sobota, 11 maja 2013

Rozdział 5

Nauczył się nie przejmować ludźmi. Oni wszyscy i tak kiedyś umrą, prawda?
Potrafił być obojętny na wszelkie ludzkie tragedie. Tymczasowo, bo to jak oszukiwanie samego siebie. To jak rezygnacja z szybkiego oderwania plastra i robienie tego powoli. Ostatecznie ból jest gorszy.
Jeśli nie znał litości, to zazwyczaj jej nie doświadczał. Zazwyczaj.
Zazwyczaj, a może raczej nigdy. Nigdy nie spotykał kogoś, kto roztopiłby jego serce.

Draco siedział na parapecie w korytarzu prowadzącym do Wielkiej Sali. Spoglądał na zegarek, uśmiechając się z rezygnacją. Jeszcze pięć minut i kujonka Granger zarobi od profesor McGonagall szlaban. Mieli spotkać się tutaj, żeby omówić obowiązki i zadania prefektów. On i Hermiona mieli przed sobą zadania do wypełnienia. Musieli patrolować korytarze wieczorami, pilnować porządku, być przykładem dla innych uczniów... dalej zastanawiał się jakim cudem ktoś pomyślał, że nadaje się do pełnienia tego typu funkcji, ale nie zamierzał się sprzeciwiać. Miano Prefekta Naczelnego niosło za sobą wiele przywilejów, które zawsze mógł przecież nadużywać.
 Dźwięki uderzających o podłogę obcasów, rozniosły się echem po pustym, hogwardzkim korytarzu, wyrywając go z zamyślenia. Odwrócił się by uśmiechnąć się sztucznie w stronę nowej dyrektorki szkockiej szkoły. Profesor McGonagall szła w jego kierunku, lekko spięta, z ustami zaciśniętymi w wąską, nie zwiastującą dobrego humoru linię, mierząc go podejrzliwym, nieufnym wzrokiem. Cóż, to na pewno nie ona była inicjatorką pomysłu zaangażowania go do pełnieniu obowiązków prefekta. Starsza kobieta stanęła przed nim, obrzucając go znad swoich staromodnych oprawek poważnym, chłodnym spojrzeniem.
-Gdzie panna Granger, panie Malfoy?-spytała oschle, zapewne na wstępie podejrzewając go o mieszanie się w tę sprawę. Czyżby nie przekazał jej wiadomości? A może porwał jej ulubioną uczennicę kneblując i więżąc w którymś ze schowków na miotły?
 Wywrócił oczami, zeskakując z parapetu.
-Jak widać nie tutaj-odparł ironicznie, unosząc w górę kącik ust, nie mogąc przy tym ukryć satysfakcji. Chciał nawet zasugerować, że Gryfonka zasługuje na szlaban, kiedy powstrzymał go głos czyichś kroków. Na jego nieszczęście i ku jego niezadowoleniu, zza zakrętu wybiegła zdyszana dziewczyna. Zatrzymała się tuż przed nimi i odetchnęła z ulgą, ze zmęczeniem opierając się o ścianę po jego lewej stronie. Jej usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu, jakby wcale się nie spóźniła, jednak kiedy jej oczy zatrzymały się na wskazówkach zegara wiszącego ponad ich głowami, zadowolenie prędko zniknęło z jej twarzy.
-Pani profesor-zaczęła, głośno przełykając ślinę.
-Niesamowite. Hermiona Granger spóźniona na spotkanie prefektów. Przecież to trzeba zapisać w kronice szkoły-rzucił cicho pod nosem, wywracając oczami ze znudzeniem. Czym ona się tak przejmowała? Przecież to tylko spóźnienie, którego jej kujońska, sztywniacka dusza nie może przełknąć.
-To nie tak...-pokręciła gwałtownie głową-...zasiedziałam się w bibliotece. Robiłam pracę na transmutacje i...-uniosła do góry kilka zwojów, które nie zmieściły się jej do torby.
-...się spóźniłaś-dokończył za nią ze złośliwym uśmieszkiem Draco.
-Zgadza się panno Granger-powiedziała dyrektorka na co obydwoje zareagowali nie małym zaskoczeniem. Ona, bo nikt nigdy nie kwestionował jej tłumaczeń i on, bo nikt nigdy nie kwestionował czegokolwiek co powiedziała.
-Została pani Prefektem Naczelnym i powinna pani traktować swoje obowiązki poważnie. Nie będę tolerować najmniejszych spóźnień-oświadczyła Minerwa McGonagall, mierząc ją surowym spojrzeniem. Hermiona omal nie zakrztusiła się śliną, słysząc tego typu słowa z ust jej ulubionej pani profesor. Patrzyła na nią z uniesionymi brwiami, nie mając pojęcia jak mogłaby się usprawiedliwić. Nikt nigdy nie zarzucał jej zaniedbywania obowiązków. Po chwili nie wytrzymała oskarżycielskiego spojrzenia i odwróciła wzrok natrafiając na widok znienawidzonego Ślizgona. Wyglądał jakby ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
-Mam nadzieję, że wieczorny szlaban sprawi, że zapamięta pani moje słowa.
McGonagall przez chwilę zastanawiała się nad czymś, po czym dodała:
-Panie Malfoy, przypilnuje pan jej dziś o osiemnastej. Ja nie mam czasu, a taka integracja Prefektów Naczelnych dobrze wam zrobi...
Później mówiła im o ich obowiązkach, jednak Hermiona, ani też Draco już jej nie słuchali. Hermiona, której wizja wspólnego wieczoru z Draconem Malfoyem przyprawiała o mdłości, ale też zaprzepaściła pozytywne wizje jakiejkolwiek przeszłości, stała otępiała, co jakiś czas piorunując wzrokiem oskarżającego ją ślizgona, któremu zrujnowała wieczór. Tak jakby on nie zrujnował jej życia. Po skończonym zebraniu, szybko odeszła na kolejne lekcje. Eliksiry, Historia Magii, Transmutacja i Zielarstwo zleciały jej bardzo szybko. Za szybko. Nim się obejrzała, dochodziła już godzina osiemnasta, a wraz z nią nieubłagany szlaban.
Z niechęcią opuściła wtedy Pokój Wspólny Gryffindoru i skierowała się w stronę gabinetu profesor McGonagall. Nawet po śmierci Snape'a, nauczycielka transmutacji wolała zajmować swój dawny pokój. Gabinet dyrektora Hogwartu po minionych wydarzeniach stał się bardzo przytłaczającym miejscem, a wspomnienia i dręczące myśli nie dawały jej spokoju.
Hermiona ze zrezygnowaniem zapukała do drzwi gabinetu, w duchu marząc, że dyrektorka jeszcze się rozmyśli. Szybko porzuciła nadzieje, kiedy stanęła przed nią szczupła, starsza kobieta z włosami spiętymi w ciasny kok i spojrzeniem ostrym jak brzytwa. Spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się delikatnie, co mocno kontrastowało z wyrazem jej niebieskich oczu.
-Granger, wybacz, ale uważam, że musisz podejść do tego bardziej sumiennie-oświadczyła na wstępie kobieta. Hermiona ledwo powstrzymała się od wybuchu. Co jak co, nie trzeba było jej niczego tłumaczyć. Nauczycielka ewidentnie starała się jej powiedzieć, że jest nieodpowiedzialna,co silnie godziło w jej ego. Zaciskając zęby, skinęła lekko głową, czekając na dalsze instrukcje.
-Pan Malfoy czeka już na ciebie w izbie pamięci. Wyjaśni ci co masz robić- mówiąc to zamknęła dziewczynie drzwi przed nosem.
[...]
Nie śpiesząc się, weszła po schodach, kierując się do izby pamięci. Otworzyła duże, zdobione drzwi, i weszła do środka, gdzie czekał już Draco. Opierał się ze znudzoniem o ścianę, wlepiając wzrok w widok za oknem. Kiedy tylko usłyszał dźwięk otwierających się drzwi, zmusił się do spojrzenia na dziewczynę, której drobna sylwetka rzucała cień na lekko zakurzoną, szarawą posadzkę. Stała po środku komnaty z krawatem Gryffindoru niedbale zawiązanym pod szyją i rękawami białej koszuli, które wystając spod czarnej, hogwardzkiej szaty podwinięte były po same łokcie. Prosto i nudno. Splotła ręce na piersi i niezadowolona spoglądała na niego, mrożąc go chłodnym spojrzeniem. Jej brew pytająco powędrowała do góry, kiedy milczał,  nieśpiesznie się jej przyglądając.
-Posprzątaj tu, Granger-oświadczył krótko, na nowo przenosząc swoje spojrzenie na widok za oknem. Dziewczyna rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu, unosząc kąciki ust w bladym uśmiechu. Westchnęła głęboko i wyszła z sali.
-Granger, dokąd idziesz?-zawołał za nią, z rezygnacją wywracając oczami. -Masz tu sprzątać-krzyknął za nią stawiając kilka kroków w jej stronę, aby ją powstrzymać.
Hermiona zawróciła, obrzucając go zirytowanym spojrzeniem.
-A czym mam do kur... do cholery posprzątać?-zapytała, niemal cedząc przez zaciśnięte ze złości zęby. -Idę do schowka na miotły-powiedziała jakby to było oczywiste, a on był niewyedukowanym idiotą.
-Masz różdżkę...?-powiedział niepewnie blondyn, martwiąc się, że zbyt cyniczny ton mógłby wyprowadzić ją z równowagi. Był nawet lekko zażenowany jej niedomyślnością, jednak w jego oczach kryło się zarówno złośliwe rozbawienie.
Dziewczyna zamilkła, mocno zaciskając usta. Przez moment patrzyła na niego z nieprzekonaniem, jakby oczekując jego gromkiego śmiechu, oznaczającego, że tylko żartował, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
-Serio? Na tym polega mój szlaban?-zapytała, z zaskoczeniem unosząc brwi.
-Obydwoje chcemy stąd jak najszybciej iść. Jeśli bardzo ci zależy, możesz polerować puchary pieprzoną szczoteczką do zębów, ale szczerze powiedziawszy wolałbym, żebyś po prostu machnęła różdżką-oznajmił, ze znudzeniem i niecierpliwością wciskając dłonie do kieszeni swych spodni.
Niepewnie wyjęła z kieszeni szaty swoją różdżkę, po czym, wymieniając parę prostych zaklęć, sprawiła, że sala zalśniła czystością. Miała wyjść bez słowa, kiedy zdała sobie sprawę, że chłopak w znów wpatruje się w widok za oknem. Zatrzymała się i przyjrzała mu się z wyczekiwaniem, a kiedy nie reagował, podeszła do niego i stanęła za jego plecami.
-Co tam jest takiego ciekawego?-spytała lekko rozbawiona, ale i cholernie ciekawa, skupiając wzrok na jego zamyślonej twarzy. Dopiero po chwili spoważniała, zdając sobie sprawę, że nie reaguje na jej przyjazny ton, przeciwnie mocniej napinając szczękę. Wydawał się zmęczony. Bledszy niż zwykle, z szarymi cieniami pod jego stalowoszarymi oczami. Nie uśmiechał się, a w jego spojrzeniu było coś na kształt obojętności i smutku. Mieszaniny uczuć, których nie wyjawiłby nikomu. Na moment zastanowiła się jak wygląda jego życie. Jak bardzo musi być nieszczęśliwy. Wyrządził jej i jej przyjaciołom wiele krzywdy, ale tego wieczoru nie zamierzała jednak toczyć z nim wojny.
-Nic. Nie ma tam nic ciekawego...-powiedział lekko rozkojarzony, odrywając wzrok od szyby i spoglądając w jej czekoladowe tęczówki. Wydawał się inny niż zwykle. Nie tak arogancki i cyniczny, a ona miała wrażenie, że po raz pierwszy daje jej okazję do starcia się z jego dotąd nieznanym obliczem. Milczała, wpatrując się w cały ten jego ból i zmęczenie, o którym nie był wstanie jej opowiedzieć, ale który była wstanie w nim dostrzec i po prostu przez tę jedną, krótką chwilę, nie próbował się przed nią ukrywać. Stali naprzeciw siebie, zwyczajnie się na siebie patrząc i był to chyba najbardziej otwarty i szczery moment jaki przyszło im do tej pory w swoim towarzystwie przeżyć.
-Nieprawda-pokręciła przecząco głową, ostatecznie postanawiając się odezwać. Zaskoczyło ją jak dziwnie zabrzmiał jej głos, kiedy po raz pierwszy odezwała się do Malfoya z taką sympatią i wręcz czułością. -Spójrz-wskazała na rozciągające się spokojne, niczym niezmącone jezioro, w którym blask zachodzącego słońca odbijał się i dalej załamywał na tafli . Na skraju Zakazanego Lasu szumiały rozwiane, wysokie drzewa. Po zielonych błoniach spacerowali ostatni uczniowie, którzy podziwiając panujący wieczorny półmrok, korzystali z ostatnich umiarkowanie ciepłych nocy, a jej na myśl przyszło skojarzenie z dawnymi latami, z wolnością i szczęściem. Nawet bitwa o Hogwart nie była wstanie tego zmienić.
Niewzruszony stał, patrząc przez okno i doszukując się tam najmniejszego piękna. Nie wiedział po co stoi tam i się gapi. Lubił być sam, myśleć w spokoju... I chociaż ze zdziwieniem stwierdził, że Gryfonka mu w tym nie przeszkadza, to nie sądził by był wstanie podzielać jej zachwyt. Po raz kolejny tego wieczoru po prostu na nią spojrzał i zaskoczyło go jak inne to było spojrzenie. Tak wiele od niej oczekiwał. Prawdy i akceptacji. Spokoju. Potrzebował tego tak bardzo i miał wrażenie, że gdzieś w głębi serca, ona była gotowa dać mu to, bez czego tak ciężko było mu się obyć.
-Niby co tam takiego fascynującego, Granger?-spytał swoim typowym, patetycznym tonem, tak bardzo nieprzypominającym tonu refleksyjnych i melancholijnych myśli.
-Każdy widzi co innego-odparła krótko, wzruszając ramionami. Rozejrzała się po wielkiej izbie pamięci, podziwiając wszelkie nagrody  i wyróżnienia. Dyplomy, statuetki, puchary, medale, ordery. Podeszła bliżej z zaciekawieniem wpatrując się w wygrawerowane imię i nazwisko budzącego postrach Voldemorta. Przejechała palcem po złotym pucharze, głęboko się nad tym zastanawiając.Tom Riddle.
-To dziwne czemu to tu jeszcze stoi-szepnęła, rozdzierając panującą między nimi ciszę. Zaskakujące jak szybko zmieniła się atmosfera panująca w komnacie. Draco oderwał się od parapetu i zrównał z nią ramionami, zatrzymując wzrok w tym samym miejscu co ona. To imię budziło w nim tak wiele złych wspomnień, że był zaskoczony iż dziewczyna nie dostrzegła wstrząsającego nim dreszczu obrzydzenia. Dlaczego nie było tam nagród dla tych, którzy naprawdę na to zasłużyli? Przypomniał sobie Lavender Brown. Nie miał pojęcia czemu pomyślał akurat o niej, zważywszy jak daleka była mu ta Gryfonka, ale chyba zwyczajnie wiedział jak bardzo była niewinna. Była tylko przypadkową ofiarą. Zwykłą uczennicą, prostą i ambitną, z marzeniami i planami na przyszłość, tak jak każdy inny dzieciak, któremu przyszło wtedy zginąć. Jak wiele ich było?  Nie śmiał się odezwać, powiedzieć ani nawet źle pomyśleć o tym, któremu niegdyś tak zagorzale służył, niszcząc wszystko włącznie z własną duszą. Nie dlatego, że czuł sentyment. Nie dlatego, że był lojalny. Po prostu nie chciał być hipokrytą. Schował ręce do kieszeni swych jeansów i zwyczajnie czekał w milczeniu, aż Gryfonka znowu coś powie.
-Musiał być naprawdę nieszczęśliwy, prawda?-spytała zwracając się w jego stronę. Nie dbała o to, że rozmawia o takich rzeczach z Draconem Malfoyem, że w ogóle z nim rozmawia. Zaskoczyła go. Spodziewał się wyzwisk i obelg, tymczasem ona chciała go... zrozumieć?
-Zdaje się, że nie tylko nieszczęśliwy...-zauważył szepcząc, dalej wpatrując się w złoty puchar za zasługi dla Toma Riddle. -Nie przemyślał wiele rzeczy i skrzywdził wielu ludzi...
-Jeśli chcesz żyć wiecznie, musisz mieć dla kogo-przerwała mu z tym samym co on zamyśleniem dziewczyna, tępo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. -Nie chcę go bronić, ale nie doświadczył miłości, więc nie był do niej zdolny. Był wyjątkowo dobrym i inteligentnym czarodziejem, a złość i umiejętności to zwykle nie najlepsze połączenie-uśmiechnęła się blado, zupełnie nie zdając sobie sprawy jakie wielkie znaczenie mają jej słowa dla Dracona.

Czy doświadczył miłości? Nie. Jego rodzice byli po prostu beznadziejni.
 Nie musiał się jednak martwić o to czy jest równie zły co Voldemort. Był zdolny do miłości. Mimo wszystko kochał swoją matkę i gdyby dane było mu za nią umrzeć, zrobiłby to. Zrobiłby wszystko. I być może nigdy nie powiedział jej co czuje, ale w przeciwieństwie do słów, dla czynów nie istniały w jego mniemaniu żadne limity. Posunąłby się do wszystkiego, by ją chronić. Po zesłaniu ojca do Azkabanu, obiecał sobie, że nie pozwoli, by ktoś ją skrzywdził. Czuł, że nie jest do końca przesiąknięty złem.
Hermiona, która już otrząsnęła się z myśli i zdała sobie sprawę z tego co robi, zamrugała gwałtownie, odsuwając się od szklanej gabloty. To nie był czas na wymienianie się złotymi myślami z Draconem Malfoyem.
-Powinnam iść-skinęła mu lekko głową, po czym odwróciła się w stronę drzwi.
-Granger-jego głos sprawił, że na chwilę przystanęła. -Uważasz, że zasługiwał na przebaczenie?-spytał, domagając się prawdy.
-Każdy zasługuje na przebaczenie, Malfoy-uśmiechnęła się tajemniczo, zostawiając po sobie niezwykłe refleksje, a także początek nowej nadziei...

10 komentarzy: