poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 17

Z najwyższą precyzją położył ją na materacu, starając się zadać jej jak najmniej bólu, jednak każdy jego dotyk sprawiał, że zaciskała zęby robiąc wszystko, by przy nim nie płakać. To go niszczyło. Bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
Zostawił ją i zaczął szukać czegoś w kuchni. Dawne zdenerwowanie odeszło. Stał się tak poważny i skupiony na swoim zadaniu jak tylko potrafił, odnajdując w sobie pewne śmierciożercze cechy. Działanie z tak chłodnym opanowaniem, było w jego dawnych kręgach bardzo pożądaną zdolnością. To właśnie dlatego, kiedy Voldemort wyżywał się na swoich poplecznikach, jemu, nigdy nie stała się krzywda.
Wrócił do sypialni z potrzebnymi eliksirami, wilgotnymi ściereczkami i dawką zwykłych, mugolskich leków. W zimnym milczeniu rozebrał ją do bielizny i wytarł z niej zaschniętą krew, nie odważając się rzucić żadnego komentarza na temat jej ciała, co zapewne zrobiłby, gdyby sytuacja nie była tak poważna. Napoił ją przeciwbólowymi i leczniczymi eliksirami. Dziewczyna była jakby nieobecna. Zdenerwowana i skrępowana tym, że leży przed nim niemal naga, ale emanowało z niej jednocześnie taka obojętność, że go to przerażało. Patrzyła się w jeden punkt, nie odzywając się słowem, kiedy na powrót ubierał ją w swoje ubrania, postanawiając założyć na nią jedną ze swoich ulubionych i najcieplejszych bluz.
-Spójrz na mnie-mruknął cicho, kiedy pewnym ruchem odgarnął z jej twarzy włosy i usiadł na krawędzi łóżka, pomagając jej usiąść. Jak zwykle był opanowany. Tak poważny i odgradzający się od zwątpienia, które szalało w jego wnętrzu, że wydał się jej pozbawiony empatii. Chciała, żeby z nią był, w każdy możliwy sposób. Gdyby potrzebowała kogoś, kto w zimny sposób będzie wydawał jej polecenia, równie dobrze mogła dalej leżeć na podłodze w tym okropnym miejscu, do którego została porwana. Nie zareagowała, kiedy z poirytowaniem pomachał jej dłonią przed twarzą. Nie odrywała wzroku od ściany, próbując to wszystko ogarnąć. Była zmęczona, ale emocje wciąż nią targały. Nie byłaby wstanie zasnąć. Słyszała jak wzdycha bezradnie, a potem skrzywiła się, kiedy niedelikatnie uniósł jej podbródek. Zmusił ją, by ich oczy się spotkały i to sprawiło, że ostatecznie ją złamał.
-Masz pojęcia, jakie to było głupie?-zapytał ostro, na co poczuła się tak, jakby osunęła się w ciemną przestrzeń. Nie miała siły tego słuchać. -Powinnaś mnie była obudzić, kiedy wychodziłaś z domu. Stwierdziłaś, że wychodzenie samotnie jest bezpieczne i gdyby wszystko poszło tak, jak ten psychopata sobie zaplanował, byłabyś martwa-zdenerwowanie, nie pozwoliło jej dostrzec, jak jego głos niebezpiecznie łamie się przy końcówce wypowiadanego zdania. Draco nigdy nie posiadał tego zmysłu, zachowania się jak niedupek, kiedy naprawdę desperacko potrzebowała jego empatycznej strony, ale teraz przechodził samego siebie. Był po prostu sobą. Nie wytrzymałby, gdyby znajdując się w takim stanie, nie mógł tego wyraźnie zaznaczyć.
-Dlaczego na mnie krzyczysz?-spytała w końcu z niebezpiecznie zaszklonymi oczami. W pewnym momencie było jej już bez różnicy, czy zobaczy, że płacze. Chciała by ją przytulił. Po prostu został przy niej tej nocy. Była tak bardzo wykończona i zdesperowana, by poczuć na sobie jego dotyk, podczas gdy on tak bezceremonialnie zwracał się do niej jak do idiotki. To chyba logiczne, że zapamięta tę lekcję na przyszłość.
-Bo mi kurwa na tobie zależy-wyrzucił z siebie, kiedy dostrzegł jak przeciera dłonią posiniaczoną twarz. Nie mógł myśleć o tym, jak blisko była od tego, by dziś umrzeć. To go bolało. Przeszywająca myśl o tym, że prawie ją dziś stracił. -Doceń to i zacznij w końcu myśleć. I weź się do kurwy w garść!
Przez moment patrzyła na niego w niedowierzaniu. Może tego potrzebowała. Brutalnego wyciągnięcia ją z dna nim zdążyła na dobre na nie opaść.  Może nie mogła się załamać, ani żyć w ciągłym strachu. Ale to jak zachowywał się Malfoy było do cholery poniżej jakichkolwiek oczekiwań.
-Nienawidzę cię-szorstkim ruchem odepchnęła jego dłoń i oparła się o wezgłowie łóżka, krzywiąc się, przy tak gwałtownej zmianie pozycji.
-Wiem co czujesz-powiedział nieco spokojniej, w porę dostrzegając swój brak taktu. Cóż, dostrzegał go od samego początku. Po prostu uznał, że to w jakiej jest rozsypce przez to co przez nią dzisiaj przeżył, nie będzie wstanie jej pomóc. Uznał, że ludzie, którzy są popsuci, nie są wstanie naprawiać innych.  -Hej...-zignorował jej słabe próby oporu i usiadł obok niej, kiedy nieoczekiwanie wybuchła głośnym szlochem. Wyglądała tak słabo i niewinnie. Jakby przekroczył granicę, samym swoim zimnym spojrzeniem. -Już dobrze...-przygarnął ją do siebie, kiedy bezwiednie oparła się o niego i położyła głowę na jego kolanach, wciąż niekontrolowanie łkając. Wszystko tak strasznie ją bolało. -Wszystko będzie dobrze-przeczesał palcami jej włosy, czując się jak ostatni palant przez to, że na początku tak ją potraktował. Nawet teraz, nie umiał wyrzucić z siebie nic poza będzie dobrze. Do cholery nic nie było dobrze. Jakiś facet nękał ją psychicznie, a teraz porwał i prawie ją zabił. Westchnął, czując jak w jego oczach pojawia się troska. Myślał, że już ją stracił.
-Przepraszam-szepnęła bezradnie, czym bardzo go zaskoczyła, bez wahania mocniej wtulając się w jego kolano. Nie tak miało być. Nie miała go przepraszać, bo to on był dupkiem. Miała ponarzekać, porobić wyrzuty, albo chociażby na niego nakrzyczeć. Miała kilka razy uderzyć w jego tors swoją słabą pięścią.
Westchnął, z bezradnością przesuwając się i kładąc ją pod sobą. Z łokciem opartym po prawej stronie jej głowy, zaczął bezmyślnie scałowywać łzy z jej policzków, z najwyższą delikatnością jeżdżąc palcami po jej włosach.
To nie była ta Granger. Nigdy wcześniej nie widział jej równie załamanej.
-Ogarnij się, Granger-to by się mogło zdawać szorstkie, gdyby nie błagalny ton jego głosu. Nic. Nowa fala łez wypłynęła spod jej powiek, kiedy bezradnie zacisnęła palce na materiale prześcieradła. Westchnął głęboko, patrząc na jej zaciśnięte w przypływie kolejnego szlochu oczy. -Co mam zrobić? Proszę, zrobię wszystko, tylko przestań już płakać.
Tak czy inaczej, był zupełnie bezradny.
Zmarszczył brwi, kiedy poczuł słaby ucisk na swoich barkach, a ona wpiła się w jego usta, przygarniając go jak najbliżej siebie. Jej chaotyczne, niedbałe ruchy przeniosły się na jego tors, gdzie drżącymi palcami, zaczęła rozpinać jego koszulę.
-Co robisz?-spytał ze zdezorientowaniem, ale i coraz większym zaniepokojeniem jej stanem, kiedy sfrustrowana tym, że nie chce jej pomóc, zapłakała w jego usta, znów go całując. Wydawała się tak zdesperowana. Tak zdeterminowana by zrobić cokolwiek, co skupiłoby na czym innym jej rozbiegane myśli. Była przerażona i tylko Draco mógł dać jej zapomnienie, którego tak rozpaczliwie potrzebowała. Dobijało ją to, że nie daje się ponieść. Że tak jak nigdy, pozostaje pasywny na wszelkie jej ruchy, w pewnym momencie nawet powstrzymując jej nadgarstki. Jego palce splotły się z jej palcami, kiedy uniósł jej ręce i przycisnął do materaca ponad jej głową, obrzucając nierozumiejącym spojrzeniem.
-Po prostu ze mną bądź-wyszeptała błagalnie, czując się upokorzona, że w ogóle musi go o to prosić. -Wszystko ze mną dobrze, obiecuję, po prostu...
 Wyglądała słabo. Wiedział, że gdyby nie to, nigdy nie zdecydowałaby się być z nim tak szybko. Nie w ten jedyny, intymny sposób. I to go jeszcze tylko mocniej dobiło. To jak zniszczona i sfrustrowana była.
-Granger...-zaczął, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedział jak się nią zająć. Nigdy nie musiał się o nikogo troszczyć. Nigdy przy nikim nie zasypiał. Nigdy o nikogo się nie martwił.
Nie odpowiedziała. Z upokorzeniem odwróciła głowę na bok. Unikała jego spojrzenia, podczas gdy z jej oczu wciąż leciały łzy. Jakby już żałowała tego, do czego przed minutą była gotowa się posunąć.
-Jutro wracasz do Hogwartu-zaczął, a kiedy tylko odnalazł z powrotem jej spojrzenie, szybko kontynuował. -Poczekaj nie przerywaj mi-widząc jej otwierające się usta, skutecznie uniknął jej spojrzenia, przesuwając się na plecy tuż obok niej. Przygarnął do siebie jej ciało, i ułożył jej głowę na swojej klatce piersiowej, przesuwając dłonią po jej kasztanowych, rozczochranych włosach.  -Musisz odrabiać lekcje i czytać książki, siedzieć w bibliotece godzinami, wykonywać wszystkie te wkurzające i bezsensowne obowiązki prefekta i...
-A co ty będziesz robił?-spytała słabym głosem, z ciężkim sercem przełykając ślinę. Nie była do końca pewna, czy jest gotowa, by znów go pożegnać.
-Poderżnę gardło, skurwielowi, który cię skrzywdził.
-Zacznę pracę. Tak jak chciałem-odparł, mimowolnie zmieniając ton głosu. Wcale nie chciał.
W milczeniu pokiwała głową, czując jak jej serce rozrywa się na kawałki. Może dlatego, bo miała świadomość jak ulotna i nietrwała jest ich znajomość. Nie byli ludźmi, którzy zaczęliby tak po prostu pisać do siebie listy. Nie należeli do tych, którzy mając za sobą tak bogatą historię, postanowiliby spotykać się od czasu, do czasu jak starzy, dobrzy znajomi. Bo nie mieli między sobą nic na tyle trwałego, co dałoby im wystarczający powód, by zrzucić z siebie maski obojętności. Przyznał, że mu na niej zależało, ale przecież zrobił to w przypływie emocji, prawda?
On zostawał w Bułgarii. Gdyby mu zależało, zrezygnowałby z tej głupiej pracy, co do której żadne z nich nie potrafiło się oszukiwać. Nie chciał jej od samego początku.
I chociaż za wszelką cenę, chciałaby go przy sobie zatrzymać, to nie zrobiła nic, poza smętnym milczeniem. Przesunęła palcami po jego klatce piersiowej, nieśmiało kreśląc po niej powolne, chaotyczne wzory. Jej słowa nic by nie zmieniły. Zachęcając go do powrotu, nie zrobiłaby nic, poza uczynieniem z siebie naiwnej idiotki. Jedyne co Draco mógłby mieć w Anglii to ona. A zaoferowanie mu siebie, nie wydawało jej się wystarczającą ceną, by go przekonać.
-Co będzie z tym facetem?-spytała, chociaż to tak naprawdę jej  to nie obchodziło. Nic już jej nie obchodziło.
-Zajmę się tym-przymknęła oczy, kiedy tak jak ona, przybrał swój oficjalny ton. Gdyby nie to jak blisko siebie teraz leżeli, stwierdziłaby, że znów, są sobie dalecy. -Upomnę go-powiedział, w duchu przysięgając sobie, że nie spocznie, póki śmierciożerca nie będzie martwy.
-Upomnisz...-szepnęła z nieprzekonaniem. Zacisnęła mocniej zęby. -Pozdrów go ode mnie.
Kiwnął głową, zgadzając się. Mimo to, nie pomsta, zaprzątała teraz jego głowę.

Kiedy następnego dnia odprowadzał ją na King's Cross, nie odezwał się ani razu. Z rękami w kieszeniach ciemnych, drogich jeansów, przeszedł wraz z nią na peron, gdzie też pożegnali się w milczeniu. Jakby żadne z tłumionych w jego sercu słów, nie było odpowiednie by oddać to, co czuł w tym momencie. Nie dopowiedzeniem byłoby stwierdzić, że ją polubił, albo że się przywiązał. Nie dopowiedzeniem było, jednak stwierdzić, że się w niej zakochał. A mimo to, wczorajszego wieczoru, był gotów oddać za nią życie.
Z dziwnie bolącym, pokruszonym sercem patrzyła mu w oczy, nie rozumiejąc jak łatwo można się do siebie zbliżyć i zarazem oddalić. Bo chociaż nie dzieliła ich już nienawiść, to w tej chwili, był bardziej nieosiągalny niż kiedykolwiek wcześniej. Daleki, a zarazem tak strasznie bliski, kiedy wciąż nic nie mówiąc, gwałtownym ruchem, przyciągnął do siebie jej głowę i złożył powolny pocałunek na jej czole, wciskając do jej ręki rączkę szkolnego kufra. I zrobił to tak mechanicznie, może wręcz niedbale, że nie dostrzegła w nim tego wewnętrznego rozdarcia, które niszczyło go, odkąd tylko otworzył oczy dzisiejszego poranka.
Z niezrozumiałym dla siebie żalem patrzył jak czerwony ekspres do Hogsmade znika w oddali, gdzieś między kłębem kurzu i wydobywającej się z lokomotywy pary. I nie potrafił opanować poczucia, że traci coś niezwykle ważnego, postanawiając nie wracać na ten semestr do Hogwartu.
Wszystko miał jednak już zaplanowane. Powierzchowne plany. Znienawidzone spotkania. Rządne zemsty i pochopności popołudnie.
 [...]
Wyważył drzwi pokoju, w którym jak przypuszczał, znajduje się śmierciożerca i z chłodnym opanowaniem rozejrzał się po wnętrzu, groźnie mrużąc przy tym oczy. Był tam. Siedział na bujanym krześle, wpatrując się w rozbiegane płomienie trzaskającego w kominku ognia, jakby nie był perfidnym socjopatą, a poczciwą, emerytowaną staruszką. Draco z wściekłością prychnął pod nosem. W ręku śmierciożerca trzymał jakąś fotografię.  Nieobecny i spokojny, wpatrywał się w ruchome, kolorowe zdjęcie.
-Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz-mruknął z zamyśleniem, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem.
-Serio?-młody Malfoy z poirytowaniem, uniósł w górę jedną brew, nie powstrzymując chęci mordu, która teraz tak wyraźnie pobrzmiewała w jego głosie. Kumulowała się w nim przez całe rano, kiedy patrzył jak Hermiona krzywi się i powstrzymuje od płaczu za każdym razem, kiedy musi coś zrobić.
-Nie doceniasz mnie-stwierdził melodyjnym tonem mężczyzna. -Nigdy nie doceniałeś. Jesteś jak twój ojciec. Ignorancki.
-Nie znasz mnie-odparł blondyn z nienaturalnym spokojem. Jak zwykle opanowany. Pomimo ognia, który powoli trawił jego wnętrzności.
-Znam cię lepiej, niż ci się wydaje-zaśmiał się niedźwięcznie mężczyzna. -Przewidzę każdy twój ruch. Znam twoje reakcje, zwyczaje...-zaczął mężczyzna. -Wszystkie słabe punkty.
Momentalnie pomyślał o Granger i coś mówiło mu, że to właśnie ją miał na myśli śmierciożerca.
Coraz mocniej irytowało go, że ten dalej, wpatrywał się w ogień. Chciał już mu przyłożyć, podczas gdy ten odwlekał to jedynie w czasie swoją nudną, nie wnoszącą nic gadką.
Prychnął pod nosem i podszedł do fotela, na którym siedział mężczyzna, przybierając na twarz ironiczną, sztuczną maskę. Stał się właśnie tym Malfoyem. Zimnym, oschłym i aroganckim. Malfoyem śmierciożercą. Malfoyem, którego odtrącił w najdalsze czeluści swojej przyszłości, przysięgając sobie, że nie stanie się nim nigdy więcej.
-Pozwól, że coś sobie wyjaśnimy, Williamie-zaczął, z najczystszą nienawiścią cedząc przez zęby jego imię. -Gdybyś przewidział każdy mój ruch, zapewne nie siedziałbyś do mnie tyłem, podczas gdy ja celuję w ciebie różdżką, dlatego przestań do kurwy kozaczyć i rusz się, zanim nie wytrzymam i cię zabiję, gdy będziesz odwrócony plecami-stał teraz tuż za nim, resztkami sił opanowując się przed rozegraniem tego w nieczysty sposób.
-Przewidziałem wszystko-niemal wysyczał w jego stronę, nie zdając sobie z tego, jak blisko stoi Draco. -Dlatego ja także trzymam swoją w ręku-blefował.
Chłopak uśmiechnął się kpiąco, widząc ponad jego głową,  że obydwie ręce trzyma na starej fotografii. Kurczowo zaciskał palce na ramce zdjęcia. Draco z zaskoczeniem zmrużył oczy. Z fotografii uśmiechała się do niego kobieta. Ładna. Młoda. Ubrana w zwiewną, białą sukienkę, poprawiała swoje falowane, jasne włosy. Jej uśmiech odsłaniał szereg śnieżnobiałych, równych zębów. Gdzieś przez jego myśl przemknęło, że ktoś tak dobry jak ona, nie zasługuje na znajdowanie się w rękach kogoś takiego jak śmierciożerca.
-Piękna prawda?-z zamyślenia wyrwał go oschły ton mężczyzny. William, który zdał już sobie sprawę z tego, że jego gość widzi zdjęcie, odetchnął z rezygnacją, a potem odwrócił twarz w jego stronę, obdarzając go zmęczonym spojrzeniem. -Moja żona-o ile w jego tonie kryła się gorycz, to tym razem Draco wychwycił w nim dumę, kiedy z taką powagą mówił moja żona. -No zabij mnie, na co czekasz?-spytał z kpiną w głosie. -Zrobiłem co chciałem, zemściłem się, mam nadzieję, że dziewczynę zabolało...-oznajmił tak, jakby bagatelizował okrucieństwo, do którego się posunął.
-Zamknij się, Will-warknął z irytacją Draco. -Co ona ci zrobiła? Co ma wspólnego z twoją żoną?-spytał z wyrzutem. Chciał wiedzieć, czemu go zabija. Z czystej ciekawości.
Mężczyzna przyglądał mu się z lekkim zaskoczeniem. Jakby to było oczywiste. Jakby po tym co się wydarzyło, nie spodziewał się, że Hermiona mogłaby to zataić.
-Zabiła ją-oznajmił pełen goryczy Will.
Draco uniósł brwi, czując jak ogarnia go coraz większa złość.
-Nigdy nikogo by nie skrzywdziła-powiedział z pewnością, mimo to czując narastający w nim niepokój. Była na to zbyt dobra. Zbyt niewinna.
-Tak ci się wydaje?-zaśmiał się okrutnie William, nie domyślając się, jak ogromne emocje wzbudza to w Draconie. -Zmieniłbyś zdanie do czego jest zdolna, gdybyś zobaczył. Zabiła ją z taką łatwością. Rzuciła na mnie drętwotę, a potem z zimną krwią zamordowała moją niczemu winną żonę. I musiałem na to patrzeć-mówił nienawistnym tonem. -Zabiła moją bezbronną Stacy...-zawył, a na jego twarzy pojawił się smutek. -Tam było tak wiele ludzi, czemu musiała zabić akurat ją?!-krzyknął z desperacją łapiąc się za głowę. Draco patrzył na niego z lekkim szokiem. Nie wierzył w to.
On mógł, on byłby zdolny do czegoś takiego. Ale nie Hermiona. Nie chciał nawet sobie tego wyobrażać. To do niej nie pasowała. Była zdolną czarownicą, zdeterminowaną i odważną, ale nigdy nikogo by nie zabiła.
Podszedł do mężczyzny i jednym ruchem poderwał go z fotela. Przygwoździł go do ściany i zacisnął palce na jego krtani, nie zamierzając odpuścić. Ta sugestia, że Hermiona zasłużyła sobie na cierpienie, bo niby kogoś zabiła, tylko mocniej go wkurzyła.
-Kłamiesz-oświadczył, czym tylko rozbawił mężczyznę, jednak kiedy nie wytrzymał i mocno uderzył go w twarz, ten prędko spoważniał. -Teraz sobie coś wyjaśnimy-wysyczał przez zęby. -Twoje przewidywanie zawiodło, a wiesz czemu? Bo ja jestem nieprzewidywalny. Działam pod wpływem impulsu i robię to na co mam ochotę. Zadzieranie ze mną było błędem. Zbliż się do niej, albo wejdź do jej umysłu, przysięgam, nie zawaham się. Rozwalę ci łeb i poćwiartuję. Nie obchodzi mnie co się stało twojej jebanej żonie. Walczysz o nią, bo ją kochałeś, mam nadzieję, że w takim razie zrozumiesz mnie- z jego tęczówek emanowała wściekłość. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział. Mimo to, William poważnie potraktował jego słowa. Pomimo wewnętrznego braku kontroli, Draco wydawał się być opanowany. Patrzył na niego tak, jak przystało na arystokratę. Biznesmena. Byłego Śmierciożercę. Chłodno i morderczo.
-Zrób cokolwiek co mi się nie spodoba, znajdę cię i zabiję, przysięgam-uśmiechnął się ponuro, by po chwili zacząć kierować się w stronę wyjścia. -Ach i-zatrzymał się, odwracając przez ramię. -Pozdrowienia od Granger...-mocno przywalił mu w brzuch, obserwując jak mężczyzna zgina się i głośno jęczy.
-Malfoy-szepnął mężczyzna ledwo dosłyszalnie. Chłopak spojrzał na niego z zainteresowaniem, napinając mięśnie wyczekująco. -Może ci się przydać-powiedział Will, sięgając do stolika nieopodal i rzucając w jego stronę jakąś kasetę. Uśmiechnął się kpiąco, po czym ostatkiem sił teleportował.

Kiedy pojawił się w swojej zimowej willi, z początku odrzucił kasetę gdzieś na stolik w kuchni, zupełnie ją ignorując. Wyciągnął z szafki nad zlewem butelkę całkiem mocnego, zakupionego niegdyś na Pokątnej trunku. Starał się odrzucać myśl o odtworzeniu nagrania, jednak kiedy ciekawość nareszcie w nim zwyciężyła, postanowił je obejrzeć.
Na szczęście posiadał telewizor. Od dawna cenił sobie ten mugolski wynalazek, jednak o ile potrafił przycisnąć jeden, podstawowy guzik i ustawić sobie kanał informacyjny, o tyle odtworzenie filmu było dla niego skomplikowaną czynnością. Potrzebował chwili, nim udało mu się włożyć kasetę w odpowiednie miejsce. Później, za pomocą grubej deski z guzikami, która dopiero potem okazała się być, po prostu pilotem, odtworzył film.
Instynktownie spoważniał, kiedy na ekranie pojawił się znienawidzony mężczyzna o bliskowschodnich rysach twarzy. Draco mimowolnie się skrzywił.
Nagranie było amatorskie. Obraz trząsł się od trzymanej w ręku kamery.
Skłamałby, gdyby musiał przyznać, że to nim nie wstrząsnęło. Właściwie dawno, nie był bardziej poruszony, niż wtedy, kiedy widział jej cierpienie. Coś w nim pękło. Świadomość tego, jak bardzo ją bolało, bo nie był wystarczający by ją przed tym uchronić. Ponieważ nie wstał wystarczająco wcześnie, by zatrzymać ją, nim wyszła z domu. Widział przerażenie w oczach, które tak dobrze znał, widział jak dzielnie to znosi, starając się nie okazywać słabości.
Z każdą minutą filmu było coraz gorzej. Z początku siedział i patrzył się zbyt osłupiały i przerażony by w ogóle się ruszyć. Po chwili jednak oprzytomniał. Stwierdził, że po prostu nie może tego oglądać. Po kilkunastu próbach wyłączenia telewizora, zrezygnowany, transmutował pilot w siekierę i z niezwykłym jak na taką chwilę opanowaniem, rozwalił telewizor.
-Mugolskie badziewie-powiedział, prychając pod nosem. Machnięciem różdżki posprzątał, by choć na chwilę oderwać się od widoku cierpiącej dziewczyny. Nie miał pojęcia, że to tak wyglądało. On nawet nie chciał mieć o tym pojęcia. To jak ją znalazł, jak na niego patrzyła, sprawiło, że nie chciał sobie tego nawet wyobrażać. Usiadł na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Był zły; na siebie. Za to, że do tego dopuścił.
Uśmiechnął się, ironicznie. Kiedyś, nie zrobiłoby to na nim wrażenia, przynajmniej nie aż takiego. Naoglądał się w życiu wystarczająco wiele aktów tortur. Tymczasem, czuł w sercu straszny ucisk. Kiedy zaczęło mu na niej zależeć? Jak to w ogóle możliwe, że do tego doszło? Ciągle o niej myślał.

Zaczął odtwarzać wszystkie te chwile, kiedy za każdym razem kiedy ją widzi, jego serce przyspiesza.
To brzmiało cholernie nawinie, ale gdzieś w jego skrytym umyśle, dopuścił do siebie na moment to, że się w niej zakochał. Zakochał się. Chyba mógł to przyznać. Przynajmniej przed sobą. Albo przynajmniej dzisiaj.
 Przecież Hermionie w życiu by tego nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że nie jest dla niej odpowiedni. Chciał, żeby była szczęśliwa, a z nim na pewno by taka nie była. Obracał się w złym towarzystwie i posiadał mroczną, śmierciożerczą przeszłość. Nie powinna być z nim chociaż z szacunku do swoich znajomych, którzy przez osoby takie jak on, byli martwi. Poza tym, ostatnie wydarzenia utwierdzały go w przekonaniu, że ostatecznie nie był wstanie zapewnić jej nawet bezpieczeństwa.
I pomimo całego tego rozsądku i rozważnego myślenia, wciąż tak bardzo chciał mieć ją przy sobie. Bo chyba ją kochał i był samolubny.
Zaśmiał się głośno, kiedy przypomniał sobie ich rozmowę. Mówił, że nie rozumie nieodwzajemnionej miłości, a teraz sam jej doświadczył. To było chore. Tak absurdalne, że przez moment miał ochotę zdzielić się po twarzy. On się nie zakochuje. Żałował, że czuje do niej coś takiego. Nienawidził jej. Bo coś w niej sprawiło, że stała się ważna. Ważniejsza niż wszystkie dotychczasowe dziewczyny. Dlaczego nie mogła być dalej tylko szlamą, tak jak przed ich wyjazdem do Bułgarii?
Powinien wycofać się z jej życia nim będzie za późno, ale to zaszło tak daleko, że nie był pewien czy potrafi. Być może Draco był na to zbyt wielkim egoistą. Ale czy to złe, że chciał po prostu przy niej trwać? Każdego dnia i każdej nocy.
Przeraziło go to jak szybko zdecydował się wrócić do Hogwartu. Jak łatwo, po obejrzeniu tego nagrania zrozumiał co czuje. Został mu jeden semestr, przecież praca mogła poczekać tak, jak czekała na niego od paru już lat.
Wiedział, że ona go nie kocha. Wiedział, że to nie miało żadnej przyszłości, ale wiedział też, że od dawna nie ma już nic do stracenia. On, Draco Malfoy, młody milioner, arystokrata i playboy. Nie miał nic więcej wartego niż ona. A właściwie nawet jej nie miał.


Siedziała na parapecie swojego prywatnego dormitorium, z kolanami podciągniętymi pod brodę i skronią wspartą o chłodną powierzchnię szyby, z myślami pogrążonymi gdzieś daleko od murów ukochanego Hogwartu. Piła goździkową herbatę, co jakiś czas obracając nagrzany kubek w zmarzniętych dłoniach, kiedy do drzwi dormitorium zapukał ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewała. Właściwie nikogo się nie spodziewała. Odkąd wróciła do zamku po przerwie świątecznej, unikała praktycznie wszystkich. Otworzyła drzwi, instynktownie mocniej opatulając się swetrem, który niedbale zarzuciła na szczupłe ramiona. Od razu pożałowała, że tak szybko zeskoczyła z parapetu, bo o futrynę szarmancko opierał się Ron Weasley. Niechętnie zlustrowała go wzrokiem, z lekkim zaskoczeniem, przygryzając dolną wargę. Nie wiedziała czemu, tak szybko, niemal machinalnie porównała go z Malfoyem. Ostatnio robiła to cały czas, prawie z każdym chłopakiem jakiego napotykała na drodze. Ron nigdy nie był tak elegancki jak on. Podczas gdy blondyn potrafił zachować postawę arystokraty nawet w zwykłym t-shirtcie, Ronowi kompletnie brakowało tego wyczucia.  Malfoy miał arystokratę i wrednego, eleganckiego aroganta we krwi. To jego chciała oglądać. Patrzeć jak to on, nonszalancko opiera się o futrynę w jej drzwiach. Jak to on rzuca jej wyzywające spojrzenia i zuchwałe uśmiechy. Bo taki był. Podczas gdy rudzielec wydawał się być przy tym tak bardzo nienaturalny. Uśmiechał się do niej niczym książę z taniej telenoweli. Ręce splótł na piersi, a jego brwi były uniesione w znaczącym geście, jakby sama ta postawa, miała zmusić ją do jakiegoś komentarza.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, nieco rozbawiona faktem, że Ron mógł się jej kiedyś podobać.
-Cześć-powiedział w końcu rudzielec, wyjątkowo sztywnym głosem, czym tylko mocniej ją skrępował i dobił. Do cholery byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi.
-Cześć-przywitała się oschle, po czym z irytacją pokręciła głową, wykonując jednocześnie w jego stronę, gest środkowym palcem. Miała dość. Chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, kiedy uniemożliwił jej to, wkładając między nie swoją stopę. Bez zaproszenia, wśliznął się do pokoju, lustrując dziewczynę zaskoczonym spojrzeniem. Wyglądała źle, jednak powstrzymał się od komentarza. Zamiast tego podszedł do niej i bez wahania pocałował. Jakby planował to przez całe ferie, kiedy nie mógł jej zobaczyć.
Z początku po prostu stała, z otwartymi oczami i sylwetką zbyt spiętą z zaskoczenia, by jakkolwiek się poruszyć. Potrzebowała dłuższej chwili, by się opamiętać i przyłożyć mu w twarz, wkładając w to jak najwięcej siły, by go odepchnąć. Ron momentalnie się od niej odsunął, łapiąc za palący policzek. Obdarzył ją morderczym spojrzeniem, masując obolałe miejsce. Drugą ręką kurczowo trzymał jej talie.
-Puszczaj-warknęła, szarpiąc za kawałek koszulki na jego piersi. Chłopak jedynie umocnił swój stalowy uścisk. -Czego kurwa nie rozumiesz?! Puść mnie w tym momencie, Ron-wrzasnęła poirytowana.
-Zrozumiałem, że cię kocham-wysapał desperacko, na co z szoku zachłysnęła się powietrzem. -Dalej cię kocham-wyznał zupełnie szczerze. -Nie patrz na mnie jak na wariata.
-Poważnie?!-zaśmiała się sarkastycznie, z wściekłością wyrzucając ręce do góry. -Zrozumiałeś, że mnie kochasz?-powtórzyła to jak najzabawniejszy żart w historii. - A nie mogło to do ciebie dojść, zanim potraktowałeś mnie jak...-z wściekłością zacisnęła zęby, oskarżycielsko wskazując na niego palcem. -Nazwałeś mnie dziwką, Ron. Zwyzywałeś od szlam. Od najgorszych. Co jest z tobą nie tak?! Nie możesz mnie tak po prostu całować!-wrzasnęła, zupełnie wyprowadzona z równowagi. Miała już dość. Była wykończona. Wszystkim. Zaczęła szarpać się w jego ramionach, próbując wyrwać z jego uścisku. W końcu chłopak zrezygnowany puścił ją, niespecjalnie sprawiając, że ta upadła na ziemię. Spoważniał, kiedy dostrzegł jak jej głowa uderza o kant szafki w jej sypialni.

18 komentarzy:

  1. O mój Boże.
    Tyle się dzieje.
    Ja chce już teraz rozdział.
    Błagam.
    Tak bardzie bardzo błagam.
    Jej. Jak dobrze że Malfoy wraca do Hogwartu.
    Boże, co za chuj z Rona. Co teraz będzie?
    Draco wpadnie do pokoju, bo będzie chciał zrobić niespodziankę Granger, a zamiast tego zobaczy Rona stojącego nad Hermiona która leży ranna. O Boże..
    Błagam, dodaj dzisiaj rozdział.. omg.. BŁAGAM.

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER <3 tw bloga znalazłam przez przypadek a przeczytałam już dzisiaj wszystkie rozdziały ! *.* zakochałam się w tym blogu !! <3 na pewno bd go polecała innym <3 <3 już nie mogę się doczekać następnego rozdziału *.* zapraszam do mnie :3 dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny cudowny rozdział *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany boskie!!! Mam nadzieję że Mionie nic nie będzie. No i super że Draco jednak wraca do Hogwartu. Już nie mogę się doczekać aż znowu się spotkają :-)
    rozdział jak zwykle cudowny :-)
    Pozdrawiam
    Kika

    OdpowiedzUsuń
  5. cześć, cześć ;)

    świetne i boskie - więcej słów nie potrzeba by określić tą historie :)

    zapraszam na http://dramione-odkryj-siebie.blogspot.com/ gdzie jest dodany kolejny rozdział : )

    pozdrawiam Bllof.

    OdpowiedzUsuń
  6. Merlinie... tyle sie dzieeje...
    bosko... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde... Ron... Co za idiota...
    Draco.. lubię go takiego opiekuńczego :D
    Ja też chce już nowy rozdziału! :p

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow , ale masz świetnie pomysły :)
    I wgl bardzo fajnie piszesz ;)
    Można powiedzieć, że potrafisz świetnie dawkować akcje w każdym rozdziale. Nie jest ani za nudno, ani nie dzieje się za dużo ;)
    Po prostu super ;)
    I wgl jesteś wspaniała, że dodajesz notki codziennie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A może tak w ramach podziękowania za wspaniałe i rozbudowane pochlebne komentarze jakiś rozdzialik dzisiaj :) Taki mały BONUSIK dla najwierniejszych czytelniczek ? ;p)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję wam wszystkim za naprawdę przemiłe komentarze, ale kalkulując wszelkie rozdziały itp.,stwierdzam, że nie będę miała czego dodać jutro :( Tak więc czekajcie cierpliwie, a tych którzy usychają z nudów, a nie czytali jeszcze mojego drugiego bloga zapraszam do czytania i komentowania na dramione-the-magic-world.blogspot.com :) Jesteście kochani, cieszę się , że tak wam się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc jestem skazana na śmierć , bo drugiego bloga sledzilam i komentowalam na bierzaco :c ohh, ja biedna ! I co ja teraz poczne? :o

      Usuń
  11. JEJ po prostu cudo!

    OdpowiedzUsuń
  12. ........... / Nagini

    OdpowiedzUsuń
  13. niee, jaki idiota z Rona! >_< dobra, czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  14. OMG lece czytac dalej bo nie wytrzymie hehe

    OdpowiedzUsuń