piątek, 24 maja 2013

Rozdział 23

Uśmiechał się łobuzersko, mierząc ją swoim przeszywającym, stalowoszarym spojrzeniem.
Jakby go to bawiło. Fakt, że trzymał ją w niepewności i pozwalał by straciła wszelką nadzieję. Pozwolił jej myśleć, że Krum dostanie ją w swoje ręce.
Idealnie dopasowany garnitur który opinał jego umięśnione ramiona, sprawiał, że nawet teraz, kiedy wtopili się w tłum tańczących, zajętych sobą uczniów, każda dziewczyna patrzyła na niego z pożądaniem. Jej palce mocniej owinęły się wokół materiału koszuli na jego piersi, kiedy kątem oka dostrzegła wszystkie te zazdrosne spojrzenia.
Nie miała pojęcia, że jemu zależy już tylko na jednej. Tej, która właśnie okręcała się wokół własnej osi, tylko po to, by po chwili wpaść w jego pewne ramiona. Był szczęśliwy. Dopóki nie westchnęła z niezadowoleniem i kiedy już otrząsnęła się z szoku po tym jak go zobaczyła, pociągnęła go w stronę stolika z napojami i zadała niewygodne pytanie.
-Nie mogłeś odpisać na mój list?-jej ton był tak inny od tego, gdy zwykle kierowała nią wściekłość. Teraz nie była zła. Była rozgoryczona. Jakby ją skrzywdził. Ze zdezorientowaniem zmarszczył brwi.  -Martwiłam się, gdybym wiedziała, że przyjdziesz...
Zrobił dość głupią minę, analizując wszystkie ostatnie wydarzenia. Nie mieli kontaktu od tak długiego czasu, nie miał pojęcia o czym mówi.
-Jaki list?-spytał w końcu, postanawiając zaryzykować i otwarcie przyznać, że nie ma o niczym pojęcia.
-Żartujesz sobie?-spytała przybierając groźny wyraz twarzy, wznosząc jednocześnie oczy ku górze, jakby już dłużej nie mogła na niego patrzeć. Pociągnęła nosem i z frustracją przeczesała palcami włosy. Zamrugał z zaskoczeniem. Otworzył usta, a potem szybko je zamknął, a potem powtórzył tę czynność jeszcze parę razy, walcząc z obezwładniającą go konsternacją.
-Mówię poważnie, niczego nie dostałem-odparł, unosząc ręce w obronnym geście.
-Malfoy, wróciła do mnie sowa...-powiedziała zażenowana ale i poirytowana sytuacją. Nie mogła znieść, że tak beznadziejnie się wykręca.
-No przecież nie kłamię!-zaczął się bronić, podświadomie podnosząc ton. Nienawidził, kiedy ktoś się do niego przyczepiał i nawet jeśli nie chciał okazywać jej braku szacunku, to co jak co, darcie się na Granger wychodziło mu najlepiej. Od zawsze.
Z poirytowaniem, odruchowo wsadził ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się w te i we wte, siląc się na niewypowiedzenie niczego szczególnego, czego mógłby żałować,  gdy nagle poczuł pod palcami kawałek pergaminu. Zamarł, rzucając niepewne spojrzenie w stronę przyglądającej mu się ze złością dziewczyny i niepewnie wyciągnął papier z kieszeni, szybko rozpoznając pismo Hermiony.
-Ooo...-wyrwało mu się. Spojrzał na nią przepraszająco, tak rzadko skruszonym wzrokiem, jednak było już za późno. Tak samo jak on nie potrafił zrozumieć, że kartka jednak do niego dotarła, tak i ona, nie umiała zrozumieć jak niby nie mógł o tym wiedzieć.
Patrzył jak wybiega z sali balowej na błonia, gdzie było już zupełnie ciemno. Nie zastanawiając się, poszedł za nią, po drodze strzepując z swoich ramion rzesze nastoletnich czarownic, które kiedy tylko zobaczyły go samego, uznały to za znak do działania. Po drodze przeczytał list, szczerze się uśmiechając. Czuł jak na widok poskreślanych zdań rośnie mu serce.

Wyszedł na szkolny dziedziniec, głośno wciągając w płuca rześkie, wieczorne powietrze.
Siedziała pod wielkim drzewem, wpatrując się w spokojną taflę wody Hogwardzkiego jeziora, z nogami podciągniętymi pod brodę i włosami założonymi za uszy. Jej twarz, pomimo, że smutna była piękna. W świetle srebrzystej poświaty księżyca, wyglądała jak twarz porcelanowej lalki. Nieskazitelna. Idealna. Opierała się o gruby pień dębu, nie zważając na piękną, balową sukienkę; to że może się pobrudzić, albo podrzeć.
-A więc martwisz się o mnie?-zaczął, z szerokim uśmiechem siadając obok niej i opierając plecy o pień. -To strasznie słodkie...-wywrócił oczami, kiedy prychnęła, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem. -No dobra, ale McLaggen? Serio?-zapytał, bo tak naprawdę tylko to zrobiło na nim w tym całym liście negatywne wrażenie. Jeszcze sposób w jaki skreśliła jego nazwisko... Jakby chciała ukryć, że spotyka się z kimś innym. -Sprawiasz, że zaczynam w ciebie wątpić... no i jeszcze to Granger, albo Hermiona... Dziewczyno, ja cię tylko raz przeleciałem! Skąd pomysł, że przejdziemy na ty?!-widząc jednak minę Gryfonki, szybko spoważniał. -Okey, żartowałem, nie to miałem na myśli...-zaczął, bo wiedział, że przegiął, kiedy zaczęła wstawać z ziemi.
-Ojeju, przestań, jakie to ma znaczenie?-zapytał, szybko podchodząc do niej i łapiąc ją za nadgarstek. Zignorował to, jak dobrze się poczuł, kiedy znów czuł pod palcami jej skórę. Bardzo za nią tęsknił, niezależnie od tego jak desperacko próbował z tym walczyć. -Przecież jestem! Co tam po jakimś liście!-krzyknął do niej, kiedy próbowała się mu wyrwać. Przechyliła głowę w jego stronę, unosząc ponuro kąciki ust. Jego wyraz twarzy znów się zmienił. Trochę się bał, że przez swoją głupotę, znów się od siebie oddalą.
-Tak strasznie mnie wkurzasz, Malfoy! To dla ciebie jakaś gra? Bawienie się mną i moimi uczuciami? Masz pojęcie co czułam, kiedy nic nie odpisałeś? Albo kiedy, mówisz te wszystkie rzeczy, tak jakbyś mnie wykorzystał...
-Przesadzasz, przecież to nie prawda-zaprzeczył z powagą, szybko kręcąc głową. -Czemu się tym przejmujesz? Wiesz jaki jestem.
-Tak robią ludzie kiedy im zależy-ucięła mu ostro, dumnie unosząc brodę. -Doceń to i zacznij myśleć-zacytowała jego własne słowa. Patrzyła prosto w jego stalowoszare oczy, które sprawiały wrażenie jakby właśnie coś do nich dotarło. Malfoy wyprostował się i przełknął głośno ślinę, nie odrywając od niej przenikliwego spojrzenia. Chyba nim wstrząsnęła. Na pewien sposób, w pokręcony sposób, przekazując mu, że jej na nim zależy.
Pilnowali się nawzajem. Nie mogli bez siebie żyć i nawet jeżeli nie byli w stanie powiedzieć tego na głos, dobrze o tym wiedzieli.
-Co tu robisz?-spytała w końcu, widząc , że nie doczeka się odpowiedzi na poprzednią wypowiedź. Odetchnęła głośno, jakby z ulgą, zakańczając męczące milczenie.
-Jestem przedstawicielem nawróconych śmierciożerców-powiedział, czyniąc ten gest palcami podczas wymawiania trzeciego słowa. Chociaż powiedział to z obojętnością, wiedziała, że wciąż myślał o słowach, które przed chwilą padły. W jego oczach pojawił się smutek, widziała to. Po prostu nie rozumiała dlaczego.
Draco przeczesał palcami włosy i opuścił ramiona, jakby z poddaniem, zerkając na nią z tak rzadką udręką. Jakby przebywanie w jej pobliżu go męczyło. Wystawiało na próbę jego sumienie i zmysły. Kochał ją, cholernie ją kochał. Odtrącanie jej było równie bolesne, co walczenie o jej uwagę, ale czuł się zdecydowanie gorzej, kiedy była nieprzystępna. To nie tak, że się zgrywała. Po prostu wiedział, że  posiadanie Hermiony Granger jest nierealne. Ona nie była jego. Zniszczyłby ją, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał i jak długo walczył ze swoją naturą. Wiedział o tym równie dobrze, co ona, a Hermiona nie była kimś, kto by mu na to pozwolił.
Z niezdecydowaniem i frustracją, patrzył jak dziewczyna kiwa głową, dając mu tym samym do zrozumienia , że uważa ich rozmowę za skończoną. Westchnęła i już chciała go wyminąć, kiedy ostatecznie się nie powstrzymał, złapał ją za rękę i zmusił by na niego spojrzała.
-Nie będę cię za nic przepraszał, niczego nie żałuję-powiedział z zachłannością wpatrując się w jej czekoladowe, głębokie tęczówki. Jakby chciał się tym nacieszyć, nim znów mu się wymknie.
-To dobrze-wstrzymał powietrze, kiedy spuściła wzrok na jego usta, niepewnie przygryzając własną wargę. -Bo ja też niczego nie żałuję-odparła z takim chłodem, że niemalże go to zabolało, ale potem zrobiła coś, czego w życiu by się po niej nie spodziewał i to kazało mu zapomnieć o tonie jakim go obdarzyła. Rzuciła mu się na szyję i pociągnęła go za włosy, gwałtownie przywierając do jego ust. Zmarszczył brwi ze zdziwieniem, kiedy zdusiła pocałunkiem jego zaskoczone woah, a potem oplótł ją dłońmi w talii i uniósł ją do góry mocno do siebie przyciągając.
Ona go kochała. Pragnęła z całego serca. Chciała być z nim tu i teraz i na zawsze, niezależnie jak nieodpowiedzialnie, czy niedorzecznie by to zabrzmiało. Czuła coś, czego dłużej nie mogła powstrzymywać i teraz, kiedy nareszcie go pocałowała; z całą pewnością siebie i zdecydowaniem, świadomością, że go kocha, czuła, że otwarcie się na te uczucia, to najlepsze co mogła zrobić. Oparła dłonie na jego umięśnionym torsie, pozwalając mu przejąć kontrolę. Bez zastanowienia to wykorzystał. Delikatnie przygryzł jej dolną wargę i wsunął język pomiędzy jej wargi, mimowolnie się przy tym uśmiechając. Poczuła znajome uczucie w brzuchu, kiedy odstawił ją na ziemię i przeniósł swoje dłonie na jej plecy, prowadząc ją w stronę pnia drzewa, o które ją oparł.
-Nie powinniśmy...-szepnęła pomiędzy pocałunkami, jeżdżąc dłońmi po jego policzkach.
-Zamknij się-warknął z niezwykłą jak na to słowo czułością. Zaśmiała się, całując go z jeszcze większą namiętnością, a potem sięgnęła palcami do górnych guzików jego koszuli, wzdychając, kiedy pocałował ją gdzieś za uchem.
-Czy ja wam nie przeszkadzam?
Odsunęli się od siebie niemal natychmiast. Nie dlatego, że byli skrępowani. Głos, który wyrwał ich z zapomnienia, po prostu przypomniał im o tym, jak niemiło i niekolorowo jest w świecie, w którym nie są sami. Hermiona z zażenowaniem obserwowała, jak szczęka Dracona napina się ze złości. Nie chciała, żeby to się tak kończyło.
-Trochę...-powiedział Draco, patrząc na Wiktora z obrzydzeniem. Złapała go za rękę i rozprostowała jego palce, które podświadomie zacisnął w pięści. Czasami ją to przerażało. To jak szybko się denerwował.
-Ugh, cokolwiek-uniosła brwi, kiedy Wiktor zrezygnował z atakowania ich i po prostu wywrócił oczami. -Musicie mi pomóc, pospieszcie się-powiedział niezwykle czymś poruszony.
-Uważaj bo...-powiedział sarkastycznie Ślizgon, jednak szybko mu przerwała, wierząc w niepokój Kruma. Niby czemu miałby udawać? On i Draco się nienawidzili. Nie ryzykowałby konfrontacji, gdyby to nie było konieczne.
-Co się stało?-w jej głosie dało się wyczuć zaniepokojenie. Naprawdę była zła na Kruma, coś mówiło jej jednak, że ma podstawy do obaw.
-W zakazanym lesie-Wiktor powiedział to z taką powagą, że nawet Draco zdawał się być przekonany. Obserwowała jak blondyn instynktownie napina mięśnie i rozgląda się czujnie, zerkając tam, gdzie zaczynała się linia drzew. -To... to twoja przyjaciółka, Herm!-krzyknął i nie oglądając się za nimi zaczął biec w stronę mrocznego, ciemnego lasu.
-Ginny-wyszeptała z przerażeniem, czując jak przenika ją panika Kruma i wkrótce udziela się także jej. Ponad wszystko ceniła sobie swoich przyjaciół. Gdyby coś stało się Ginny...
-Wracaj do szkoły-poczuła jak Draco zatrzymuje ją i łapię ją za łokieć w dokładnie tym momencie, w którym szykowała się do biegu. -Ja się tym zajmę-powiedział, niewzruszony tym, jak usilnie starała mu się wyrwać.
-Tak, tak, ty się zawsze wszystkim zajmujesz!-próbowała go odepchnąć, nie mogąc uwierzyć, że przyszło im się kłócić akurat w takim momencie. -Jeżeli liczysz na to, że ja się będę bawić podczas gdy ty, będziesz po raz kolejny kogoś ratować, to się mylisz!-z naburmuszoną miną szarpnęła się zdecydowanie mocniej, nieco go tym zaskakując. Nareszcie ją puścił, unosząc w zaskoczeniu brwi.
-Sukienka ci się zniszczy!-krzyknął za nią, kiedy zaczęła biec za Wiktorem, zrzucając jednocześnie z nóg swoje szpilki.
Razem przedzierali się przez mroczne i w większości kujące rośliny, nie zważając na zadrapania i skaleczenia, które powstawały na ich skórze po zetknięciu za gałęziami.
Garnitur Dracona był brudny, do tego stopnia, że w pewnym momencie ze zrezygnowaniem zrzucił z siebie marynarkę, prześliczna sukienka Hermiony podarła się przy końcach, a frak Kruma był cały przemoczony, po tym gdy ten przez przypadek potknął się i wpadł do kałuży.
Okey, nie przez przypadek. Draco mu pomógł.
-Czy możesz w końcu powiedzieć nam gdzie idziemy? Co się stało Ginny?-spytała zniecierpliwiona Hermiona, odsuwając z twarzy kosmyki włosów, które powypadały z jej koka.
-Już, już, dochodzimy-powiedział Bułgar, wychodząc na wielką polanę.
Draco rozejrzał się, oddychając cicho, po długim biegu. Było ciemno, jednak bez trudu mógł stwierdzić, że oprócz nich nikogo tu nie ma. Panowała niczym nie zmącona cisza, dopóki nie dotarło do niego co właściwie się dzieje.
-No jasne, przecież to było do przewidzenia-zaśmiał się szyderczo, ale i ze zdenerwowaniem, celując w Bułgara oskarżycielsko palcem. Wiktor na nadaremno wyprowadził ich w środek zakazanego lasu. Oprócz potworów i maszkar nikogo tu nie było. Wiedział, że zapuszczanie się w te rejony o takiej porze to narażanie życia i o to mu chodziło.
Draco zacisnął mocno szczękę, a potem podszedł do profesora, z łatwością i bez najmniejszych skrupułów, łapiąc go za frak. Popchnął go i powalił na ziemię, a potem nachylił się nad nim, mierząc morderczym spojrzeniem.
-To jaka jest dalsza część planu?-wysyczał, mrużąc oczy. -Co dla nas urządziłeś, hmm?-spytał cedząc przez zęby.
-Ja... ja nie wiem o co ci chodzi-powiedział, zaczynając się jąkać.
-Draco puść go.
Z jeszcze większą wściekłością zbliżył się do Bułgara. Nie mógł znieść, że Hermiona go broni.
-Nie kłam, Krum!-szarpnął go za koszulę. Z jego oczu tryskała wściekłość. Rządziła nim bezradność i niewiedza. Wiedział, że jeśli Hermionie coś się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy, a nie miał wątpliwości, że to zaszkodzenie im miał na celu Krum. -Nie wiem, czy pamiętasz, ale byłem śmierciożercą. Potrafię cię zabić na mnóstwo sposobów...-zagroził z błogim uśmiechem, podnosząc go za materiał koszuli i rzucając nim z powrotem o ziemię.
Po plecach Bułgarskiego profesora przeszły ciarki. Wyraz jego twarzy znacznie się zmienił, a on sam popadł w jeszcze większą panikę.
-C-Co ja tu robię?!-spytał przerażony. Draco uniósł brwi w zażenowaniu, kiedy ten zaczął cofać się na czworakach, w stronę wyjścia z lasu.  -Mój puchar! Czemu nie jestem na mistrzostwach?!-był wyraźnie zdezorientowany.
-Co ty kurwa odpierdalasz?-warknął Draco, na co ten lekko oprzytomniał.
-M-My się z-znamy?-wyjąkał zdezorientowany. -Chyba widziałem cię na balu bożonarodzeniowym w Hogwarcie... Co to za polana? Zasnąłem?-na jego twarzy malowało się głębokie niezrozumienie. Nagle dostrzegł w ciemności jeszcze jedną sylwetkę. Piękna dziewczyna w złoto-czarnej sukni przyglądała mu się z wyraźnym szokiem i niezrozumieniem.
-H-Hermiona?-spytał niepewnie. Dziewczyna uniosła wysoko brwi.
-Draco, puść go. On nic nie pamięta...-powiedziała zwracając się w stronę blondyna. Chłopak zmarszczył brwi niczego nie rozumiejąc. Odsunął się od Bułgara, patrząc porozumiewawczo na stojącą obok dziewczynę. Ta jedynie wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że również niczego nie rozumie.
-Idziemy stąd-zarządził wściekły i zaniepokojony o jej stan, łapiąc ją za rękę. Przyjrzała mu się z zaskoczeniem. Jeszcze nigdy nie zachowywał się w stosunku do niej z taką troską. Wiedziała, że nie boi się o siebie.
-Nie sądzę.
Zamarli odwracając się przez ramię, gdzie za ich plecami stał mężczyzna w czarnym, zwiewnym płaszczu. William.
-No tak, bo wypad w środku nocy do Zakazanego Lasu bez ciebie, to już nie zabawa i musiałeś się koniecznie pojawić-powiedział Draco z lekko zażenowaną miną, ze zdenerwowaniem przesuwając dłonią po napiętej szczęce. Hermiona rzuciła mu niedowierzające spojrzenie. Jakim cudem potrafił używać sarkazmu w takich chwilach? Poczuła jak po jej plecach przechodzi dreszcz na wspomnienie tego, co robił jej William.
-Co tu się dzieje?-spytała kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Odruchowo ścisnęła mocniej rękę Dracona, próbując połapać się w sytuacji. -Błagam, powiedz, że to tylko kolejny koszmar, z którego się wybudzę-szepnęła w jego stronę, oddychając ciężko, jakby z poddaniem. Draco tylko uśmiechnął się ponuro, widząc zbliżającego się w ich stronę śmierciożercę.
Zacisnął zęby, uświadamiając sobie, że na bal nie wziął ze sobą różdżki. Jako przedstawiciel byłych śmierciożerców był zmuszony zostawić ją w depozycie. Jak się domyślał, Hermiona także jej nie posiadała, bo oprócz małej torebeczki przewieszonej przez ramię, nie miała nic w rękach.
Postanowił udawać. Tak jak zwykle, kiedy coś go przerastało, zachowywać się tak, jakby nic złego się nie działo. Uśmiechnął się ironicznie.
-Wyjaśnijmy sobie coś-wysunął dłoń z uścisku Hermiony i zatarł ochoczo ręce, stawiając kilka pewnych kroków w stronę Williama. Świadomie, po to, by Hermiona znalazła się trochę dalej od ich potyczki, za jego plecami. -Ty-tu wskazał na śmierciożercę. -Bez urazy, ale jesteś pojebany. A ty...-przeniósł wzrok na Bułgara. -Lepiej stąd znikaj-rzucił znaczące spojrzenie w stronę Hermiony, jakby chciał, by Wiktor zabrał ze sobą dziewczynę, ale ten tylko w dezorientowaniu pokręcił głową. Draco z poirytowaniem wywrócił oczami. Jego spojrzenie znów zatrzymało się na zniecierpliwionym Williamem. -Jeżeli nie przestaniesz, będę zmuszony przejść do rękoczynów-oznajmił z wyjątkową powagą i opanowaniem, doskonale wiedząc jak pusto dla śmierciożercy brzmi ta groźba.
-Draco, Draco, Draco....
Głos Williama dźwięczał w jej głowie. Wbijał się w zakamarki jej umysłu jak szpilki z premedytacją wbijane w ciało. Bała się go. Chociaż przypominała sobie, że musi być odważna, na sam jego widok czuła jak uginają się pod nią kolana.
Nie uszło to uwadze Dracona, który jedynie zmarszczył brwi w szczerym zmartwieniu i posłał jej krótkie, bezgłośne uciekaj. W jego oczach kryła się troska. Coś przekręciło się w jej żołądku, kiedy dotarło do niej, że jeszcze nigdy tak na nią nie patrzył. To nie było spojrzenie takie jak wtedy kiedy przytulał ją do siebie, ani nawet wtedy kiedy ratował ją z siedziby Williama. Teraz wyglądało na to, że on sam się bał i sam nie był pewny.
Zagryzła dolną wargę i pokręciła przecząco głową, czując jak do jej oczu napływają łzy. Widziała panikę na jego twarzy, kiedy dotarło do niego, że nie zamierza się ratować, ale nie potrafiła go zostawić. Nie kiedy patrzył na nią tak, jakby sam wierzył, że to ich ostatnie spotkanie. Nie potrafiła tak po prostu odejść, bez gwarancji, że kiedy znów się zobaczą, on będzie cały i zdrowy.
Stała nieruchomo, wpatrując się w jego bladą twarz, nie myśląc o wykonaniu choćby najmniejszego ruchu. Tak, jakby ktoś zaczarował jej ciało.
Blondyn przewrócił oczami, patrząc na leżącego na trawie Kruma. Mężczyzna patrzył na wszystko zupełnie nie rozumiejącym wzrokiem, próbując sobie przypomnieć jakim cudem znalazł się nagle w sercu Zakazanego Lasu. Był zupełnie nieszkodliwy. Nieszkodliwy ale i bezużyteczny. Postradał zmysły. Oczywistym było, że ktoś, a raczej William nadużył zaklęcia Imperius. Wystarczyło zatrzymać tylko śmierciożercę, zbliżającego się do niego powolnymi krokami. Po raz ostatni spojrzał na dziewczynę, błagalnym wzrokiem. Musiała wziąć się w garść. To w niej pokładał ostatnią nadzieję. Odetchnął. Wolno i głęboko, a potem zacisnął szczęki, wiedząc, że musi się skupić.
To kluczowy moment i czas na przetrwanie... Rozprostował palce i poruszał nimi, a potem zacisnął ręce w pięści.
Takie rzeczy od zawsze mu się podobały. Kiedy sytuacja stawała się wystarczająco niebezpieczna, by wyłączył rozpraszające go myśli i dał ostatecznie porwać się instynktowi. Tylko on. Cisza zakłócana wyrównanym oddechem, minimalnie przyspieszonym tętnem. Kontrola. Odpowiednio napięte mięśnie. Wymierzony cios.
Ciało śmierciożercy odskoczyło do tyłu i bezwładnie opadło na ziemię po tym, jak zrobił rozbieg i precyzyjnie odbił się od ziemi, a potem przewrócił go mocnym kopnięciem w brzuch. Zyskał przewagę i kupił Hermionie trochę czasu, ale nie długo, bo ostatecznie szanse nie były przecież wyrównane. Nie miał różdżki.
-Uciekaj!-nie krzyknął ani nie wrzasnął. On na nią ryknął. Tak, jakby wszelki opór miał skutkować tym, że i ją znokautuje, porządniej niż Williama. Puściła się biegiem w stronę lasu, powstrzymując szloch cisnący się jej do gardła. Była przerażona. Zniszczona świadomością, że się złamała i go zostawiła i tym, że William naprawdę może go skrzywdzić. Ciemność spowiła każdy zakamarek puszczy, nie pozwalając na ujrzenie wśród gęstwiny czegokolwiek, nawet własnych stóp. Srebrzysty księżyc został zasłonięty przez ciemne chmury, podobnie jak gwiazdy, których światło zazwyczaj przedzierało się przez gęste korony drzew. Mimo to, biegła przed siebie, nie zważając na ostre ciernie i gałęzie rozdzierające jej sukienkę, kaleczące skórę. Potykała się i ocierała o pnie. Biegła ile sił w nogach z całkowitą świadomością, że William zacznie ją gonić, jeśli Draco nie zdoła go powstrzymać. Uniosła sukienkę do góry, choć trochę ułatwiając sobie bieg. Dobrze wiedziała, że stała się ofiarą, ale przecież nie zamierzała dać się zabić, ani co gorsza poddać.
 Miała przed sobą jeszcze kawał drogi, kiedy poczuła jak brakuje jej tchu i sił. Wydawało jej się, że słyszy każde uderzenie rozrywające jej piersi, a jej żyły pulsują, starając się nadążyć i pompować krew, w szaleńczym tempie, jakie nadało im serce.
Potknęła się o wystający konar drzewa, słysząc za sobą kroki oprawcy. Skrzywiła się i wrzasnęła przez zaciśnięte zęby, czując jak zdziera kolana, z których zaczyna sączyć się krew. Szybko podniosła się z ziemi, nie zwracając nawet uwagi na rozciętą nogę.
Nie po to tyle przeszła, żeby teraz zabił ją jakiś psychopata. Chciała walczyć, a jeśli miała umrzeć, to zamierzała zabrać Williama ze sobą... Biegła z myślą, że z każdym jej krokiem odległość do Hogwartu znacznie się zmniejsza, przeklinając jednocześnie Wiktora i jego genialny plan.  Zdeterminowana wydłużyła krok, widząc między gęstwiną światełko wydobywające się z wnętrza domku Hagrida, gajowego Hogwartu.
Przebiegła przez błonia, nie śmiejąc obejrzeć się za siebie. Dopiero kiedy znalazła się u wielkich drzwi, odważyła się spojrzeć na skraj Zakazanego Lasu. Dlaczego nikt za nią nie biegł? Słyszała kroki... Tak, ale teraz nie była tego taka pewna. Była w szoku, adrenalina buzowała w jej krwi.
Cisza. Nigdzie nie było choćby śladu żywej duszy. No może, światełko palące się w oknie Hagrida, czy pojedyncze dźwięki wydobywające się z jego małej chatki.

***

Patrzył na mężczyznę lekko zdezorientowanym wzrokiem. Nie tak miało być. Siedział nieruchomo, przywiązany do drzewa grubymi linami, przeklinając się za to jak łatwo dał się obezwładnić.
-Zapewne zastanawiasz się dlaczego za nią nie biegnę, co?-spytał brodaty Pakistańczyk, przyglądając mu się z ciekawością. Chłopak jedynie kiwnął głową, obawiając się , że jeśli miałby coś powiedzieć, byłyby to same wulgaryzmy. Jedyne na co się zdecydował to chłodne, potępiające i co najważniejsze, przepełnione chęcią mordu spojrzenie. -Otóż... nie ukrywam, zepsułeś mi trochę plany, ale cóż i twoją śmiercią się zadowolę.
Chłopak uniósł brwi, zupełnie nic z tego nie rozumiejąc.
-Miałeś rację. Jesteś nieobliczalny, Draconie Malfoyu. Dlatego przygotowałem plan B-mężczyzna uśmiechnął się perfidnie, kucając naprzeciwko Ślizgona. -Otóż wystarczy, że zabiję cię, masakrując twoje ciało. Będzie miała na co popatrzeć. A jakie będzie mieć wyrzuty sumienia!-mężczyzna wyciągnął różdżkę, przystawiając ją do piersi blondyna. Chłopak jedynie prychnął ironicznie, w głębi ducha żegnając się z życiem. Bez wahania napluł stojącemu naprzeciwko śmierciożercy w twarz. Mężczyzna zaklął głośno, bez wahania policzkując blondyna.
-Jeszcze się odwdzięczę-syknął, mrożąc go spojrzeniem. Był do cholery Draconem Malfoyem. Troszeczkę nie mógł uwierzyć, że po tym wszystkim co przyszło mu przeżyć, zginie przywiązany do drzewa.
-To się jeszcze okaże-warknął Pakistańczyk, mrucząc formułę jakiegoś zaklęcia. Draco poczuł jak po jego piersi przechodzi wielkie, krwawiące rozcięcie.
-Will...-odetchnął ciężko, czując jak opanowuje go rozbawienie i niedowierzanie we własne szczęście. -Myślałem, że jesteś geniuszem zła. Przed chwilę nawet mi imponowałeś-powiedział z zażenowaniem, spokojnie siedząc, nie spoglądając nawet na głęboką, piekącą ranę. -Razem ze skórą przeciąłeś sznury, idioto...-z perfidnym, ale i triumfującym uśmieszkiem oderwał się od drzewa, rzucając na śmierciożercę. Szybkim ruchem wyrwał różdżkę z jego ręki, a potem przywalił mu pięścią w twarz. Obezwładnił go jednym zaklęciem, sprawiając, że leżał nieruchomo na polanie,a potem nachylił się nad nim tak, by móc spojrzeć mu w oczy i wyszeptać.
-Powinienem cię zabić. Ale większą satysfakcję, sprawi mi fakt, że zgnijesz w więzieniu. Za morderstwo zamknęliby mnie w Azkabanie, tymczasem ty połączyłbyś się ze swoją ukochaną Leną, za którą bez wątpienia bardzo tęsknisz...-jego głos był przepełniony jadem. Tonem, jakim przemawiał Malfoy śmierciożerca, człowiek, który miał na sumieniu więcej, niż niejeden mógł sobie wyobrazić. -Żyj ze świadomością, że sam zaprzepaściłeś swoją szanse...-syknął w jego kierunku, po czym jakby nic usiadł przy nim na trawie.
-Nie możesz się ruszać, ani mówić... moje zaklęcie nie zmienia niczego innego, na przykład odczuwania bólu...-leniwie wyciągnął przed siebie nogę, sprzedając mu mocnego kopniaka w brzuch.
-Poczekamy sobie do rana. Wtedy wrócimy do zamku.

20 komentarzy:

  1. Jest! Wreszcie!
    Myślałam, że się nie doczekam xd
    Uqoakdhziwpqlnxyuw ahyqiqoiqa CZYLI MAMY KRUMA Z GŁOWY xd
    Ale dobrze :D
    Mmm <3 jak ja kocham te momenty, gdy Draco tak się martwi o Hermione <3 no i niech w końcu będą razem! :D
    Czekam na więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejcia już sie przestraszyłam że komuś stanie się krzywda!
    Cudowny rozdział!
    Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc znalazłam Twoje opowiadanie dopiero dzisiaj, a już przeczytałam 23 rozdziały. Normalnie zakochałam się w tej historii i w Twoim stylu pisaniu. To jest takie MAGICZNE ♥ Teraz to opowiadanie będzie należało do jednych z moich ulubionych, czyli zyskałaś kolejna wierną czytelniczkę. W tym momencie już zaczynam czekać na następny rozdział.
    Pozdrawiam, Dariia ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże!!! Ten rozdział jest genialny!!! Jeszcze w żadnym rozdziale chyba nie było tyle akcji co w tym!!! SUPER!!! Mam nadzieję że ten William trafi do Azkabanu i już nigdy wiecej się nie pojawi - chociaż chyba wolałabym gdyby Draco go zabił, no ale to ty o tym decydujesz :-)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, mam nadzieję że pojawi się jak najszybciej :-)
    Pozdrawiam
    Kika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż przeczytałam ten rozdział jeszcze raz i stwierdziłam że wypadałoby dać jakiś bardziej konstruktywny komentarz :-)Rozdział oczywiście jest genialny! :-) Poza tym ta rozmowa Draco i Hermiony ogromnie mi się podobała. Nie było ckliwie ani zbyt patetycznie! :-) No i ta akcja z Krumem? Świetnie to rozwiązałaś. A akcja z Williamem? Jeszcze lepsza. Naprawdę myślałam że Draco coś się stanie a tymczasem on znów okazała się tym lepszym! (uwielbiam kiedy Draco staje się superbohaterem :-))No i przemyślenia Hermiony jak biegła przez ten las - to było takie słodkie jak się martwiła o Draco :-)
      Ohh... Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!! Pisz jak najszybciej bo tu umrę z oczekiwania :-)
      Jeszcze raz Pozdrawiam
      Kika

      Usuń
  5. AAAAA!!!!! Nareszcie!!!! Rozdział jest genialny. I ta cała akcja z Williamem - kompletnie się czegoś takiego nie spodziewałam!!! Totalnie mnie zaskoczyłaś! No i Draco znów wychodzi zwycięsko z tej konfrontacji!!! Jestem ciekawa co będzie się działo w następnym odcinku!!!
    Pisz szybko!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. nie spodziewałam się , że to sie tak skończy! Myślałam , ze Draco dostanie w kość, a tu widzisz ! Super rozdział na prawdę! Czekam na następny ;) Widze, że grono czytelników Ci się powiększa , gratuluje ;)
    Weny!
    Ruda ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeejkuu :x ale się dzieje.. Głupi Krum.. ale jeśli był pod działaniem Imperio to uderzał Hermionę nieświadomie?
    mam nadzieje, że Draco porozmawia z Hermioną o ich uczuciu i wreszcie będą razem ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest po prostu cudowne ;D!
    Mega zaskoczenie i genialna akcja, uwielbiam twojego bloga ♥
    Życzę dużo weny ;):*
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy nowy rozdział ? :D

    OdpowiedzUsuń
  10. czekammyyy :D

    OdpowiedzUsuń
  11. genialny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  12. kocham tego bloga!

    OdpowiedzUsuń
  13. jak dobrze, ze twoje opowiadanie wyskakuje jako jedno z pierwszych w google ;) jest niesamowite!! od wczorajszej nocy pochalaniam ile mi czas na to pozwoli! oczywiscie po skonczeniu na pewno wezme sie za twoje kolejne blogi, pozdrawiam Paulina :):)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niech ten arab zgnije w Azkabanie

    OdpowiedzUsuń
  15. Opowiadanie ciekawe i wciągające, masz ładny styl pisania, ale nadużywasz słowa ,,zażenowany,, Twoje opisy uczuć powinny być bardziej urozmaicone, ponieważ nie tylko zażenowany jest słówkiem którego nagminnie używasz. Można znaleźć też kilka błędów nie tyle stylistycznych, co dotyczących treści, nie kola to jedank w oczy. Jedna z historii które spodobały mi się bardziej. Jeśli interesują Cię fanficki o Hermionie to polecam ,,HG i SS bez cukru'' jest to majstersztyk sam w sobie i jedna z perełek wśród wielu opowiadań które czytałam. Twojego opowiadania do perełek nie zaliczam, myślę jednak, że ta historia jest zdecydowanie całkiem ładnym rubinem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie kole to jednak w oczy

    OdpowiedzUsuń