia deszcz. 
Niebo rozdarła jasna, rażąca przyzwyczajone do mroku oczy błyskawica. Zmrużył oczy, a zaraz potem rozszerzył je w akcie instynktownej mobilizacji. Głośny huk uderzającego w więzienną podłogę gruzu wyrwał go z ostatecznego zamyślenia. Ktoś, kto był za ścianą, o którą on dotychczas tak spokojnie się opierał wrzasnął. Krzyk był napełniony cierpieniem i nawet on, Draco, były śmierciożerca, nie przywykł do tak ogłuszającego skowytu. Wzniósł oczy do góry, kiedy z sufitu zaczął odpadać tynk, a potem gwałtownie poderwał się z ziemi i przebiegł na przeciwległy kraniec celi, bo mur dzielący go z sąsiadującą celą walił się, kawałki gruzu posypały się niekontrolowanie zasypując większość powierzchni jego więziennej przestrzeni. Zduszony wrzask wydarł mu się spomiędzy mocno zaciśniętych zębów, kiedy poczuł jak ciężki kamień przygniata mu nogę.  Deszcz zaczął wpadać do środka. Duże krople wody zaczęły spadać mu na twarz, przemoczyły mu ubranie i buty, a zbierająca się na ziemi ciecz, zaczęła mieszać się z krwią sączącą się z przygniecionej nogi. 
Zacisnął zęby, ale ból był nie do zniesienia i nawet jeśli próbował być cicho, to kiedy próbował odepchnąć kawał gruzu, zwyczajnie mu to nie wychodziło. Nie mógł niczego dostrzec w mroku i ulewie. Zaklął głośno, czując pulsujący ból w nodze, a potem objęło go dziwne zimno. Pustka. Dementorzy i auroczy naprawili ścianę i opatrzyli mu nogę. A on nie mógł zrobić nic, poza tępym wgapianiem się w gigantyczną dziurę w ścianie, prowadzącej wprost na wolność. 


-Draco-niepewnie dotknęła jego twarzy, przyglądając mu się z zatroskaniem. Otrząsnął się, siadając na  łóżku, w milczeniu patrząc na swoją nogę. Wzdłuż całej długości, aż do kolana przebiegała po niej długa, blizna, po głębokiej ranie. Nie była leczona czarodziejskimi sposobami, nikt w Azkabanie nie trudził się o zdrowie więźniów.. Draco msiał czekać, aż noga wyleczy się naturalnie. Spotęgowało to jego cierpienie, ale za to na wiele dni odciągnęło jego myśli. -W porządku?-zamrugał, kiedy dotarło do niego to pytanie. Hermiona usiadła naprzeciw niego, ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała prosto w rozkojarzone, stalowoszare tęczówki.
-Draco-potrząsnęła nim z niepokojem.
-Przepraszam-odpowiedział momentalnie, przyzywając na twarz zwyczajny wyraz. Jej uwadze nie umknęło jednak to, w jaki sposób, zaciskał rozedrgane palce na kołdrze. Złapała go za ręce, uśmiechając się delikatnie, ze spokojem. Powtarzała sobie, że i tak było dobrze. Po pięciu latach Azkabanu ludzie wracali często pozbawieni zmysłów. Draco był silny i odważny, inteligentny z temperamentem tak znajomym z czasów, zanim trafił do więzienia. Radził sobie, pojedyncze objawy słabości były naturalne. Przytuliła go, opierając czoło o jego klatkę piersiową.
-Pada deszcz. Spędzimy dzień w domu?-spytała zwyczajnie. -Zaproszę przyjaciół.
-Okey-wiedziała, że wymusił ten uśmiech. Nachylił się nad nią i pocałował ją w czoło, na krótki moment zatrzymując tam swoje usta, a potem wyszedł z pokoju, znikając za drzwiami łazienki. Oparł ręce o umywalkę i spojrzał w lustro, mając nadzieję, że to pomoże mu się trochę uspokoić. Wciąż był tą samą osobą, prawda? Cały czas był sobą. Ze zdenerwowaniem opłukał twarz zimną wodą.
Ciągle miał koszmary, w których nawiedzały go wspomnienia. Nie lubił być sam.
-Ogarnij się, Draco-warknął do siebie. Musiał wziąć się w garść. Przynajmniej sprawiać takie wrażenie.

***

-Harry!-Ginny wrzasnęła, przerzucając na patelni porcję puszystych naleśników. -Mógłbyś w końcu zejść?!-spytała donośnym tonem, spoglądając w stronę schodów na piętro w ich przytulnym domu.
-Jestem-poczuła jak czyjeś ręce oplatają się wokół jej talii. Harry oparł brodę na jej ramieniu i pocałował ją w policzek, rzucając krótkie spojrzenie w stronę smażących się naleśników. Jego usta rozciągnęły się w łobuzerskim uśmiechu, kiedy dostrzegł słodkie poirytowanie na twarzy swojej żony.
-Naprawdę jesteś tak leniwy, że musisz teleportować się z jednego piętra na drugie?-spytała, udając, że ją to denerwuje. To właściwie było całkiem zabawne.
-Chciałem jak najszybciej być przy tobie-odpowiedział sprytnie, nareszcie wymuszając na niej uśmiech. Odsunął ją od kuchenki i zajął jej miejsce, przerzucając ciasto łopatką.
-Hermiona zaprosiła nas dziś do siebie-powiedziała Ginny, przyglądając się jego plecom. Harry mruknął z zainteresowaniem, rzucając jej krótkie spojrzenie. -Myślisz, że coś się stało? Od dawna razem nie jedliśmy. Co ją tak nagle do tego skłoniło?
-Na pewno nie Krum-stwierdził z szczerym zadowoleniem Harry.. -Odkąd z nim była, nigdy nas do siebie nie zapraszała.
-Masz rację...-przytaknęła mu Ginny. -Jestem okropną przyjaciółką, ale ja też wolę, żeby to był Malfoy-wyznała.


Po paru godzinach teleportowali się pod drzwi mieszkania Hermiony, z koszykami przekąsek i starannie owiniętą folią blachę z domowym ciastem. Harry zapukał do drzwi, obejmując Ginny ramieniem. Usłyszeli jakąś krzątaninę, a potem kroki i już wkrótce stanęła przed nimi Hermiona w zwiewnej, bladoróżowej sukience.
-Cześć Miona-powiedzieli jednocześnie Potterowie. -Wyglądasz ślicznie-dodała Ginny, mocno ją ściskając.
-Dziękuję, dobrze was widzieć-przywitała się z nimi, zapraszając do środka. Harry przytulił ją, przyjacielsko przesuwając dłonią po jej włosach i czochrając je, na co zmarszczyła nos i odepchnęła go od siebie. Zaśmiał się, ale szybko zamilkł, kiedy patrząc ponad jej głową zauważył znajomą sylwetkę. Zdziwił się, kiedy w głębi mieszkania dostrzegł przechadzającego się Dracona Malfoya z kartonem piwa w rękach. Zobaczyła go także Ginny, która uniosła brwi i zakrztusiła się śliną.
-Och... on... powiedzmy, że ja i  Malfoy znów jesteśmy razem-powiedziała Hermiona, zdając sobie sprawę na kogo patrzą jej przyjaciele. Wciąż dokładnie nie wiedziała, na czym dokładnie stoją z Malfoyem, ale uznała, że może jakoś określić ich relację.

Podczas obiadu rzadko się uśmiechał, unikał też wtrącania się do rozmowy. Całe szczęście nikt szczególnie nie pytał o jego samopoczucie, o to, jakim cudem znów jest z Hermioną, ani jak było w Azkabanie.
Pozostawał milczący i zdystansowany. Niespokojny znacznie bardziej, niż wtedy, gdy nic nie było pewne. Teraz, kiedy już wszystko osiągnął, miał przy sobie ukochaną dziewczynę i nic mu nie zagrażało, stawał się rozkojarzony i nieobecny. Miał problemy z koncentracją i logicznym myśleniem. Wariował.
-A ty, Draco? Co zamierzasz robić?-wyrwała go z zamyślenia Ginny. Zamrugał i spojrzał na nią zdezorientowany. Jej usta wykrzywiały się w uprzejmym uśmiechu.
-Przecież cię to nie obchodzi-odparł szczerze, pozwalając by z jego ust wyrwało się zrezygnowane westchnięcie. To zgrywanie miłych stawało się nudne. Dobrze wiedział, że ta ruda wiedźma go nienawidzi. Ginny spojrzała na niego urażona, upijając łyk herbaty, z ładnej, porcelanowej filiżanki.
-Nieprawda-powiedziała siląc się na uprzejmość, jednocześnie ściskając pod stołem rękę męża. Hermiona rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, ale zignorował to, opierając się o oparcie krzesła.
-Kłamiesz-zarzucił wyjątkowo spokojnym i opanowanym tonem To nie tak, że jakoś szczególnie go wkurzyła. Zwyczajnie go to irytowało. -Pytasz, bo chcesz być uprzejma i miła, ale ja nie potrzebuję twojej przyjaźni-powiedział szczerze.
-Draco, ona tylko spytała co zamierzasz robić w niedalekiej przyszłości...-wtrąciła się wreszcie Hermiona, na co jedynie wywrócił oczami. Doskonale wiedział o co pytała go Ginny. Chyba właśnie ten temat, bardziej niż jej niepotrzebne zainteresowanie tak go zdenerwowało. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić.
Westchnął cicho, próbując nie dać po sobie poznać, że po raz kolejny stracił kontrolę nad tym co robi. Może rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby zgrywał dżentelmena.
-Przepraszam-powiedział beznamiętnie. -Zamierzam wyjąć ze skarbca mojego ojca trochę pieniędzy, zainwestować je w akcje Gringotta i za miesiąc cieszyć się wolnością na Karaibach-oznajmił upijając łyk kawy.
Napotkał na spojrzenie Hermiony, które wyrażały nieco więcej niż zaskoczenie. Uśmiechnął się do niej, dając do zrozumienia, że ona też jest dla niego ważna, że uwzględnia ją we wszystkich swoich planach.
-A ty, Ginny?-spytał nieco zbyt słodko. -Jak planujesz swoją przyszłość?-spytał Draco, wyginając usta w cierpliwym do przesady uśmiechu. Starał się być miły, ale jakoś nie mógł odnaleźć w sobie takich emocji.
-Zamierzamy z Harry'm założyć rodzinę-tu pogłaskała się po brzuchu. -A potem zacznę pracę w Mungu-oświadczyła dumnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Emanowało z niej jakieś dziwne ciepło, czysta, szczera radość.
-Ginny, czy ja o czymś nie wiem?-spytała Hermiona z wyraźnym podekscytowaniem. Draco zmarszczył brwi, zawieszając na niej nierozumiejące spojrzenie.
-Ginny jest w ciąży-powiedział Harry z nieukrywanym zadowoleniem. Hermiona wydała z siebie głośny, radosny pisk, a potem zerwała się z krzesła, rzucając się na szyję przyjaciółce.
-Gin, tak bardzo się cieszę!-krzyknęła przy okazji klepiąc po plecach Harry'ego. Wybuchnęła radosnym, zdławionym nieco przez wzruszenie śmiechem, na co młodzi Potterowie zareagowali miłymi uśmiechami. Draco dziwnie spoważniał, nie odrywając wzroku od tej radosnej sceny. Przecież taka była kolej życia, prawda? Dorastałeś, zakochiwałeś się, brałeś ślub z miłością swojego życia i płodziłeś dziecko. Pięknie. Ale do nich nie pasował. Nie potrafił się tak cieszyć, ani rozmawiać. Czuł, że nie jest wstanie się do nich wpasować, że mimo wszystko jest sobą i nie jest wstanie zagwarantować Hermionie takiej przyszłości, niezależnie od tego jak bardzo by się starał. Oczywiście, że ją kochał, pragnął jej ponad wszystko. Dopiero teraz zrozumiał jednak czego taka miłość wymaga. Nie nadawał się na męża, ani ojca, a dostrzegając jak bardzo Hermiona cieszy się szczęściem przyjaciół, zrozumiał, że zasługuje, by pewnego dnia doświadczyć tego samego.
-Pójdę już-powiedział nagle, odsuwając się od stołu i wstając z krzesła. Wszyscy nagle zamilkli, zdając sobie sprawę, że coś jest nie tak. -Ginny, Potter, macie moje gratulacje.
-Ale jak to?-spytał Harry, biorąc do ust kawałek ciastka. Zmarszczył brwi, a jego okrągłe okulary zsunęły mu się nieco z nosa. -Wszystko okey?
-Coś mi się przypomniało, powinienem iść-skłamał, ruszając do wyjścia.
-Poczekaj-zatrzymał się i przymknął na krótki moment powieki, kiedy zatrzymała go tuż przy wyjściu. Z salonu dobiegały roześmiane rozmowy Ginny i Harry'ego. -Co się stało?-spytała, kładąc dłoń na jego ramieniu i zmuszając go, by się odwrócił. Jego wzrok znacznie spoważniał, kiedy przyłożyła rękę do jego policzka i przyjrzała mu się z troską.
-Zakochałem się w tobie-odparł, blado się uśmiechając, jakby sądząc, że ta naiwnie prosta odpowiedź cokolwiek naprawi. Pochylił się nad nią i pocałował ją w usta, nieśpiesznie i powoli, a potem odsunął się i posłał jej smutny uśmiech, już po chwili znikając za drzwiami jej mieszkania.

***

Jakim cudem przeszła w życiu tak wiele, a teraz nie potrafiła sobie poradzić z facetem? Z poirytowaniem wzniosła spojrzenie do góry i wydała z siebie zrezygnowane westchnięcie.
Zawsze ją wspierał. Ratował ją i kochał, całym sobą. Teraz, kiedy to on sobie nie radził, odsuwał się i nie pozwalał jej na pomoc. Nie miała pojęcia gdzie był, ani co tak bardzo go martwiło.
 Wreszcie, będąc u szczytu desperacji, zakochania i tęsknoty, teleportowała się do Malfoy Manor, jedynego miejsca, w którym na swoje nieszczęście mogła szukać pomocy. Stanęła przed wielkimi, zdobionymi drzwiami, i zastukała w nie mosiężną kołatką, ze zdenerwowaniem przestępując z nogi na nogę.
Zagryzła mocno wnętrze policzka, kiedy otworzyła jej matka Malfoya. Narcyza miała na sobie ładną, podkreślającą jej szczupłą sylwetkę sukienkę i buty na niskim obcasie. Wyglądała elegancko, szykownie i onieśmielająco. Tak, jak zawsze.
Hermiona wyprostowała się, postawiła na fałszywą i wymuszoną uprzejmość, a potem uśmiechnęła się, wyciągając ręce z kieszeni zwiewnej, bladoróżowej sukienki, w której, w porównaniu do Narcyzy, wyglądała jak dziecko.
-Dzień dobry-przywitała się. -Jest Draco?-spytała, patrząc w oczy arystokratki, która wydawała się być szczerze zaskoczona jej przybyciem. To miejsce było jedynym, które przyszło jej do głowy i miała nadzieję, że się rozczaruje.
-Tak, śpi, ale możesz wejść i go obudzić-powiedziała z lekkim zaskoczeniem, odsuwając się i wpuszczając ją do środka.
Hermiona weszła do ogromnego, przestronnego salonu, który nigdy nie kojarzył jej się dobrze ze względu na to, co przydarzyło jej się podczas wakacji, kiedy szukała razem z Harrym i Ronem horkruksów. Przepełnionym obrzydzeniem spojrzeniem zeskanowała posadzkę, na której była torturowana, w milczeniu stawiając powolne, wyważone kroki. Udała się po schodach za Narcyzą, która wydawała się być jeszcze bardziej skrępowana sytuacją. Matka Malfoya wskazała jej odpowiednie drzwi, a potem zniknęła w jakimś korytarzu.

***
Sypialnia Dracona była bardzo elegancka, ale jednocześnie także ciepła i przytulna.
Naprzeciwko wielkiego, dwuosobowego łóżka zasłanego jedwabną pościelą, znajdował się ceglany kominek wykończony drewnianymi elementami. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, w części zakrytymi przez jasny i miękki, tkany dywan.
Na ciemnobrązowych beżowych ścianach wisiały najróżniejsze fotografie, od których szkieł odbijały się promienie słońca, wpadające do środka przez zajmujące niemal całą ścianę, przysłonięte w połowie jasnymi zasłonami okno.
Niepewnie spojrzała na Dracona, który leżał na łóżku, przykryty cienką, nadzwyczaj miłą w dotyku pościelą. Podeszła bliżej i przesunęła palcami po materiale, przysiadając na brzegu materaca. Jej dłonie prędko powędrowały do jasnych włosów chłopaka. Przesunęła po nich i odgarnęła kosmyki z jego twarzy, cicho wzdychając. Ile by dała, by móc widzieć go takiego codziennie.
Westchnęła, kiedy po drugiej stronie łóżka dostrzegła pustą butelkę whisky. To, co go dręczyło, sprawiało, że sięgał po alkohol i zasypiał w środku dnia i to nie mogło jej nie martwić.
Z troską i najszczerszym zmartwieniem przesunęła palcem po jego policzku, kręcąc z roztargnieniem głową.
-Proszę, nie zostawiaj mnie-wyszeptała cicho, niemal niedosłyszalnie, czując jak coś mocno ściska jej serce. Co jeśli to chęć odejścia tak go trapiła? Ufała mu dostatecznie, by wiedzieć, że jej nie wykorzystał, ale może dotarło do niego, że nie chce się angażować i teraz chciał zniknąć. Promienie porannego słońca wdarły się do pokoju, drażniąc jego twarz, a on poruszył się i  przetarł leniwie oczy, klnąc na oślepiające go światło. Złapał się za głowę i przełknął z trudem ślinę. Był bardzo spragniony, a w dodatku jego skronie przeszywał nieznośny ból. Zdecydowanie wypił zbyt dużo.
Zastygła w bezruchu, przedłużając chwilę, w której nie zdawał sobie sprawy, z jej towarzystwa. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Błagać go, by z nią porozmawiał? Płakać ze zmartwienia i strachu, przed tym, że zostanie sama? Dopiero kiedy otworzył oczy, uświadomiła sobie jak bardzo się boi. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby pozwoliła mu odejść.
Kiedy tylko ją dostrzegł uśmiechnął się, a to dodało jej nieco pewności i ulgi.
-Co tu robisz? Czy my...? Cholera, tak dużo wypiłem, zupełnie nic nie pamiętam-zaczął nieprzytomnie, wspierając się na łokciach. -Dlaczego jesteś ubrana?
Zaśmiała się, szybko przykładając mu palec do ust.
-Przyszłam dziesięć minut temu. Uważaj na słowa.
-Przepraszam-uśmiechnął się niepewnie, chwytając palec, który dociskała do jego ust i całując ją w zewnętrzną część dłoni. Po chwili jednak, kiedy tak dociskał wargi do jej skóry, przypomniał sobie dlaczego się upił. Spoważniał, a w oczach, których nie odrywał od jej jasnych, czekoladowych tęczówek, pojawiło się coś nieodgadnionego.
-Co zrobiłam?-spytała wreszcie z frustracją, nie wytrzymując dłużej całego tego napięcia i milczenia, Hermiona. -Myślałam, że wszystko między nami w porządku. Może to cholernie naiwne, ale liczyłam na to, że nie wiem, jesteśmy razem?-podsunęła niepewnie i ze wstydem, odwracając spojrzenie. Zmarszczył brwi. To nie było naiwne. Cholera, sam też tak myślał. -Nie mówię, że mamy razem mieszkać, co prawda nie miałabym nic przeciwko, ale chodzi o to, że wyszedłeś z mieszkania jakby coś się stało, a ja nie mam pojęcia co się stało i nie wiem jak to naprawić, dlatego błagam, miejmy to za sobą i po prostu powiedz mi za co jesteś na mnie zły, bo nie wytrzymam już dłużej i...
-W porządku-przerwał jej, siadając i zgarniając jej ręce w swoje o wiele większe dłonie. Pochylił się i złożył krótki pocałunek na jej czole. -Źle się poczułem, musiałem wyjść. Przepraszam, nie chcę, żebyś się martwiła-dodał, widząc jej nieprzekonanie.
-No ale...-zaczęła, jednak znów jej przerwał, tym razem całując ją w usta. To były krótkie, słodkie pocałunki, którymi próbował ją uciszyć, desperacko unikając tego tematu. Niby jak miał jej powiedzieć, że zwyczajnie tchórzył? Popchnął ją i docisnął jej plecy do materaca, zawisając nad jej drobnym ciałem. Chciał ją kochać. Całym sobą, każdego dnia i nocy, ale potem dotarło do niego, że nie zasługiwał na nią równie mocno co wczoraj.
-Nie powinniśmy być razem-powiedział cicho, z twarzą ukrytą gdzieś między jej ramieniem, a szyją. Nie miał nawet odwagi spojrzeć jej w oczy.
Czuł jak jej ciało pod nim sztywnieje, a ona przykłada dłonie do jego barków i próbuje go od siebie odsunąć, ale nie pozwolił na to, całując ją w szyję, ucho i skroń.
-Draco-zaczęła, jednak znów uciszył ją pocałunkiem, przesuwając dłonią po jej włosach.
-Nigdy nikogo nie kochałem, wiesz? Jestem w tym zupełnie nowy, nie mam o tym pojęcia, ale jestem pewien, że ciebie kocham całym sobą, tak jak tylko potrafię-poczuła jak łzy napływają jej do oczu. -Ale nie potrafię wyzbyć się przeczucia, że jestem cholernym egoistą, bo mam cię przy sobie i nie chcę puścić. Wiem, że mógłbym dać ci wszystko, oprócz tego, czego naprawdę potrzebujesz. Nie będziemy szczęśliwą rodziną. Nie będziemy mieć dzieci, a ja nie wybuduję domu i nie...
-Dlaczego?-spytała ze łzami w oczach, próbując pohamować szloch. Leżała przyciśnięta do materaca przez jego ciało i wpatrywała się w sufit, próbując pogodzić się z tym co mówił. Niczego nie rozumiała. To co mówił, było straszne.
-Bo się nie zmienię. Chciałbym, cholera, zrobiłbym wszystko, ale to mnie przerasta. Jestem kurewsko przerażony-przyznał, wspierając się na łokciach. Westchnął i sięgnął dłonią do jej włosów, nawijając jeden z kosmyków na palec. Nie do końca docierało do niego, że właśnie z niej rezygnuje.
-To dobrze, bo kocham cię takiego jakim jesteś-powiedziała z taką determinacją i uporem, że mimowolnie zaczął jej ulegać. Zmarszczył brwi z zaskoczeniem i zamrugał, napotykając jej wściekłe spojrzenie. -Błagam, skończ gadać głupoty. Nie dam ci odejść. Nie teraz, kiedy rzuciłam dla ciebie narzeczonego i jestem szczęśliwsza, niż kiedykolwiek wcześniej-poprosiła, ujmując jego twarz w dłonie. -Nie dam rady bez ciebie.
-Jestem nienormalny-powiedział, jakby na swoją obronę.
-Jakoś sobie poradzę, a ty bądź dalej tym samym egoistą, proszę-wyszeptała błagalnie, całując go w usta. -Kiedy do ciebie dotrze, że jestem w tobie bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana?-spytała z frustracją. -Kocham cię.
-Nie chcę cię skrzywdzić. To jak mieć w rękach najdroższy skarb i każdego dnia martwić się, że może ci wypaść... Jeżeli cię zawiodę, to...
-Malfoy, do cholery!-warknęła z poirytowaniem, ujmując jego brodę między palce. -Skończ pieprzyć głupoty.
-Tak?-spytał z zadziornym uśmieszkiem, wsuwając dłonie pod jej koszulkę. Naparł mocniej na jej ciało i złączył ich czoła, delikatnie ją całując.
-Tak-potwierdziła już z nieco mniejszą pewnością. Nie mogła się skupić, kiedy dotykał ją w taki sposób.
-Wyjdź za mnie. Wyjedziemy na Karaiby i kupimy dom na plaży. A ja spróbuję. Dla ciebie.





sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 33

-Wejdź-mruknęła bez cienia entuzjazmu, chociaż tak naprawdę czuła to przyjemne uczucie w brzuchu. Jego widok zawsze napawał ją ekscytacją, nawet jeśli wiedziała, że wcale nie powinien. Odsunęła się na bok i zjechała go dyskretnym spojrzeniem, kiedy mijał ją w progu. Poczuła ciarki, kiedy dotarł do niej jego delikatny, znajomy zapach.
-Nie przeszkadzam?-spytał, na co mimowolnie wywróciła oczami. Po co pytał, skoro i tak nie zamierzał wyjść, gdyby powiedziała mu, że nie życzy sobie jego towarzystwa? Był uparty i pewny siebie. Może dlatego, pomimo wszystkich tych różnic wciąż go kochała. Bo zawsze o nią walczył, nawet jeśli tak bardzo się kłócili.
-Zawsze przeszkadzasz...-stwierdziła zgodnie z prawdą, obserwując jak na jego twarzy maluje się ironiczny, niewzruszony uśmieszek.
-Gdzie Krum?-spytał nareszcie, rozglądając się po mieszkaniu. Wiedziała, że się go nie bał, ale zdecydowanie lepiej poczułby się tutaj, gdyby wiedział, że jej byłego już narzeczonego, nie ma.
-Nie ma go. I nie będzie-powiedziała smutno, ale nie tak rozpaczliwie jak powinna, po zakończeniu wieloletniego związku. Draco zmarszczył brwi, przyglądając jej się z zatroskaniem. Oczywiście, że nie potrafił okazać empatii dlatego, że ona i Krum się rozstali, ale prawdę mówiąc, żałował tego, ile zamieszania i skomplikowania wprowadzał w jej życie. Nie zasługiwała na to.
-Rozpieprzyłem ci życie, co?-mruknął, słabo, skanując wzrokiem jej kruchą sylwetkę. Tak bardzo chciał, żeby teraz mogli już zacząć wspólne życie. Żeby pozbyła się wszystkich tych trosk i obaw, a on wreszcie dostał szansę, aby udowodnić jej, że na to zasługuje. Wiedział, że mógłby, gdyby tylko się postarał.
-Nie-z zaskoczeniem patrzył jak zaprzecza, uprzejmie kręcąc głową. -Nie żałuję. Po prostu źle go potraktowałam. Nie zasłużył na to.
Jej serce zacisnęło się, kiedy dostrzegła na jego twarzy ulgę. Nigdy nie sądziła, że zobaczy kiedykolwiek tak niepewnego Dracona.
-Przepraszam-szepnął, wciąż nie śmiejąc się zbliżyć. Tak bardzo bał się, że każdy kolejny gest, czy słowo mógły ją spłoszyć. Miał wrażenie, że powoli ją odzyskuje, ale umarłby, gdyby to się okazało tylko płonnymi nadziejami.
-Z dnia na dzień powiedziałam mu, że to koniec-wzruszyła ramionami. To było niekomfortowe. Zwierzanie mu się ze spraw związanych z Wiktorem. Ale potrzebowała tego, jeżeli mieli naprawić to wszystko między sobą. -Tak egoistycznie chciałabym mieć powód, żeby go nienawidzić-wzdrygnął się, kiedy dotarło do niego jak często myśleli w taki sposób o sobie. Jakie to wszystko byłoby łatwe, gdyby dalej pozostawała dla niego tylko szlamą. Gdyby nigdy się w niej nie zakochał. Z bólem w piersi przełknął głośno ślinę. To było okropne. Stanie tak blisko, a bycie jednocześnie tak daleko. -Skrzywdziłam go-uśmiechnęła się ponuro. Poczuł się tak, jakby oberwał w brzuch i nie mógł oddychać. Co jeśli zerwała z Wiktorem, bo miała wyrzuty sumienia przez pocałunek. Jeśli zrobiła to, bo ją do tego namówił? Co jeśli to nie była jej decyzja? Czy czuła się do tego zmuszona?
-To moja wina?-spytał głucho, czując jak jego cały świat się zapada. Był taki głupi sądząc, że może ją odzyskać. Żałowała Kruma. To zawsze miał być on. Pierwsza, niezastąpiona miłość. Bogaty, zdolny i przystojny. I wybaczyła mu tak wiele rzeczy. Niby jak miał z nim konkurować?
Po raz pierwszy w życiu czuł się taki bezsilny i zwyczajnie odrzucony. Z poczuciem porażki wcisnął dłonie w kieszenie spodni.
-Jestem dorosła, sama podejmuję decyzje...-powiedziała szczerze. Drgnął, kiedy podeszła do niego i z cichym westchnięciem złapała go za podbródek i zmusiła by spojrzał w jej stronę. Spojrzenie jej czekoladowych tęczówek było hipnotyzujące. Poczuł jak jego serce bije silniej, a jego klata piersiowa unosi się, kiedy wyszeptała w jego stronę bezgłośne kocham cię, Malfoy. To mu się musiało przewidzieć. -Nie rozmawiajmy o tym i zacznijmy od nowa-powiedziała proszącym tonem, dotykając dłonią jego policzka. Spojrzał w dół i uśmiechnął się delikatnie dostrzegając w niej całą tą szczerość i oddanie, które niegdyś miał. Westchnął czując jak z jego serca spada ogromny ciężar.
-Draco Malfoy-przedstawił się, nie odrywając uważnego spojrzenia od jej roziskrzonych oczu. Tak strasznie ją kochał.
-Hermiona... Granger.
-I całe szczęście-odetchnął z ulgą, a potem bez wahania docisnął do niej swoje usta. Tak za tym tęsknił. Za całowaniem jej wtedy, kiedy miał na to ochotę. Zaśmiała się w jego usta i zarzuciła mu ręce na szyję, bawiąc się włosami na jego karku.
-Nigdy więcej tego nie rób-warknął, napierając na nią nieco gwałtowniej, dociskając jej ciało do ściany, nieopodal której stali. Ze zmieszaniem zabrała z niego ręce i otworzyła oczy, mrugając z zawodem.
-Co? Czego?
Nie przejął się tym zbytnio, znów całując ją z ogromną desperacją. Jego ręce wsunęły się pod materiał jej koszulki, a usta przeniosły się na jej szyję, gdzie zassał skórę pod jej uchem.
-Nigdy ze mnie nie rezygnuj.
Poczuła jak jej serce znów tego dnia się ściska. Czy to właśnie to o niej myślał? Że wiążąc się z Wiktorem zrezygnowała z niego? Jęknęła, kiedy poczuła na sobie jego usta, a jego zdecydowane kroki, zaczęły prowadzić ją w stronę sypialni. Na samą myśl o jakimkolwiek zbliżeniu oblało ją gorąco. Draco był tym, który całował i dotykał jej w ten sposób po raz pierwszy. Wyrył się w jej wspomnieniu i sercu i nie było dnia, żeby nie myślała o nim przez wszystkie te lata.
-Nie mogę znieść myśli, że on cię dotykał-westchnął niskim, zachrypniętym tonem, z niecierpliwością i złością ściskając jej tyłek. Jego ręce zsunęły się niżej. Objął dłońmi jej uda i podrzucił ją do góry, żeby mogła opleść go nogami w pasie. Pocałował ją, nie przestając iść w stronę jej niewielkiej sypialni.
-Właściwie to my nie...-poczuła się nagle strasznie głupio, kiedy jej plecy zderzyły się z miękkim materiałem pościeli. Wiktor często spędzał noce w jej mieszkaniu. Sypiali w tym samym łóżku i robili różne rzeczy, ale nigdy nie uprawiali seksu. Jej upór był w pewnym sensie także powodem ich częstych kłótni. Wiktor nie mógł znieść, że chciała czekać do ślubu, ale tak właściwie, to nie przyzwoitość i zasady tak ją powstrzymywały. Jej oczy zaszły łzami, na myśl o tych wszystkich chwilach, kiedy wyrzucała sobie, że nie umie pokochać nikogo tak mocno, jak kochała Draco. Nie potrafiła zbliżyć się do Wiktora w ten jeden, jedyny najintymniejszy sposób i chociaż wiedziała, że to prędzej, czy później się stanie, żałośnie odwlekała tę chwilę, nie do końca wiedząc na co czeka.
Przymknęła powieki, kiedy przesunął nosem wzdłuż jej szyi, a potem zatrzymał swoje usta na jej obojczykach, gdzie dosyć mocno zassał jej skórę.
-Zastanawiam się, czy z nim też było tak dobrze?-bał się odpowiedzi, ale pewność siebie nakazywała mu kontynuowanie tej gry. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić jej, reagującej w ten sam sposób na dotyk kogokolwiek innego.
-Nigdy z nim nie spałam-wypaliła, czując wpływające na jej policzki gorąco. Spięła się pod jego dotykiem i głośno zassała powietrze, kiedy się od niej oderwał, wspierając na łokciach po obu stronach jej głowy. Uważnie zeskanował ją wzrokiem, jakby był pewien, że się przesłyszał, a rozbawiony wyraz twarzy mógł go w tym utwierdzić. Ale ona nie zdawała się żartować. Ze skrępowaniem wlepiła wzrok gdzieś w bok, za jego ramię, gdzie na prostej, sosnowej szafce leżała gazeta. Wiktor czytał je każdego poranka, kiedy zatrzymywał się w tym mieszkaniu.
-Wiem, że spędzał tu noce. I chociaż wkurwia mnie to tak bardzo, że nie mogę nawet o tym myśleć, nie jestem na ciebie zły-powiedział trącając jej nos swoim. Wyglądał na poważnego, ale w jego oczach dostrzegała coś na kształt ciepłego uczucia.
-Nie, Draco. Mówię poważnie. My nigdy nie...
Zrozumienie na jego twarzy pojawiło się po dłuższej chwili. Mogła obserwować, jak stopniowo ta prawda do niego dociera. Jak jego oczy nieoczekiwanie się rozjaśniają, a usta rozciągają w zadowolonym, przepełnionym ulgą uśmieszku.
-Dlaczego nie?-spytał z szczerą ciekawością. Ze zniecierpliwieniem i szczerym skrępowaniem, próbowała ominąć to pytanie. Splotła palce na jego karku i uniosła się na łokciach, próbując dosięgnąć jego ust. Nie oparł się. Oddał pocałunek, z ogromnym zaangażowaniem dociskając do niej swoje ciało. Poczuła zbierające się w niej podniecenie, kiedy przeciągnął swoją koszulkę przez głowę i rzucił ją gdzieś na podłogę, ponownie odnajdując jej usta.
-Nie, poczekaj-nagle jakby się opanował, powstrzymując jej ręce. Z ciężkim oddechem, spojrzał jej w oczy, powstrzymując się od ostentacyjnego, tryumfalnego uśmieszku. A więc był jej jedynym. Nawet po tylu latach. -Dlaczego nie?-ponowił pytanie, śmiejąc się, kiedy zarumieniona znów odwróciła od niego spojrzenie.
-Bo mam swoje zasady-wymamrotała z wyraźnym wstydem zagryzając dolną wargę.
-Gdzie były kiedy wrzeszczałaś moje imię, kiedy robiłem ci...
Nerwowym gestem zatkała mu dłonią usta. To go rozbawiło jeszcze bardziej. Zaśmiał się, wyraźnie czerpiąc radość z jej skrępowania.
-Jak możesz być taka niewinna, kiedy praktycznie jesteśmy w trakcie gry wstępnej?-zapytał, drażniąc palcami miejsce, gdzie zaczynała się linia jej prostych, czarnych fig.
-Przysięgam, że jeżeli za moment nie przestaniesz, na tym się skończy-warknęła, ale dźwięk ten prędko zamienił się w coś innego, kiedy poczuła na sobie jego dotyk. Całe jej ciało przeszył dreszcz ekscytacji.
-O nie, to nie koniec. Nigdy nie pozwolę ci odejść. Przysięgam, że będę po ciebie wracał. Zawsze-scałował jej jęk, a potem ostatecznie pozbył się jej ubrań, napawając się każdym pojedynczym dotykiem i słowem. To było lepsze niż cokolwiek, czego doświadczył i choć nie było nic niezwykłego w całym tym akcie w sypialni spowitej przez delikatny półmrok, w bałaganie i ciszy, to gdzieś w głębi serca zapisał tę chwilę jako najpiękniejsze co mu się w życiu przytrafiło. Bo nigdy nie był tak zakochany i nigdy nie miał takiej pewności, że ta miłość jest tym co nadaje sens całej reszcie. Niby kim by był, gdyby jej nie miał, po całej tej odsiadce i paśmie porażek?
Dlatego kiedy przeżywał to wszystko z taką siłą, kiedy napawał się jej paznokciami sunącymi wzdłuż jego kręgosłupa i wsłuchiwał się w jej jęki tłumione w miejscu gdzie jego ramię spotykało się z szyją, obiecywał sobie, że nigdy tego nie zniszczy. Że będzie ją kochać i szanować i zawsze o nią walczyć, niezależnie jak długo miałby toczyć tę bitwę.
-Kocham cię-wyszeptał podziwiając to jak piękna była, zgrzana i spełniona, oddana mu w pełni i do końca. Zastanawiał się, czy miała pojęcie jak bardzo go zmieniła. Jak łatwo go uleczyła. Nigdy nie sądził, że będzie wstanie wypowiedzieć te słowa z takim oddaniem i pewnością. Nie sądził, że pokocha kogokolwiek mocniej, niż kochał siebie.

***

Roześmiała się, wprawiając jego żołądek w to dziwne, ściskające uczucie. Tak się za tym stęsknił. Gdyby mógł, odtwarzałby ten dźwięk w kółko i w kółko i nie był pewny, czy kiedykolwiek by mu się to znudziło.
-Panno Granger?-spytał, przesuwając dłonią po jej nagim ramieniu. Hermiona przekręciła się na łóżku i oparła brodę na jego piersi, przyglądając mu się z szerokim uśmiechem.
-Tak, panie Malfoy?-spytała, przesuwając dłonią po jego włosach. Wstrzymał oddech, ale był pewien, że tego nie zauważyła. Nigdy nie miała pojęcia jak silnie na niego działała.
-Umówi się pani ze mną?-spytał na pozór nonszalancko, w głębi ducha martwiąc się, że po tym jak rzuciła Kruma nic wcale nie jest jasne. Zawsze mogła powiedzieć jedno z tych gówien, które rzucając niepotrzebnie kobiety.
Potrzebuję czasu. 
Chcę to wszystko przemyśleć.
Przepraszam, jeżeli dawałam ci sprzeczne sygnały.
Mimowolnie się wzdrygnął.
-Bardzo chętnie-zaśmiała się cicho. Nie miał pojęcia, że poczuje aż taką ulgę. Rozluźnił się i uniósł w górę kąciki ust, zerkając na nią z zadowoleniem. -Kiedy?
-Choćby i zaraz-odparł, przesuwając ich i zawisając nad nią. Zaśmiała się cicho, kiedy pocałował ją w nos. Nigdy nie był taki czuły. -Wezmę panią zawsze tam, gdzie tylko najdzie panię ochota-zapewnił, dwuznacznie zagryzając wargę. Zacisnęła usta w wąską linię i powstrzymała się od śmiechu, spychając z siebie jego ciało.
-Zboczeniec.
Nie skomentował tego żadnym złośliwym komentarzem, ani nie zaprzeczył. Zwyczajnie wzruszył ramionami, jak gdyby przyznając jej rację.
-Nie mam pojęcia, gdzie moglibyśmy iść-przyznała. Zwyczajnie nie chciała proponować czegoś, na co by się nie zgodził. Była zbyt szczęśliwa, by mierzyć się z jego upartym charakterem.
-Mogłaby mi panienka uchylić nieco mugolskiego świata-zaproponował, zadziornie się uśmiechając. Znów próbował jej sięgnąć pod materiałem przykrywającego ich prześcieradła, ale skutecznie mu umknęła, okrywając się kołdrą i wstając z łóżka.
-Przestań, Malfoy. Nie zgrywaj średniowiecznego arystokraty-schyliła się po ubrania, wywracając oczami. Oczywiście, że musiał gapić się i obczajać jej tyłek.
-Średniowiecznego?-powtórzył z udawanym oburzeniem. -Pomyliły ci się epoki. Gdybym był średniowiecznym arystokratą, postulowałbym o spalenie cię na stosie. Wciąż nie ogarniam, dlaczego jesteś niby tą najmądrzejszą czarownicą i w ogóle...-prychnął, na co obrzuciła go wściekłym, aczkolwiek rozbawionym spojrzeniem.

***

-Wiem gdzie pójdziemy!-powiedziała nagle. Szła chodnikiem, z ramieniem Dracona luźno przewieszonym przez jej szczupłe ramię. Uśmiechnęła się, kiedy bezwiednie i zupełnie bez kontroli pocałował ją w skroń.
-Powiedz-poprosił, kiedy zbyt długo milczała, wpatrując się w czubki swoich butów. Przyciągnął ją bliżej siebie i przyjrzał jej się z góry, delikatne uśmiechając. Mogłaby przysiąc, że ten rodzaj spojrzenia  był tym, za który oddałaby wszystko.
-Mam pomysł-powiedziała nerwowo przygryzając wargę. -Nie mam pojęcia czy ci się spodoba-przyznała szczerze. -Ale zawsze lubiłam tam chodzić.
Zmarszczył brwi, powoli kręcąc głową.
-Chodźmy do wesołego miasteczka-poprosiła niepewnie, przyglądając mu się z niemym błaganiem. Zarzuciła mu ręce na szyję i stanęła na palcach, próbując przybrać najbardziej uroczy wyraz twarzy, na jaki tylko było ją stać.
-Na czym to polega?-spytał, z niewielkim przekonaniem. Sięgnął dłonią do swojego karku i potarł go ze skrępowaniem. Nie chciał jej odmawiać, ale wszystkie te mugolskie sprawy, przyprawiały go o dyskomfort.
-Chodź, to ci pokażę- poprosiła, a potem wspięła się na palcach jeszcze wyżej i z ogromnym wysiłkiem, w końcu udało jej się pocałować go w policzek. Roześmiał się na tę dzielącą ich różnicę wzrostu, a potem zignorował jej prychnięcie i pozwolił pociągnąc się za rękę.

***

-Nie ma mowy-gwałtownie przystanął, zapierając się nogami o próg bramki, przez którą przechodzili, aby dostać się do wesołego miasteczka. Wszystkie te biegające dzieciaki, kolorowe światła, muzyka i zapach popcornu, przyprawiały go o mdłości. Był arystokratą. Arystokrata chodził do galerii, filharmonii i teatru.
-Żartujesz?!-spytała zdenerwowana, kiedy już dotarło do niej, że nie ma szans zaciągnąć go tam siłą. -No proszę.
-Nie-pokręcił głową. -Spójrz  tylko, wszędzie biegają bachory i roi się od mugoli...
Spojrzała na niego z wyrzutem. Kiedy tylko dostrzegł na jej twarzy gwałtowną zmianę, a jej oczy zalśniły w rozczarowaniu, westchnął.
-Przepraszam-mruknął od niechcenia.
-Nie psuj tego-poprosiła cicho, dotykając dłońmi jego twarzy. Uśmiechnęła się niepewnie, jakby wyczekiwała co postanowi, ale to nie była decyzja, którą musiałby rozważać. Miała rację.
-Okey.
-Dziękuję!-niemal krzyknęła, zawieszając mu się na szyi.
-Coś za coś-powiedział wesoło odsuwając ją od siebie i całując. Jego usta nieśpiesznie docisnęły się do jej warg, wymuszając na niej ciche, rozmarzone westchnięcie.
Zaśmiała się cicho, a potem dostrzegła w tłumie jakiegoś mężczyznę, zbyt długo zawieszając na nim podekscytowane spojrzenie.
-Co to za pajac?-spytał Draco w ostatnim momencie, decydując się na użycie tego delikatnego, śmiesznego wręcz określenia. Nie chciał niczego zepsuć. Na widok ubranego w za duże, zielone ogrodniczki mężczyzny, mocno zacisnął szczękę.
-To John-powiedziała z uśmiechem. -Pracował tutaj też w zeszłe wakacje. Poznałam go, kiedy przychodziłam razem ze znajomymi...
-Cześć Hermionka!-Draco uniósł brwi, kiedy wychwyciwszy ich spojrzenie, mężczyzna podszedł do nich i porwał jego dziewczynę w ramiona, mocno ją przytulając. Dał im chwilę, ale kiedy już zazdrość niemal zżerała go żywcem, odchrząknął i złapał Hermionę za łokieć odsuwając go od podejrzanego chłopaka. Z trudem ignorował jej uśmiech, kiedy w zaborczym geście objął ją w talii i przysunął do swojego boku.
-Cześć, jestem John.
-Wiem-pokiwał głową, z wyraźnym brakiem zainteresowania. Zaczął rozglądać się po wesołym miasteczku, próbując wychwycić cokolwiek, co pozwoli im uciec od namolnego faceta.
-Nie przedstawisz się?-prychnął na to idiotyczne pytanie. -To twój znajomy?-John zwrócił się do Hermiony.
-Jestem jej chłopakiem-odparł pewnie, po raz kolejny ignorując palący wzrok stojącej obok niego dziewczyny. -Idziemy-warknął w jej stronę, ciągnąc ją za rękę, w stronę pierwszej atrakcji, którą dostrzegł w tłumie ludzi. Lekceważąc myśl, że właśnie stał się równie zazdrosny i obsesyjny co Weasley, mocniej ścisnął jej rękę i dla rozluźnienia atmosfery pocałował ją w czubek głowy.
-Kurwa, co jest?-niedosłyszalnie mruknął pod nosem z wściekłością, kiedy kątem oka dostrzegł podążającego za nimi pracownika parku rozrywki.
-Wskakuj-rzeczywiście, wiedział, że przesadza, kiedy niemal wepchnął ją do z jednego z wagoników roller costera. Widział rozbawienie na jej twarzy, ale nie potrafił się powstrzymać, kiedy ten psychol ich śledził.
-Ale...-zaczęła, szybko milknąc, kiedy zmroził ją swoim spojrzeniem. Zamiast wszczynania kłótni, postanowiła nie pozwolić mu popsuć swojego humoru. Z nieodgadnionym uśmiechem posłusznie zajęła miejsce i instynktownie przysunęła się w stronę Dracona, kiedy usiadł obok. Nie wiedział jeszcze, na jaki rodzaj atrakcji się zdecydował. Kolejka powoli ruszyła, a ona czując nagły przypływ adrenaliny, podobnie jak inni, zaczęła krzyczeć. Ledwo hamowała histeryczny śmiech, kiedy Draco obrzucił ją zażenowanym spojrzeniem.
-Czemu się drzesz?-spytał patrząc na Hermionę z politowaniem. Nim jednak zdążył wygłosić jakiś przemądrzały, drwiący komentarz, wznoszący się dotąd wagonik, gwałtownie zjechał w dół. Szybko i nieoczekiwanie, tak, że poczuł jak wszystkie jego wnętrzności podchodzą mu do gardła. Zaśmiał się głośno, czując jak jego serce przyspiesza. Zaczął krzyczeć razem z nią, na przemian krzywiąc się, kiedy zbyt mocno wbiła paznokcie w jego ramię. Była przerażona, ale nie na tyle, by to zepsuło jej zabawę.

-Musisz trafić piłką w te puszki-powiedziała Hermiona wyjaśniając mu zasady jednej z gier. Uśmiechnął się pewnie, zerkając na nią kątem oka, kiedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Miała rozwiane włosy i zarumienione policzki i była najładniejszą dziewczyną, w jakiej mogło przyjść mu się zakochać. Z zadowoleniem przygryzł wnętrze policzka.
-Po co?-spytał, powstrzymując się od śmiechu. Dlaczego rzucanie piłką do tenisa, miałoby być takie ekscytujące?
-Wtedy wygrasz dla mnie misia-oświadczyła jakby  to było oczywiste, lekko się niecierpliwiąc. Wiedziała, że Draco go dla niej zdobędzie i z ekscytacji nie mogła już wytrzymać. Była jak dziecko i chociaż za wszelką cenę starała się zgrywać przed nim poważną i niewzruszoną, wiedziała, że go bawi.
-Przecież mogę wyczarować misia, skarbie-powiedział, podczas gdy na jego twarz wkradł się kpiący uśmiech. Nie byłby sobą, gdyby nie próbował tego ominąć, nawet jeśli strącenie tych puszek nie było wyzwaniem.
-John zawsze wygrywał dla mnie misia-zacisnął szczękę, nawet jeśli wiedział, że specjalnie go prowokowała. -Jest tu najlepszy...-oznajmiła śpiewnym, melodyjnym tonem, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Manipulantka. Prychnął pod nosem i wyprostował się, mrużąc gniewnie powieki.
-W porządku-warknął, biorąc do ręki małą piłeczkę. Zacisnął wokół niej palce i uśmiechnął się pewnie, uważnie obserwując ustawione niecałe trzy metry przed nim puszki. Do cholery, przez połowę życia, był szukającym i kapitanem quidditcha. Idealnie orientował się w przestrzeni, oceniał odległość i miał cela. -Jedyna i najważniejsza zasada brzmi: To Draco jest najlepszy-powiedział z przesadnie uroczym uśmiechem.
-Mamy misia!-Hermiona z rozbawionym okrzykiem rzuciła mu się na szyję, kiedy zbił wszystkie puszki, a do jego rąk został przekazany gigantyczny, biały pluszak. Draco uśmiechnął się triumfalnie, jakby właśnie wydostał ją z wieży strzeżonej przez smoka, albo ocalił z rąk groźnych bandytów, otaczając ją ramionami.
-To żałosne-uznał, opierając brodę o czubek jej głowy. -Czy on jest wypchany trocinami?
-Ugh, zamknij się, to nie jest żałosne!-żachnęła się, całując go w policzek.
Po jego ciele rozlała się fala ciepła, a po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. A jednak.
-Nie ruszaj się stąd, pójdę po coś do picia-szepnął do jej ucha, uprzednie delikatnie je całując i odszedł na chwilę, znikając gdzieś między tłumiącymi się ludźmi.
Ze znudzeniem oparła się o budkę z pop cornem i watą cukrową, korzystając z chwili, kiedy nie mógł jej zobaczyć. Uśmiechała się tak szeroko, tak że bolały ją policzki, a spomiędzy jej warg wydostało się ciche, rozmarzone westchnięcie.
-Cześć mała-ktoś oparł się obok niej, lustrując ją wyzywającym wzrokiem.
-Cześć John-zaśmiała się na ten udawanie zalotny ton, zakładając za ucho kosmyk włosów. -Dawno się nie widzieliśmy-powiedziała, próbując nawiązać rozmowę. -Co u ciebie?-spytała z uprzejmym uśmiechem, próbując dostrzec Dracona gdzieś ponad jego ramieniem.
-Pracuję tu, ale ostatnio miałem trochę więcej czasu i znalazłem niesamowite miejsce. Byłabyś pod wrażeniem-powiedział z tajemniczym wyrazem twarzy. Uniosła wyczekująco brwi. Była zaintrygowana.
-Przecznicę stąd, ktoś otworzył antykwariat-wyjaśnił z niekrytą fascynacją. -Boże, Hermiona, gdybyś widziała te książki. To przedwojenne wydania.
Próbowała udawać, że to nie zrobiło na niej wrażenia, ale jej oczy zalśniły z podekscytowania. John był naprawdę świetny. W zeszłe wakacje właśnie tym jej zaimponował. Gustem literackim i nosem do wartościowych antyków.
-Jak chcesz, mogę ci pokazać-powiedział z uśmiechem.
-Nie dziś, jestem z Draconem-odparła pewnie. Westchnęła z niezdecydowaniem, powoli łamiąc się jednak pod nalegającym spojrzeniem Johna. Zagryzła wargę. Bawiła się świetnie z Draconem, ale była pewna, że gdyby szybko się uwinęła, zdążyłaby wrócić do wesołego miasteczka, jeszcze zanim ten wróci z napojami.
-Stoi w kolejce po picie-powiedział z politowaniem John, jakby czytając jej w myślach. -Wątpię, żeby kupił coś do rana.
-Dziesięć minut?-zaproponowała, wciąż się łamiąc. Draco był miły i czarujący cały wieczór. Na pewno nie zdenerwowałby się, gdyby zniknęła na moment. Chciała tylko obejrzeć te książki. Z tonu Johna wywnioskowała, że to okazja, której nie może przepuścić.
-Dziesięć minut-potwierdził z wyraźnym zadowoleniem.

***

-Serio?-jego oczy pociemniały, kiedy dostrzegł jak Hermiona odchodzi od budki z popcornem i razem z tym całym klejącym się do niej palantem Johnem opuszcza wesołe miasteczko. -Suń się-popchnął jakiegoś dzieciaka, po czym nie oglądając się na oburzonych jego zachowaniem ludzi poszedł za dziewczyną, wyrzucając do najbliższego śmietnika dopiero co zakupione napoje.
Wywrócił oczami i wypuścił z ust cały poemat przekleństw, kiedy dostrzegł jak ta dwójka się oddala, znikając gdzieś za ścianą londyńskiego wieżowca.. Zaczął biec, wciąż pozostając w bezpiecznej odległości, obserwując jak Hermiona śmieje się i plotkuje z popieprzonym zboczeńcem, jakim niewątpliwie był cały ten przygłupi i źle ubrany typ. Patrzył jak razem z Johnem, dziewczyna skręca w jakąś boczną uliczkę.
-Nie żyjesz-warknął do siebie, obmyślając śmierć dla niczego nieświadomego pracownika parku rozrywki. Jego pięści zacisnęły się tak mocno, że pobielały mu knykcie.

-To tutaj-powiedział łagodnie John, kulturalnie wpuszczając ją do księgarni. -Przysięgam, nigdy nie widziałaś niczego lepszego-powiedział pewnie, pokazując ręką na stare regały.
-Niesamowite-westchnęła, będąca pod szczerym wrażeniem Hermiona przejeżdżając ręką po grzbiecie jednej z książek. -Jak je zdobyli?-spytała, odwracając się w jego stronę z tym pytaniem i zdziwiła się, kiedy jego twarz  znalazła się zaledwie kilka centymetrów od jej. Uśmiechnęła się przepraszająco i niezręcznie, chciała go wyminąć, kiedy ten zupełnie nieoczekiwanie ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Jego ręce zapalczywie unieruchomiły jej nadgarstki. Docisnął ją swoimi ciałem do ściany.
Była zaskoczona i sparaliżowana, stała nieruchomo, pozwalając by John skradał z jej ust kolejne pocałunki, podczas gdy ten nakręcał się coraz bardziej.
 Do czasu.
Draco pojawił się nieoczekiwanie. Nie miała pojęcia jakim cudem ją znalazł, ale była mu wdzięczna, kiedy oderwał od niej mężczyznę, przy okazji mocno uderzając go w szczękę. Wiedziała, że jest porywczy. Zdenerwowała się i zastygła w przerażeniu, że pochłonie go złość, którą zwykle tak usilnie powstrzymywał, ale ją zaskoczył. Oderwał się od Johna, a potem machinalnie, bez cienia emocji na twarzy, złapał ją za ramię i nie oglądając się na leżącego na ziemi chłopaka, wyprowadził ją z księgarni. Przez krótki moment prowadził ją w milczeniu, mocno wbijając paznokcie w jej ramię. Skrzywiła się, ale nie śmiała zaprotestować, kiedy dostrzegła jak mocno napina szczękę, próbując udawać, że go to nie wzruszyło. Był wściekły. Złamał się dopiero kiedy wyszli na zatłoczoną ulicę, a ona próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.
-Co to miało być?!-spytał wreszcie, wyraźnie zbulwersowany i zwyczajnie wściekły, szybko ją jednak puszczając, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że ją tym krzywdzi.
-Nic, ja...-zaczęła, głośno przełykając ślinę. Co mogła mu powiedzieć? Nie spodziewała się tego. Była przerażona i wciąż w zbyt wielkim szoku, by jakkolwiek to ogarnąć. Oczywiście, że to jej wina. Nie powinna go zostawiać. Cofnęła się, pod jego spojrzeniem, a on jej na to pozwolił, nie odrywając wzroku od jej czekoladowych tęczówek. Był zły, zawiedziony i smutny, a ona nie miała nic na swoją obronę, nawet jeśli to John naruszył jej przestrzeń. Wiedziała, że nie była w niebezpieczeństwie. Chciał się zwyczajnie zabawić. Potraktować ją jak łatwą dziewczynę. Miała pewność, że gdyby mu odmówiła, do niczego by jej nie zmusił.
-Co mam sobie niby myśleć?-spytał nagle tak bezradnie, że ją to złamało. Na początku myślała, że jest zły, bo był zazdrosny i wkurzony jej nieposłuszeństwem. Teraz dotarło do niej, jak to dla niego wyglądało. Opuściła go, by wyjść z obcym mu chłopakiem, po to, by go zdradzić.
-Nie, to nie tak-szybko zaprzeczyła jego myślom, desperacko wręcz ujmując jego twarz w dłonie. Nie zareagował, a przez to czuła się tak, jakby powoli zapadała się w odmętach wody. Tonęła.. Bez cienia najmniejszego uczucia wpatrywał się w jej oczy. -Zaskoczył mnie tym, przepraszam. To nie jest tak jak myślisz-powiedziała z frustracją, powoli dopuszczając do siebie przerażenie. Co jeśli jej nie uwierzy. Patrzył na nią niezbyt przekonany.
-A co ma myśleć?-wzdrygnęła się, kiedy energicznie wyrzucił ręce do góry, a jej ciało zalało nieprzyjemne zimno. Łzy powoli zaczęły szklić się w jej oczach. Nie chciała sobie wyobrażać, jak go to musiało zranić. - Wyszłaś z nim! Pomyślałaś o mnie?  Kurwa, Hermiona, całowaliście się!-szybko otarła łzę, która wydostała się z jej oka. Jego głos zadrżał. Próbował to zamaskować, ale nie potrafił. -Błagam, wytłumacz mi to, nie mam już na to siły-pokręcił z niedowierzaniem głową. Wiele razy wątpił w to, że mogła go pokochać. Nie był dla niej tak dobry, jakby tego pragnął, ale nigdy nie wątpił w jej dobroć i uczciwość. Nie zdradziłaby go.
-John to mój stary znajomy...-zaczęła, ale szybko urwała, kiedy dostrzegła jak Draco z wściekłością zaciska zęby i odwraca spojrzenie.
-Widać-uciął jej, szczerze urażony. Westchnęła z poddaniem.
-Powiedział, że pokaże mi księgarnię. Wiesz, że jak kocham książki-wyrzuciła z siebie z frustracją. Postawiła na szczerość. Nawet jeśli wychodziła przy tym na dziecko, które poszło gdzieś z obcym dorosłym, bo ten obiecał mu garść cukierków. -Stałeś w kolejce, a my mieliśmy wyjść na dziesięć minut i zaraz wrócić... Mój Boże, nie miałam pojęcia, że mnie pocałuje. Skąd miałam to wiedzieć? Nigdy nie wykonał wobec mnie żadnego ruchu-była zrozpaczona. Przesunęła palcami po głowie i zacisnęła je tuż przy cebulkach włosów, czując się okropnie, kiedy mówiła to wszystko po środku chodnika, w tłumie niczego nie świadomych, mijających ją bezustannie przechodniów.
-Co jest ze mną kurwa nie tak?!-spytał w końcu zirytowany, zupełnie zbijając ją z tropu. Zmarszczyła brwi. Sądziła, że to ją zacznie wyzywać. Że to w niej zacznie doszukiwać się jakiejś wady. Nie miałaby o to pretensji. -Co takiego ma Weasley, Krum, McLaggen czy jebany John, że tak łatwo im cię zdobyć, co?-była pewna, że jej serce wtedy pękło. -Staram się! Naprawdę, kurewsko mocno się staram-zamrugała, kiedy jego oczy zalśniły. Inaczej, niż zwykle. Jakby pojawiły się w nich łzy, ale nigdy wcześniej nie widziała Dracona w takim stanie, więc nie była wstanie potwierdzić swoich przypuszczeń. -Masz pojęcie, jak się czułem przez cały ten dzień? Poszedłem z tobą wszędzie, gdzie tylko chciałaś i naiwnie poszedłbym jeszcze raz i tak w kółko do końca pieprzonego życia, ale ty i tak odchodzisz z kimś innym! Czemu tak trudno mi cię zdobyć?-przymknęła oczy na dłuższą chwilę, kiedy skończył, ostatnie zdanie niemal szepcząc. Nie odrywał od niej spojrzenia, nie krzyczał, ani się nie ruszał. Zwyczajnie czekał, a ona, chociaż rozpaczliwie chciała, nie miała pojęcia jak załagodzić to pęknięcie, które stworzyła w jego sercu. Nigdy nie chciała go skrzywdzić i nigdy nie sądziła, że Draco, tak zdystansowany i silny jej na to pozwoli. Może to był właśnie dowód? Oddał jej się cały. Otworzył i zaryzykował wszystko, rezygnując z całej tej powłoki, którą się otaczał. A ona to bezmyślnie zniszczyła.
-To nie tak-pokręciła głową, a łzy już niekontrolowanie spływały z jej twarzy. -Przepraszam, strasznie przepraszam. Tak bardzo mi przykro-powiedziała z najwyższą szczerością, próbując go dotknąć. Odsunął się. Wspomnienia dzisiejszego poranka, popołudnia i wczesnego wieczoru, nagle wydały się odległe. Jakim cudem, tak prędko znów stał się obcy?
-Nie-wzdrygnęła się. -To ja przepraszam, ale nie mam ochoty tego słuchać-powiedział smutno, obrzucając ją niezdecydowanym spojrzeniem. Jakby wciąż rozważał, czy wyładować na niej swoją złość i frustrację. Zraniła go. Skrzywdziła go mocniej, niż kiedykolwiek przypuszczał, że to możliwe.
-Poczekaj-krzyknęła, odchylając głowę do tyłu. Wzniosła oczy ku niebu i westchnęła cicho, niemal płaczliwie, zbierając się w sobie, by go zatrzymać. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby się poddała. Do cholery, była Hermioną Granger.
-Serio?!-przymknęła oczy. To nie było łatwe, kiedy musiała rywalizować z nim; z jego gniewem, elokwencją, z tym, że miał niezaprzeczalną rację. -Podaj jeden powód, dla którego miałbym czekać. Czekałem na ciebie mnóstwo czasu, Granger-skrzywiła się, kiedy z chłodem wymówił jej nazwisko. -Bawisz się mną-stwierdził zimno. -Nawet jeśli na to zasłużyłem, jestem zbyt zmęczony, by ci na to pozwalać-powiedział, idąc tyłem, wciąż się w nią wpatrując. Poczuła jak oblewa ją nieznośne gorąco. Niemal już straciła nadzieję. Była pewna, że go straci.
-Bo cię kocham-wyrzuciła z siebie, ostatecznie pozbywając się trapiącego ją lęku przed tym wyznaniem. Właściwie była wściekła. Potwornie zła, na okoliczności, jakie ją do tego zmusiły. Niepogodzona z własnym losem i pechem. Nienawistnie nastawiona do własnej głupoty, która kazała jej posłuchać dzisiaj Johna.. -Bo cię kocham-powtórzyła znacznie głośniej i pewniej, spotykając się z jego zaskoczonym wyrazem twarzy. Rzeczywiście, to pierwszy raz, kiedy mu powiedziała.
-Przepraszam. Nic nie odda tego, jak bardzo jest mi przykro i chociaż mnie to przeraża, to zrozumiem, jeżeli teraz odejdziesz. Ale się z tym nie pogodzę i tego nie zaakceptuję, bo cholera-urwała, czując, jak bardzo trzęsie się jej broda. -Kocham cię od tak dawna, że...-zacisnęła ręce w pięści, kiedy wykonał ostrożny ruch w jej stronę. -Proszę, po prostu proszę, niech to będzie ten jedyny powód, dla którego miałbyś zostać.

To było satysfakcjonujące. Sposób, w jaki do niego przylgnęła, z jaką ulgą oddała jego pocałunek, kiedy tylko docisnął do niej usta. Trochę się bał, ale nie potrafił żałować, ani się na nią gniewać. Pozwoliłby się nazwać głupim i naiwnym po tysiąc razy, gdyby tylko mógł wykorzystywać tę szansę, raz za razem. Objął ją w talii i uniósł nieznacznie do góry, napawając się sposobem w jaki wplatała palce w jego włosy i delikatnie za nie ciągnęła. Całowała go po środku ulicy w świetle bladych, miejskich latarni i nawet jeśli się o to nie podejrzewał, to był pewien, że sposób w jaki go dotykała, był wstanie załatać każdą dziurę w jego niedostępnym sercu.
Teleportowali się prosto do jej mieszkania, gotowi powtórzyć wydarzenia z dzisiejszego poranka. Nie przerywając pocałunku znaleźli się w sypialni, na oślep i po omacku zrywając z siebie ubrania. Nigdy wcześniej nie przemawiała przez nich taka żądza. Desperacja i nienasycenie, możliwe do ugaszenia tylko jednym sposobem. Popchnął ją na łóżko i obdarzał ją pocałunkami, pełnymi pasji i zdecydowania, dzikiego i szaleńczego wręcz oddania, kiedy coś musiało im przerwać.
Pukanie do drzwi.
Na moment przestał się ruszać, nie zwiększając jednak między nimi dystansu. Jego usta utknęły gdzieś między jej piersiami, a palce owinęły się wokół jej łydki.
-To na pewno nic ważnego-mruknął lekceważąco, szybko wracając do poprzedniego rytmu. Jęknęła, kiedy przesunął dłonią w górę, przez udo, do miejsca między jej nogami.
-Czekaj-szepnęła wbrew sobie, napierając drobnymi dłońmi na jego tors. Za nic nie mogłaby się odprężyć. Nie, kiedy ten ktoś wciąż pukał. Zepchnęła go z siebie i szybko podbiegła do sukienki, którą Draco rzucił wcześniej gdzieś na podłogę, zarzucając zwiewny materiał na siebie. Wyszła z sypialni, odprowadzana jego poirytowanym, zrezygnowanym spojrzeniem. Draco wywrócił oczami, wydając z siebie ciche westchnięcie, a potem przewrócił się na plecy, mocno opadając głową na miękkie poduszki.
-Co ty tutaj robisz?-przymknął oczy, kiedy syknęła tuż za ścianą, najwyraźniej myśląc, że jej nie słyszy.
-Ja?-to Krum. -Walczę o ciebie. To się nie może tak skończyć, nie pozwolę ci.
To było trudne, być może najtrudniejsze, na co zdecydował się w życiu, ale postanowił, że się nie wtrąci. To musiała być jej decyzja, a on musiał być pewny, że Hermiona nie ma wątpliwości. Chciał jej ufać. Chciał słuchać, jak powtarza mu, że go kocha i być co do tego pewnym.
Wpatrywał się w sufit, czując jak szybko bije mu serce.
-To koniec, Wiktor-powiedziała pewnie, a on mimowolnie się uśmiechnął.

***

-Nie możesz!westchnęła, kiedy Wiktor z frustracją przesunął po swoich czarnych kosmykach. Nerwowym krokiem przeszedł wzdłuż hallu w jej mieszkaniu, a potem zamarła, kiedy zbliżył się drzwi sypialni. -Kocham cię, czemu tego nie rozumiesz?-spytał, nie wyłapując jej zdenerwowania.
-Chodź-złapała go za rękę i wyprowadziła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
-Co robisz?-spytał zaskoczony, marszcząc podejrzliwie brwi. Cholera.
-Przepraszam. Przykro mi, że cię skrzywdziłam, ale nie masz czego tu szukać. To koniec, nie możesz mnie nachodzić. Zwłaszcza po tym, co powiedziałeś ostatnim razem.
-Dlaczego nie wejdziemy do środka?-spytał Bułgar, unosząc brwi do góry. -Masz kogoś-stwierdził jadowitym tonem, próbując ją wyminąć i dostać się do środka.
-To nie tak...-zaprzeczyła pewnym tonem. -Poza tym, nie jesteśmy już razem. Pamiętasz?
-Wiedziałem! Kurwa wiedziałem, idziesz z pierwszym lepszym do łóżka-stwierdził oskarżycielsko Krum.
-Nie!-odparła, oburzona, że w ogóle mógł tak pomyśleć. Draco nie był pierwszym lepszym, nigdy nie chodziło o zdradę, albo romans. Zwyczajnie nigdy nie oddała mu serca. Zawsze chodziło o Malfoya. Zawsze go kochała i nie umiała o nim nie myśleć.
-Kto jest w mieszkaniu?-to pytanie było oschłe i nieprzyjemne, jakby chciał jej nim wymierzyć policzek. Jego ostatnie słowa huczały w jej głowie, kiedy patrzył na nią z odrazą.
-To nie jest twoja sprawa. Nie zdradziłabym cię. Ale nie umiałam cię pokochać, tak jak na to zasługiwałeś. Pod tym względem, nie byłam ci wierna-przyznała szczerze.
-Akurat-warknął patrząc na nią z nienawiścią. Wstrzymała oddech, kiedy podszedł bliżej niż mogłaby znieść.
-Wiktor, po prostu idź już-westchnęła z rezygnacją. -Na pewno masz co robić. Jest wieczór i mamy weekend-mruknęła z irytacją.
-Rzeczywiście-prychnął z kpiną, a potem nachylił się i energicznie przybliżył do niej swoje usta. Zareagowała. Zebrała w sobie wszystkie siły i mocno go spoliczkowała, czując jak gniewny rumieniec wstępuje na jej policzki.
-Nie możecie mnie wszyscy całować-warknęła, po czym nie czekając na jego reakcję, a może raczej, szczerze się jej obawiając, weszła do mieszkania i zatrzasnęła za sobą drzwi, zamykając je na klucz.
Oparła się o nie, osuwając w dół, kiedy do jej uszu dobiegło głośne przekleństwo i dźwięk zderzającej się ze ścianą pięści. Potem, z głuchego trzasku, wywnioskowała, że Wiktor się teleportował. Podkurczyła nogi pod brodę i ukryła twarz w dłoniach, kuląc się w przedpokoju własnego mieszkania.

***

Wiedział, że wyszła z mieszkania. Słyszał jak kłóci się z Krumem, a potem po raz kolejny trzaska drzwiami, kiedy wraca. Ale nie przyszła do niego. Nie położyła się obok. Nie powiedziała nic, co kazałoby przestać mu się martwić. Nic prócz niej samej, nie było wstanie uspokoić dobijającego go od środka chaosu. Zwyczajnie się martwił. I chociaż starał się udawać twardego, to był smutny. Niepewny. Zmęczony ciągłym zastanawianiem się, czy jeśli zaśnie tego dnia, to znów obudzi się bez niej.
Wycieńczony snuciem domysłów, wstał z łóżka i przeciągnął koszulkę przez głowę, wychylając głowę zza drzwi sypialni. Zmrużył oczy, kiedy nie dostrzegł jej na kanapie w salonie, ani krześle w jadalni. Przeszedł przez ciemny korytarz i kuchnię połączoną z dużym pokojem. Dopiero później, czując już narastający niepokój, spojrzał na drzwi wejściowe i opartą o nie dziewczynę. Współczuł jej. Naprawdę szczerze współczuł jej tego, z czym musiała się mierzyć. Nie zasługiwała na wszystkie te komplikacje. Westchnął cicho, kucając naprzeciw niej i obdarzając ją tym zmęczonym, zatroskanym spojrzeniem.
-Hermiona...-powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie. Wcale nie chciał jej budzić, ale na wszelki wypadek, uspakajał swoje sumienie. Nie znosiła, kiedy próbował brać ją na ręce. Wsunął ramię pod jej kolana, drugą obejmując jej plecy, a potem uniósł ją z łatwością i wstał, stawiając ostrożne kroki na śliskiej, skrzypiącej podłodze w jej mieszkaniu.




Rozdział 32

Milczała. Miała wrażenie, że słyszy głośne bicie swojego serca i szum tłoczącej się do niego w żyłach krwi, a wraz z nią, w dźwięk ten wsłuchuje się nie tylko Draco, ale cały Londyn. Oto kim była. Niezdecydowaną, przestraszoną dziewczynką, która zapomniała o wszystkim, w co wierzyła, na rzecz jakiegoś związku, w którym nawet nie była szczęśliwa. Bo gdyby była, nie rozpływała by się tak bardzo pod wzrokiem Malfoya, prawda?
Zacisnęła ręce w pięści i jeszcze raz przeskanowała twarz mężczyzny, próbując doszukać się w niej chociaż cienia podstępu.
-Naprawię to-powiedziała, nieświadomie przerywając jego napięcie. Nie mogła wiedzieć, jak bardzo był zdesperowany i przerażony. Nie kłamał i był gotów zniknąć z jej życia, ale tak samo pewien był co do tego, że ta porażka by go zabiła. -Po prostu nie znikaj.
Nie miała siły, ani dość wolnej woli, by czekać na jakąkolwiek reakcję. Nie ufała sobie dostatecznie, by być pewną, że za moment nie zacznie go błagać, by ją pocałował, dlatego odwróciła się i zniknęła, teleportując do swojego mieszkania.

Wciąż było bardzo wcześnie. Kiedy nalewała sobie wody, nerwowo ściskając wysoką szklankę z kompletu, którego nienawidziła, a który kupił Wiktor, wiedziała, że fakt iż stoi we własnej kuchni o piątej nad ranem jest zwyczajnie dziwny.
-Gdzie byłaś?
Wywróciła oczami. Oczywiście, że słyszał trzask drzwi wejściowych.
-Biegałam-mentalnie przybiła sobie piątkę za ubranie dresu. Ta wymówka nie brzmiała wcale tak idiotycznie.
-O piątej nad ranem?
-Rzeczywiście, nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale to chyba dobrze, prawda? Chcę dbać o formę-skłamała, wymuszając na ustach uśmiech.
-Byłaś tu w ogóle w nocy?-zapytał podejrzliwie, na co momentalnie spoważniała.
-Jaki masz problem?-zamrugała, wciskając ręce do kieszeni bluzy. Oparła się biodrami o krawędź blatu i uniosła wyzywająco brwi.
-Po prostu nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje-wyrzucił z siebie, na co mimowolnie się skrzywiła. Nie znosiła, kiedy się denerwował. -Co z nami się dzieje!-dorzucił z szczerą frustracją. -Ten związek jeszcze nigdy nie był tak popieprzony.
Chciała zaprzeczyć, ale zamiast tego wyprostowała się i odchrząknęła. Musiała wziąć się w garść. Zdobyć na odwagę. Do cholery, ostatnio zachowywała się żałośnie.
-Może o to właśnie chodzi-przyznała poważnie i spokojnie, próbując zignorować skurcz strachu, kiedy przeczuwający co ma się stać Wiktor, zmroził ją wściekłym spojrzeniem. -Nie powinniśmy być razem. Ja nie powinnam być z tobą-powiedziała cicho, jednak na tyle zdecydowanie i poważnie, by nie wziął tego za jakieś nieznaczące mamrotanie.
-Że co?-prychnął ze śmiechem, przesuwając dłonią po włosach. Maniakalnie i z frustracją. Zaczął chodzić wzdłuż ściany, celując w nią palcem. -To nie jest kurwa śmieszne, Hermiona. Cofnij to.
-Nie mogę-wzruszyła ramionami. Nigdy nie chodziło o to, żeby go zranić, ale najwyraźniej to było to, co musiała zrobić, żeby odzyskać życie, którego pragnęła. Życie, w którym mogłaby być sobą. -Nie lubię kogoś kim się stałam-przyznała szczerze, spuszczając wzrok. Chciała być tą samą odważną i wygadaną dziewczyną. Chciała umieć postawić na swoim i wierzyć w to, o co walczy, a przede wszystkim chciała umieć ufać Malfoyowi. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby chociaż nie spróbowała. Jeżeli to nie on był tym jedynym, była gotowa żyć do końca w samotności, nawet jeśli wiązałoby się to z wyrzucaniem sobie, że zrezygnowała z kogoś takiego jak Wiktor.
-Co? O czym ty w ogóle mówisz?!-patrzył na nią, jakby oszalała. Prawda była taka, że nigdy nie potrafił jej zrozumieć. -To jest życie, którego pragnęłaś. Jeżeli kimś się dzięki mnie stałaś, to tylko lepszą wersją samej siebie! Przecież dam ci wszystko!-upomniał ją z desperacją, ale nie było chyba słów, które by ją przekonały.
Pokręciła głową i westchnęła, wciągając powietrze przez nos. Chciała płakać, ale nie dlatego, że go traciła. Chciała płakać, bo wiedziała, że kończąc tak nagle coś co stworzyli przez wszystkie te lata, łamie Wiktorowi serce. Miała jednak świadomość, że gdyby go nie zostawiła, to ona by cierpiała.
-Nie mogę z tobą być. Przepraszam, Wiktor, to koniec-oświadczyła zdecydowanie.
Wiktor zatrzymał się gwałtownie. Nagle nie łaził już w te i z powrotem po kuchni i nie przeczesywał swoich czarnych, poburzonych po śnie włosów. Zmarszczył brwi, a przez jego twarz przeszedł błysk zrozumienia.
-Masz kogoś-wychrypiał, a ona przymknęła na krótką chwilę oczy, czując jak po jej ciele rozchodzi się nieprzyjemne zimno. Po prostu nie chciała, żeby ją skrzywdził. Nie zrobił tego, odkąd nie był pod działaniem Imperiusa, ale od tamtego czasu zawsze skrywała w sobie ten lęk. -To Malfoy, prawda?-to pytanie było przepełnione jadem, podsycone nienawistną obsesją. Nie znosił Dracona od zawsze.
-Pomógł mi to zrozumieć. Ale to nie z jego powodu-powiedziała, delikatnie mijając się z prawdą. Wierzyła, że robi to dla siebie. Po to, by być szczęśliwą.
-Oczywiście kurwa, że on nie miał z tym nic wspólnego. Wy dwoje się pieprzycie, prawda? To jest to, co robiłaś, prawda? Przez wszystkie te lata zgrywałaś świętą, żeby przy pierwszej lepszej okazji dać mu dupy?!-wrzasnął. -Pewnie, idź sobie. Idź i kurw się do woli.
Wzdrygnęła się, ale nie pozwoliła sobie na odrobinę słabości, która próbowała zakraść się do jej serca. Zacisnęła zęby i dumnie uniosła głowę.
-Wiktorze-powiedziała spokojnie, ale jej głos i tak zatrząsł się z wściekłości. -To moje mieszkanie. Dlatego to ty idź i nie pokazuj mi się nigdy więcej na oczy.

***

Nerwowo przenosił ciężar swojego ciała ze stóp na pięty, kiwając się nieporadnie w salonie Potterów. Nigdy nie był tak zdesperowany, ale ostatecznie wygadanie się dawnemu wrogowi uznał za poniekąd wybawienie. Potrzebował tego. Kogokolwiek, kto wysłuchałby jego myśli, niegdyś tak pieczołowicie skrywanych w jego niedostępnym i zimnym umyśle.
-Co to miało być?-zapytał po raz kolejny Harry'ego, który w spokoju wysłuchał jego historii. Potter nalał mu do szklanki trochę whisky i poklepał go pokrzepiająco po ramieniu, posyłając jeden z tych nieodgadnionych uśmiechów. Szczerzył się, bo naprawdę wierzył, że będzie dobrze, czy może raczej sądził, że sprawa jest przegrana, ale był zbyt wielką ciotą, by powiedzieć mu to prosto w twarz i go złamać?
-Naprawdę tak po prostu zniknęła? Powiedziała, że się zastanowi?-zapytał Harry, z niezrozumieniem przejeżdżając dłonią po szczęce. Na jego policzkach powstał już mniej więcej dwudniowy zarost.
-Powiedziała, że to naprawi-wspomniał z zamyśleniem Draco. -Tak bardzo chciałbym wiedzieć, co dzieje się teraz w jej głowie.
-Może powinieneś jej zapytać?
-Myślałem, że powinienem dać jej trochę przestrzeni?-mruknął nieśmiało. -Nie znam się na tych wszystkich cholernych związkach. Nigdy nie...
-Och błagam, zaoszczędź mi opowieści z twojej kariery fuck boya. Naprawdę nie chcę pamiętać. Do cholery, próbuję zeswatać cię z moją przyjaciółką. Hermiona jest dla mnie jak siostra.
Nerwowo i nieco zbyt gorliwie pokiwał głową. Cholera, nigdy nie był tak zrozpaczony. Gotów posunąć się do wszystkiego, by ją odzyskać.
-Wiem, wiem-przytaknął szybko. -Chodziło mi o to, że dałbym z siebie wszystko. Chcę tam być. Z nią, całym sobą, ale tak kurewsko się do tego nie nadaję, Potter. Nigdy nie jestem co do niej pewien. Jakby nie potrafię zaufać, że ona rzeczywiście widzi we mnie coś wartego uwagi. Jest dla mnie za dobra.
-Taa, cóż-Harry beznamiętnie wzruszył ramionami. -Wciąż uważam, że powinieneś ją po prostu zapytać.

***

Stało się.
Siedziała po turecku, na podłodze, dokładnie naprzeciwko gigantycznej, drewnianej szafy. Wpatrywała się w puste półki, które opróżnił Wiktor na moment przed swoim odejściem i delikatnie się uśmiechała, ścierając jednocześnie łzy ze swoich policzków. Nigdy nie sądziła, że to będzie tak trudne, a zarazem oczyszczające. Czuła się tak, jakby wybawiła się od jakiegoś niezwykle doskwierającego jej przez ostatnie lata ciężaru.
Wstała i złapała za wieszak. Jedyne co pozostało w szafie, a świadczyło o jej jakimkolwiek związku z Wiktorem. Rozsunęła suwak białego pokrowca i westchnęła muskając palcami delikatny materiał. Jej suknia ślubna. Zakochała się w tej sukience i była naprawdę szczęśliwa, kiedy już udało jej się ją znaleźć, ale teraz, po wszystkich tych słowach, które wyrzucił z siebie Wiktor, nie sądziła, by kiedykolwiek była wstanie ją założyć.
-Kiedy przyjdzie czas, kupisz sobie ładniejszą, Hermiono-powiedziała do siebie i bez cienia entuzjazmu wpakowała wieszak z sukienką do kartonowego pudła, który dokładnie zakleiła taśmą. Odetchnęła cicho. Nadszedł czas na to, by zacząć wszystko od nowa.

***

-Mam dość.
Harry wzdrygnął się na to ostre zdanie. Odstawił kawę na blat jadalnianego stołu i oderwał wzrok od ciekawego artykułu w Proroku, patrząc pogodnie na swoją żonę. Nawet wściekła i nieobliczalna wydawała mu się cholernie piękna.
-Mówiłem ci, jak strasznie cię kocham, Ginny?-zapytał, doskonale wyczuwając unoszące się w powietrzu napięcie. Awantura. Wyprostował się i rozmasował krzyż, z lekkim przestrachem patrząc na ustawioną w salonie kanapę. Nie zniósłby tej tortury. Próbując dodać sobie otuchy i wmówić, że ich stara sofa to coś o co wciąż warto walczyć, a nie poddawać się na wstępie, bo przecież mieli jeszcze wycieraczkę, odetchnął z determinacją. -O co chodzi?-zapytał, kiedy dostrzegł jej niewzruszenie na jego, przecież, jakby nie patrzeć, szczere wyznanie miłości.
-Malfoy-wysyczała, krzyżując ręce na piersiach.
-Co z nim?-zapytał szczerze ożywiony. Czyżby miała jakieś wieści?
-Ty mi powiedz!-krzyknęła, celując w niego oskarżycielsko palcem. -Czy on tu już mieszka? Za każdym cholernym razem, kiedy wracam do domu, wasza dwójka knuje coś w moim salonie!-wyrzuciła ręce w powietrze. -Pijecie whisky i szepczecie za moimi plecami, jakbyście byli najlepszymi kumplami-przytknęła ręce do czoła. -Merlinie, to takie chore. Gdyby Ron wiedział...
-Przestań-machnął lekceważąco ręką. -Ja i Malfoy nie robimy nic złego. Po prostu mi zaufaj.
-Zaufaj!-krzyknęła z drwiną, przyglądając mu się z fałszywym uśmiechem. -Zawsze to powtarzasz. Martwię się, Harry. Jemu nie można ufać. Hermiona nie zerwała z nim bez powodu.
-Właściwie to, myślę, że mogłaby dać mu jeszcze jedną szansę-mruknął nieśmiało, wystukując nerwowy rytm palcami o blat stołu.
-Czy ty siebie słyszysz?-wywróciła oczami Ginny. -Przysięgam, jeśli się nie opamiętasz, wynoszę się stąd. Jak absurdalnie by to nie brzmiało, wrócę do matki.
Harry zbladł.
-Nie zrobiłabyś tego-pokręcił z niedowierzaniem głową.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie, zakładając ręce na biodra.
-To jest to, co zrobię, jeżeli za moment nie wyjaśnisz mi, co ten były śmierciożerca robi w naszym domu. Wybieraj. Ja, czy on.
Harry zaśmiał się nerwowo, krztusząc się własną śliną.
-Oczywiście, że ty, skarbie-zapewnił ją, nerwowo przeczesując dłonią kruczoczarne włosy. Kto by mu gotował, gdyby Ginny odeszła?
Ruda uśmiechnęła się z satysfakcją, przyprawiając go o silny zawrót głowy. Przełknął głośno ślinę.
-Pomagam Malfoyowi ją odzyskać.
-Co odzyskać?-zamrugała szczerze zbita z tropu Ginny. -Harry...?-ponagliła go, kiedy zbyt długo milczał, przytłoczony wizją jej gwałtownej reakcji.
-Hermionę.
-Hermionę-zaśmiała się z niezrozumieniem. -Co? Hermiona nie jest czymś co się odzyskuje, to nie rzecz. O czym ty w ogóle mówisz?-zapytała z rozbawieniem, ale on wiedział, że pod tym pozornym uśmiechem kryje się coś strasznego. Jego żona była bystra. Inteligentna i okrutna, kiedy chodziło o tego typu sprawy. Zawsze stała za swoją przyjaciółką.
-On wciąż ją kocha, a Krum...
-Krum to jej narzeczony-dokończyła za niego, ku jego zdziwieniu nie ze złością, ani zawodem, tak jak się spodziewał. Widział zawahanie w jej ładnych, niebieskich oczach.
-Ginny?-mruknął, kiedy zbyt długo milczała, a potem zachłysnął się powietrzem, kiedy nieoczekiwanie zbliżyła się do niego i usiadła na jego kolanach, zarzucając mu ręce na szyję.
-Harry Potterze-powiedziała z szerokim uśmiechem. -Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale-wzięła głęboki wdech, przyglądając się malującemu na jego twarzy zaskoczeniu. -Jesteś najgenialniejszą osobą jaką znam i tak strasznie cholernie cię kocham.