niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 15

-Szukam tych ludzi-ze zmęczeniem przetarł twarz dłonią i wyjął z kieszeni kurtki pogięte zdjęcie rodziców Hermiony. Grupka mugoli przyjrzała mu się z obojętnością, ale i cieniem rozbawienia, bo zaczepiający ich o tej porze chłopak był świetnym pretekstem do urozmaicenia im tego wieczoru bójką, czy chociażby zaczepkami. -Widzieliście ich? Wiem, że mieszkali kiedyś w tej okolicy.
-Może widzieliśmy, może nie...-siedzący na ławce z kolegami mężczyzna, wyzywająco wzruszył ramionami. Widział jak działa to na Dracona. Zirytowany blondyn przełknął ciężko ślinę, a potem odetchnął i zacisnął ręce w pięści. Tak bardzo chciał się opanować.  Zbyt zirytowany swoją bezczynnością, nie umiał się jednak powstrzymać, dlatego bez wahania zrzucił mężczyznę z ławki, popychając go do tyłu. Ignorując niezadowolony pomruk reszty, z irytacją wywrócił oczami. Przeszedł ponad ławką, a potem doskoczył do mężczyzny i szarpnął za wierzch jego ubrania, gwałtownie podrywając jego ciało do góry. Postawił go na nogach, trzymając jednocześnie za jego ramiona tak, aby nie udało mu się uciec, a potem obdarzył go morderczym spojrzeniem, mocno napinając szczękę. Słyszał jak koledzy jego ofiary wstają z ławki, ale nie reagują, pozwalając mu wykonywać zadanie.
-Widziałeś, czy nie widziałeś? Radzę ci, zrób pożytek z oczu, albo ci je wydłubię-oczywiście nie zrobiłby czegoś takiego. Tego typu groźby od zawsze jednak sprawiały mu ogromną zabawę. Niezależnie od tego jak absurdalnie brzmiały jego słowa, poważny ton sprawiał, że ludzie zawsze się na to nabierali. Wyczekująco uniósł brwi, czekając na sprecyzowaną odpowiedź.
-Mieszkają tam...-wyrzucił z siebie mężczyzna, niepewnie wyciągając rękę. Draco z powątpiewaniem uniósł brwi.  Tam, to nie do końca konkretna odpowiedź. -Trochę dalej w tamtą stronę-sprecyzował prędko mężczyzna. -Ale bardzo rzadko wychodzą. To miłe małżeństwo, niedawno sprowadzili się tu z Australi-jąkał się i gwałtownie zaczerpywał powietrza.
Draco z rezygnacją westchnął, a później puścił go, przypadkowo a może i nie, popychając mężczyznę do tyłu.
[...]

Z powagą i najwyższym opanowaniem zastukał pięścią w drzwi ładnej, wiktoriańskiej kamienicy na zadbanym, brytyjskim osiedlu. Rzekomo należący do byłych państwa Grangerów dom zrobił na Draconie niemałe wrażenie. Wyglądał jak z obrazka.
Wiedział, że rozmowa, która go czeka, będzie trudna. Hermiona całkowicie zmodyfikowała pamięć swoich rodziców. Państwo Granger nie mieli pojęcia kim tak naprawę byli. Nie wiedzieli nic o swoim pochodzeniu, rodzinie, przeszłości, czy nawet nazwisku. Całe ich obecne życie wyreżyserowała ich córka. Hermiona, o której istnieniu nie mieli nawet pojęcia.
Zamrugał, kiedy drzwi uchyliły się, a on stanął naprzeciw znacznie niższej od siebie kobiety, z burzą ciemnobrązowych loków i jasnymi, przenikającymi go oczyma. Podobieństwo do Granger było uderzające. Mimowolnie się wzdrygnął.
Nie czekając na zaproszenie zdezorientowanej matki Hermiony, wkroczył do domu, swobodnie rozglądając się po elegancko wyposażonym wnętrzu. Zawsze chciał mieszkać w takim miejscu.
-Możemy jakoś pomóc, chłopcze? Nie jesteśmy zainteresowani kupowaniem czegokolwiek.
Uważnym spojrzeniem przeskanował sylwetkę pana Grangera. Miał jej oczy.
Potrzebował chwili, żeby odetchnąć z ulgą. A więc odnalazł ich. Całych i zdrowych.
-To bardzo ważna sprawa-odparł spokojnie, z zamyśleniem marszcząc brwi. Nie do końca wiedział, jak sobie z tym poradzić.
-To są chyba jakieś żarty!-matka Hermiony pokręciła z dezaprobatą głową, kiedy Draco przez dłuższy czas się nie odzywał, podejrzanie stojąc w ich salonie. Cóż, rzeczywiście tego typu rzeczy nie zdarzają się mugolom zbyt często.  -Proszę opuścić nasz dom!-solidarnie poparł swoją żonę pan Granger.
Uśmiechnął się z rozbawieniem. Wkurzający jak Hermiona. Westchnął ze zrezygnowaniem. Ostatecznie nie było sensu dłużej zwlekać z wyjaśnieniami przyczyny swojej wizyty.
-Zapewne zdziwicie się, jeśli powiem wam, że kilka miesięcy temu, zmodyfikowano wam pamięć. Nie macie w rzeczywistości pojęcia kim jesteście, ani jak wyglądało wasze życie, zanim wasza córka postanowiła tak wszystko spieprzyć...
-PSYCHOPATA-skrzywił się, a potem zrobił zręczny unik, kiedy wyprowadzona z równowagi jego dziwaczną wizytą kobieta, wzięła wazon i rzuciła nim, rozbijając go tuż obok jego głowy.
-Nazywacie się Jane i Henry Grangerowie. Macie córkę, która usunęła wam pamięć i wszczepiła w wasze umysły nowe wspomnienia...
Ojciec Hermiony stał w osłupieniu, z wyjątkowo mało inteligentną miną, czekając aż cokolwiek wyniknie z tej rozmowy, powoli cofając się w stronę telefon za jego placami. Zastanawiał się, czy Draco, który ich naszedł był wystarczającym powodem do zadzwonienia na policję, podczas gdy matka dziewczyny nie była tak spokojna. Krzyczała i rzucała w Dracona najróżniejszymi przedmiotami, próbując zmusić go do opuszczenia mieszkania.
-Po cholerę ja wam to w ogóle tłumaczę?-spytał sam siebie Draco, wyjątkowo zrezygnowany, a potem wyciągnął różdżkę i wymówił formułkę mającą przywrócić im dawne wspomnienia. W ciszy obserwował jak ich twarze zmieniają się i wykrzywiają w najróżniejszych grymasach. Jak poszczególne emocje kształtują się w ich rysach, tak jakby właśnie na powrót dostawali wszystko to, co towarzyszyło im przy kolejnych wspomnieniach. Nie miał pojęcia co działo się w ich głowach, ale z pewnością nie było to miłe, zważywszy na to, że nie dostali od niego tylko radości. Życie to przecież także ból, strach i rozczarowania.
-Hermiona-wyszeptała przerażona, ale i wyraźnie wzruszona pani Granger, ze łzami w oczach przytykając dłoń do ust.
Draco mimowolnie się uśmiechnął. Sukces. Jak zawsze.
-Henry-kobieta, dopadła do swojego męża, desperacko wbijając paznokcie w jego ramiona. Mocno nim potrząsnęła. -Hermiona! Pamiętam wszystko! Błagam, powiedz, że nie zwariowałam. Myśleliśmy, że nazywamy się Wilkins. Jak do cholery mogliśmy o niej zapomnieć?! Co z nas za rodzice?!-przytknęła palce do skroni. -Mój Boże, ile minęło czasu?-z paniką spojrzała na Dracona, który ze spokojem opierał się o ścianę w ich salonie. -Rok? Dwa? Co się z nami działo?!-krzyczała rozhisteryzowana, błądząc wzrokiem po twarzy swojego męża, tak jakby znał odpowiedzi na wszystkie te pytania. Ale przecież nie wiedział. Był równie skonsternowany co ona. Pan Granger przysunął się do niej, mocno obejmując ramieniem, gładząc ją przy tym po napiętych plecach. Nie spuszczał jednak przy tym wzroku z Dracona, ciągle podejrzliwie na niego patrząc.
-Uspokój się, Jane... Myślę, że on nam wyjaśni-powiedział łagodnie do swojej żony.
Draco przyznał mu rację, w milczeniu kiwając głową, a potem usiadł na kanapie, obrzucając ich zachęcającym spojrzeniem. Opowiedział im o wszystkim, nie pominął niczego.
Rodzice Hermiony dowiedzieli się o wyprawie po horkruksy i poczynaniach ich córki w czasie Wielkiej Bitwy. Opowiedział im, że jest w trakcie kończenia siódmego roku w Hogwarcie, że spędziła święta w jego zimowej rezydencji w Bułgarii, a nawet o nawiedzającym ją śnie. Uświadomił im także, w jak poważnym znajdują się niebezpieczeństwie.
-Co teraz?-spytała poważnie zmartwiona matka Gryfonki.
Draco westchnął posępnie.
-Moja rodzina ma mnóstwo domów-oznajmił, uznając za bezpieczniejsze wciśnięcie im tego kitu niż to ja mam mnóstwo domów. Ludzie zwykle nie traktowali poważnie dziewiętnastoletniego śmierciożercy, który pomnożył kilkukrotnie podczas wojny swój majątek. -Możecie sobie wybrać co chcecie. Europa wschodnia, Japonia, Stany, albo Australia, ale na wyspie-wyjaśnił z obojętnością, a widząc ich ciągłe nieprzekonanie, dodał:
-Zabezpieczę zaklęciami wasze mieszkanie, nikt was tam nie znajdzie. Będziecie bezpieczni...
-A co z Hermioną? Zamieszka z nami?-pan Granger podniósł się z kanapy, zaczynając nerwowo przechadzać po mieszkaniu. Przeprowadzka oznaczała dla nich ogromne zmiany.
-To jej wybór-wzruszył ramionami, ale gdzieś w głębi serca samolubnie nie chciał, żeby znikała. -Chciała skończyć Hogwart, tam jest bezpiecznie i rozsądnie byłoby tam pozostać-powiedział, nim zdążył się powstrzymać. Oczywiście, że chciał, żeby była bezpieczna. Ale bardziej nie chciał, żeby ukrywała się gdzieś daleko, na drugim końcu świata. Entuzjastycznie i fałszywie zaklaskał w dłonie. -To co? Apartament w centrum, czy willa z basenem?-spytał zniecierpliwiony.
-Dlaczego chcesz nam pomagać?-spytał z niezrozumieniem Henry, na moment zaprzestając swojej maniakalnej wycieczki po salonie.
-Bo obiecałem to waszej córce-jęknął ze znudzeniem i frustracją. -Błagam ludzie, pozwolicie uratować sobie życie, czy będziemy gadać teraz o moich motywach?-wywrócił oczami.
-Zabierz nas tam, gdzie będzie bezpiecznie-odparł zdecydowanie mężczyzna, ostatecznie zgadzając się z nim w ciszy.
-Świetnie!-krzyknął rozradowany chłopak, po czym bez słowa wyjaśnień podszedł do nich i za pomocą teleportacji łącznej przeniósł ich na Australijską wyspę. Miał nadzieje, że pozostały im jeszcze jakieś ambicje i marzenia z poprzedniego życia. Że tu będą naprawdę szczęśliwi. Tam, udzielając krótkich wskazówek zostawił małżeństwo Grangerów, samemu powracając do willi w Bułgarii.

[..]

      Granger!!!
Twoi rodzice to najbardziej wkurzający ludzie na świecie. 
Wiem, wiem, jestem genialny i osiągnięcie celu było tylko kwestią czasu, dlatego na pewno się jakoś specjalnie nie martwiłaś, ale piszę, żebyś była już totalnie spokojna. Są bezpieczni i znajdują się naprawdę daaaleko stąd. Mam wszystko pod kontrolą, 
                                     Malfoy 
                               

Padł na kanapę, rozumiejąc czemu teleportacja na długie dystanse jest tak niewygodna, a nawet niebezpieczna. Był wyczerpany. Nim się obejrzał, zasnął, korzystając z wolnego, zimowego popołudnia. 

***

Stała przed lustrem owinięta w puszysty, biały ręcznik. Zmieniła się. Była blada, schudła. Skanowała wzrokiem cienie, które uformowały się pod jej oczami. Miała takie przygaszone, smutne spojrzenie, a wystające kości na ramionach i żebrach dawały znać o tym, że coś jest nie tak. 
Nękający mężczyzna zapewniał jej bezsenne noce, a stres uniemożliwiał jej przełknięcie jakiejkolwiek porcji jedzenia. Martwiła się o rodziców,  martwiła się o Dracona, martwiła się nawet o Rona, który wcale z nią nie rozmawiał. Patrzył na nią z góry, zabijał ją wzrokiem i doprowadzał do płaczu, za każdym razem kiedy myślała o ich przyjaźni. Miała dość pobytu w Norze, i tylko myśl, że to najbezpieczniejsze miejsce, a w stosunku do swoich rodziców jest zupełnie bezradna, pozwalała jej nie uciec stamtąd z krzykiem. 
Mimo to, cierpiała. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie, a teraz została do tego zmuszona, dlatego tak ciężko to znosiła. Nie radziła sobie. Zwyczajnie ją to przerosło i nawet Harry i Ginny, nie byli wstanie jej pomóc, szczególnie, że o niczym nawet nie wiedzieli. Maskowała wszystko dobrze wyćwiczonym uśmiechem.
Powoli rodziło się w niej zwątpienie. Czy mogła ufać Malfoyowi? Co jeżeli ją olał i zabawia się w najlepsze, podczas gdy ona myśli, że ratuje jej rodziców? Co jeśli rzeczywiście nic nie idzie w stronę ich uratowania, a ona łudzi się, że jest inaczej?
Przyrzekł jej. To musiało wystarczyć. 
Chciała mu ufać.
Kiedy tylko pomyślała w ten sposób, do jej uszu dobiegło ciche stukanie w szybę. Podbiegła do okna, wierząc, że może to być nareszcie jakaś istotnie ważna informacja. Drżącymi rękami rozwinęła pergamin, a potem szybko przeczytała list, rzucając się na łóżko w samym ręczniku. Z treści aż wiało triumfem, ironią i satysfakcją. Dobrym humorem. Zwycięstwem.
Z jej gardła wyrwało się mimowolne westchnięcie ulgi, ale i wściekłości. Z całych tych negatywnych emocji, które gwałtownie zaczynały opuszczać jej ciało, mocno pociągnęła nosem. Była pewna, że za moment się popłacze. To było tak niesprawiedliwe. Zamartwiała się i odchodziła od zmysłów, podczas kiedy dla niego to była zabawa. Uratować jej rodziców. Adrenalina; misja, jakich wypełnił tysiące. Wiedziała, że powinna była się cieszyć, że mu się udało, ale nie mogła. To wciąż nie był koniec. Sny nawiedzały ją bezustannie, a ona doprowadziła się do ruiny. Podkuliła nogi, po czym leżąc na boku, poczuła jak po jej policzku spływa łza bezradności. Minął tydzień. Musiała czekać tydzień, by wreszcie poczuć ulgę, która nie do końca ją uszczęśliwiła. Nie wiedziała czy to ona stała się rozpieszczoną dziewczynką, czy to świat stał się taki ponury, ale wiedziała, że łzy tym razem jej pomogą. Płakała tak głośno, aż w końcu zasnęła z wyczerpania. Nie na długo jednak. Wciąż męczyły ją koszmary.

***

Obudziły go promienie jasnego, popołudniowego słońca.
Z leniwym ziewnięciem, spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza.
Zwlókł się z łóżka, wziął szybki prysznic, wciągnął na siebie ubrania, a potem zamarł, kiedy uświadomił sobie, że nie dostał odpowiedzi na swój list. Co jak co, to była przecież ważna sprawa, zwłaszcza dla Hermiony. Powinna chociaż potwierdzić, że wiadomość do niej dotarła...
Przypomniał sobie wszystkie jej obawy związane z wyjazdem do Nory. Doskonale wiedział, że Weasleyowie byli dla niej jak rodzina. Że nie pozwoliliby, żeby spotkała ją krzywda. Ale tam był też Ron. Ron skurwiel, któremu za nic nigdy by nie zaufał.
Nie czekając, przywołał różdżką swoją kurtkę.
Postanowił wrócić do Anglii i dla świętego spokoju sprawdzić czy wszystko w porządku z dziewczyną, która niegdyś go nie obchodziła, a teraz był gotów gnać dla niej przez pół kontynentu. Lekceważąc niewygodę teleportacji długodystansowej, teleportował się pod sam dom Weasleyów, czując narastający w sercu niepokój. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało. Wszedł przez furtkę, nie mogąc powstrzymać się od agresywnego kopnięcia jednego z gnomów ogrodowych, a potem bez wahania wspiął się po schodkach na ganek i zapukał do drzwi, niemal nie robiąc w nich pięścią dziury. Sama myśl o tym, że ten idiota ją skrzywdził, doprowadzała go do szału, nawet jeśli najprawdopodobniej tylko to sobie uroił. Westchnął z wściekłością, kiedy otworzył mu ten, którego najmniej chciał zobaczyć.
-Tylu was tam jest i musiałeś otworzyć akurat ty?-spytał zażenowany, z podenerwowaniem, przesuwając dłonią po napiętej szczęce.
-Co tu robisz?-warknął Ron, patrząc na niego ze złością. Widział jak Weasley zaciska dłonie w pięści i pamiętając o tym jak mocno oberwał od niego w nos, instynktownie zachował wzmożoną ostrożność.
-Przyszedłem do Granger. Ważna, ale nie twoja sprawa-odparł tak spokojnie, jak tylko potrafił, przybierając na twarz swój ironiczny, złośliwy uśmieszek. Był pewien, że jeżeli nie ukryje się za maską perfidnego dupka, to go tam po prostu zabije.
-Obawiam się, że to moja sprawa, bo to mój dom, Malfoy-zauważył z dumą Ron. -A co do Hermiony, nie spotkasz się z nią, bo to teraz moja dziewczyna...-skłamał.
Chciał wierzyć, że skłamał, bo złość, która w nim wzrosła, kazała mu go zabić jeśli to prawda.
Poczuł w sercu niezrozumiałe ukłucie zazdrości, ale nie dał tego po sobie poznać. Z obojętną miną patrzył prosto w oczy Wesleya, delikatnie unosząc jeden kącik ust. Przepchnął się, trącając go barkiem tak mocno, że ten omal się nie wywrócił, a potem bezceremonialnie wszedł do środka. Ignorował to jak nieudolnie Ron próbował protestować. Doskonale wiedział, że poza nim, w domu nie ma nikogo z rodziny Wesleyów. Było zbyt cicho. Jeżeli Ron chciał się pozbyć Ślizgona, musiał to zrobić sam. Podszedł do niego od tyłu i zamachnął się, jednak chłopak jakby tylko na to czekał, zrobił unik. Odwrócił się w stronę rudzielca i spojrzał na niego z ironicznym uśmiechem na twarzy.
-Słuchaj, Weasley-odetchnął, siląc się na spokój. -Wiem to twój dom, szanuję to i w życiu bym do niego nie wszedł, gdyby to nie było ważne. Mamy święta. Wyluzuj-uśmiechnął się fałszywie. -Napij się whisky czy coś, tylko daj mi się z nią spotkać. Śpieszę się i nie zmierzam grać z tobą w żałosne gierki-jego twarz przybrała zażenowany wyraz. -I zamachnij się na mnie jeszcze raz, będę mieć gdzieś czy to twój dom, bez wahania obije ci tę piegowatą buźkę...-wkroczył na schody, jednak rudzielec szybko zagrodził mu wejście na górę.
Draco westchnął zrezygnowany, wykrzywiając usta w zażenowanym uśmiechu.
-GRANGER!-wrzasnął wyjątkowo złośliwym tonem, nie spuszczając przy tym wzroku z wściekłych oczu chłopaka. Ron zrobił się czerwony ze złości, zacisnął pięści.
Draco jedynie czekał z uśmiechem, rozbawiony tą sytuacją. Po chwili jednak za plecami ukazała się dziewczyna, a z jego ust szybko zszedł uśmiech. To była Granger, ale zupełnie nie wyglądała jak ona. Była... smutna i chuda i blada. Zmęczona.
 Próbując opanować szok, uśmiechnął się w jej stronę blado, jakby ze smutkiem, a potem z głośnym westchnięciem zmarszczył brwi w szczerym zmartwieniu. Co jej się stało? Przez moment nie potrafił dłużej udawać obojętnego.
Przeniósł wzrok  na Rona obdarzając go spojrzeniem godnym mordercy. Chciał mu przywalić tak bardzo, kiedy zatrzymała go dziewczyna. Wyminęła Rona i złapała blondyna za rękę, po czym jakby nic, w milczeniu wyprowadziła go z Nory. Zaskoczony, nie śmiejąc się jej sprzeciwić, pozwolił się poprowadzić, zostawiając za sobą osłupiałego jej zachowaniem rudego. Przez chwilę zastanawiał się o co może chodzić. Wiedząc jednak, że przede wszystkim nie może pozwolić by Hermiona tu została, gwałtownie złapał za jej nadgarstek i zniknął wraz z nią, przenosząc się do bułgarskiej willi.


-Co zrobiłeś?-spytała zdezorientowana. Chciała do cholery wyprowadzić go na dwór, nie teleportować się do jego rezydencji.
-Dalej nie wiesz co to teleportacja łączna?-zakpił udawanie, próbując ironią zamaskować to, jak bardzo przerażony był. Nawet jej ton nie był tak zaczepny jak kiedyś.
-Po co przyszedłeś do Nory?-spytała ignorując jego złośliwą uwagę.
-Dostałaś mój list?-spytał zmieniając ton. Spojrzał na nią z taką powagą, że mimowolnie zamilkła, rezygnując ze swojej buntowniczej postawy. Wciąż nie mógł pozbyć się szoku, kiedy na nią patrzył. Co ją tak zniszczyło? Spuściła głowę, ciężko wzdychając, podczas gdy on przyglądał się jej w milczeniu.
-Tak-pokiwała głową, odwracając od niego wzrok. -Przepraszam, to nie miało być tak, ja chciałam odpisać ale zapomniałam i... tyle się ostatnio dzieje. Ja tylko...
Zamilkła, kiedy nie wytrzymując, pozwoliła by łzy, które od dłuższej chwili szkliły się w jej oczach teraz spłynęły po jej zapadniętych policzkach. Nie wiedziała czemu jest taka żałosna, nie wiedziała czemu się rozkleja, ani dlaczego sobie nie radziła. Nic od dawna nie szło po jej myśli, nic się nie układało. Nawet teraz kiedy stała przed nim, jedyne o czym myślała to to, jak bardzo przeraża ją uczucie, którym zaczęła go darzyć. Był jej jedyną nadzieją, bezpieczeństwem, kimś za kim tęskniła, tymczasem jedyne co robił to chłodno i z irytacją zadawał jej pytania.
-Ktoś miesza mi w głowie-szepnęła na swoją obronę, na moment wstrzymując powietrze, jakby bała się, że jeśli nie przestanie oddychać, to na pewno się rozsypie. Był dla niej nikim. Ona była dla niego szlamą. Świadomość, tego, że w jej głowie uroiło się skryte pragnienie by odnaleźć spokój w jego ramionach, było jeszcze mocniej dekoncentrujące. To raniło. Mocniej niż wszystkie inne dotychczasowe problemy.
Szybko dostrzegł jej reakcję. To jak słaba i niepewna, jest w tym co mówi. Wyglądała tak bezbronnie i smutnie, że mimowolnie zaczął podzielać jej smutek. Cierpiał, bo patrzenie na nią w tym stanie najzwyczajniej zabijało. Nie miał pojęcia jak ją naprawić, ani co mógłby jej powiedzieć. Zastanawiał się, czy ona w ogóle tego od niego oczekuje. Czy chce by ją pocieszał. Czy jest wystarczająco ważny, by mieć wpływ na jej uczucia. Mimo to nie czekał, z bezsilnością przygarnął ją do siebie. Stanął tak blisko jak tylko mógł, owinął ją ramionami i wtulił twarz w jej włosy, wyrzucając przy tym z siebie całe to zmartwienie i tęsknotę. Jakby topił się przez ostatnie dwa tygodnie, a ona wreszcie pozwoliła mu wydostać się na ląd i zaczerpnąć powietrza.
-Przepraszam-szepnął tak cicho, że sam ledwo to usłyszał, podświadomie składając pocałunek gdzieś w jej włosach. Czuł, że między innymi to on był powodem. Tak się martwił. Tym, że ją zawiódł. Że ją przestraszył, na wstępie witając swoim chłodem i arogancją.
Wiedział, że ostatni czas był dla niej katorgą, a on tylko ją dobił.
Czując jak minimalnie rozluźnia się w jego ramionach, odsunął się i uważnie spojrzał w jej oczy. Tak przenikliwie i ze zrozumieniem, jak tylko on potrafił. Smutne westchnięcie wydarło się z jej gardła, kiedy otarł kciukiem łzę ściekającą po jej policzku, a potem nie zabrał ręki, bezwiednie jeżdżąc palcem po jej policzku. Tak bardzo się zmieniła, najzwyczajniej nie mógł się nadziwić. Pociągnęła nosem, próbując ochłonąć. Skupić swoje myśli na wszystkim innym. Przyłożyła rękę do jego skroni.
-Co to?-spytała, mając na myśli pojedyncze rozcięcie. Przesunęła opuszkism palca tuż nad jego prawą brwią, rzucając mu zmartwione spojrzenie.
-Twoja mamusia. Rzuciła o jeden wazon za dużo-powiedział mimowolnie się uśmiechając. Tak bardzo pragnął jej dotyku.
-Dziękuję,że ich uratowałeś-szepnęła, łamiącym się głosem. Chciała, żeby wiedział, że jest wdzięczna. -Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy...
-Nie ma za co-pokręcił głową, szybko jej przerywając. Na nowo mocno ją do siebie przytulił. Był spragniony jej bliskości i czuł, że ona potrzebuje tego samego. Odwzajemniła jego uścisk, zarzucając ręce na jego szyję. Wtuliła głowę w jego ramię, powstrzymując się od kolejnej fali łez. Chciała się mu wyżalić, porozmawiać, najzwyczajniej wyrzucić z siebie wszystko to, co ją męczyło.  Ale nie chciała się przed nim otwierać, wiedziała, że go to nie interesuje.
-Co się tam działo?-spytał jakby czytał w jej myślach i chciał zaprzeczyć. Że to co ją martwi bardzo go interesuje. Nie odrywając się od niej, wyprostował się i oparł brodę o czubek jej głowy, ze spokojem przymykając oczy. Jakby mając ją tak blisko dopiero teraz osiągnął spokój. Co było dziwne, bo w końcu... to tylko Granger.
-Nic się nie stało-wzruszyła ramionami, jednak czując jak jego mięśnie napinają się, zrozumiała, że nie ma sensu go denerwować. Odetchnęła z rezygnacją. -Po prostu nie jestem tak odważna jak wszyscy myślą-wyrzuciła z siebie. -Po prostu się boję-stwierdziła na pozór obojętnie, jakby nie przyznawała się do czegoś, co uważała za słabość a do tego, że ma czekoladowe oczy. Jakby to był fakt, a nie coś, co zabijało ją od tygodni.
-Czego się boisz?-spytał, starając się zamaskować troskę w swoim głosie. Tak bardzo chciał, żeby to było zwykłe, nieznaczące tak wiele pytanie. Instynktownie przesunął dłonią po jej plecach.
-Że skrzywdzę rodziców, że nie naprawię relacji z Ronem, o to, że ten facet nie da mi nigdy spokoju i o to, że sobie z tym nie poradzę. Boję się o ciebie-odsunęła się od niego, patrząc prosto w  stalowoszare tęczówki, które teraz zabłyszczały jakoś dziwnie, z niedowierzaniem. Uśmiechnął się delikatnie, może nieco smutno, jednak zanim zdążył jakkolwiek na to odpowiedzieć, postawiła krok do tyłu, na nowo przybierając zamkniętą postawę.
 -Możesz mnie wyśmiać i powiedzieć, że to nie twój problem, ale...-drżące westchnięcie wyrwało się z jej gardła, kiedy z frustracją przesunęła dłonią po włosach. -Jesteś jedyny i tylko tobie mogę powiedzieć. Niczego nie oczekuję, chyba tylko musiałam to z siebie wyrzucić...
Obróciła się, i postawiła kilka kroków w stronę wyjścia, z wyraźnym zamiarem teleportowania. Całe szczęście, Draco sprawnie otrząsnął się z niedowierzania jakie wzbudziły w nim jej słowa. Podszedł do niej pewnym, szybkim krokiem, a potem brutalnie jej to uniemożliwił, szarpiąc za nadgarstek i odwracając ją w swoją stronę.
Jakby z przerażeniem, że za moment może mu zniknąć, wplótł palce w jej włosy i mocno pociągnął za nie, przyciągając do swojej twarzy. Pocałował ją z taką desperacją, jakby rzeczywiście była jedynym, co mogło go uratować, a on był jedynym co może ocalić ją.
-Cholera, Granger, tak się nie robi-powiedział oddychając ciężko, kiedy oderwał się od niej na krótką chwilę, powoli przygryzając jej dolną wargę. -Zależy mi na tobie, pomogę ci, bardzo chcę ci pomóc-zapewnił, obserwując z satysfakcją jej wciąż zaskoczone pocałunkiem spojrzenie. -Naprawdę. I przepraszam, że nie dałem ci tego do zrozumienia...-powiedział, pewnie sunąć kciukami po jej kościach policzkowych. Był tak bardzo zdeterminowany, do czasu aż uśmiechnął się sam do siebie, z lekkim niedowierzaniem, ale i zażenowaniem swoją gorliwą postawą. -Kurwa, kim ja jestem?-zapytał sam siebie, szczerze rozbawiając tym Hermionę, która właśnie myślała o tym samym. Mimo to, ku jego niezadowoleniu znów posmutniała, odwracając wzrok.
-Nie chcę cię niczym obciążać-powiedziała, nieśmiało kładąc dłonie na jego piersi. Próbowała go odsunąć, ale nie pozwolił jej, z poirytowaniem mierzwiąc palcami swoje jasne włosy.
-Granger-wywrócił oczami z poirytowaniem. -Prawisz kazania na temat tej twojej przyjaźni, szacunku i innych beznadziei, a kiedy już przychodzi co do czego, zupełnie nie potrafisz się zachować.
Nie mogąc dłużej się powstrzymać, zacisnął palce na jej biodrach i docisnął jej ciało do ściany, pewnie wsuwając dłonie pod jej koszulkę. Przeraziło go to jak bardzo schudła i jak wyraźnie czuje pod palcami jej kości, ale nie dał po sobie nic poznać, chowając twarz w zagłębieniu między jej barkiem a szyją, powoli całując ją w miejsce tuż pod linią szczęki. Złapał ją za nadgarstki, kładąc je sobie na karku, a potem zaskoczył ją, ściskając za tyłek i podnosząc, zmuszając by oplotła w okół niego swoje nogi.
-Przyjaciele sobie pomagają-wyszeptał wprost w jej usta, mierząc wyzywającym, pożądliwym spojrzeniem. Widział zdezorientowanie w jej oczach. Przecież to oczywiste, że nie chciał być jej przyjacielem. -Sama tak mówiłaś.
-Draco...-jęknęła, niepewnie ciągnąć go za włosy, kiedy docisnął mocniej do niej swoje ciało. Mogła poczuć jak bardzo jej teraz pragnął.
-Sama byś ze mnie tak szybko zrezygnowała?-spytał z wielką powagą, pytająco unosząc brew. Ta odpowiedź była ważna, bardzo ważna. Bał się, że zaprzeczy, podczas gdy ona nie rozumiała tej dziwnej specyfiki zadawania sobie tego typu pytań, kiedy znajdowali się w takich sytuacjach. Do cholery chciała, żeby ją pocałował, a nie wciąż rozmawiał.
-Nie-odparła, skrępowana tą bliskością. Nie wiedziała co robić. Gdyby ją pocałował, mogłaby zrzucić swoje ruchy na karb podniecenia i szału z jakim zwykle się dotykali. Tym razem czuła na sobie jego oddech, zapach, czuła jak jeździ palcami po jej podbrzuszu.  Pragnęła więcej, ale to jakby nie była ta chwila. Między nimi ciągle znajdowały się jakieś niedopowiedzenia, które nie do końca pozwalały jej dać się pochłonąć. Pociągał ją, lubiła go i zdecydowanie pragnęła, tak, tyle, że poza niewątpliwym pragnieniem z jego strony chciała być zapewniona o czymś jeszcze. Czasem tego typu sprawy trzeba odstawić na bok, w obliczu myśli o rodzicach, przyjaciołach i ich skomplikowanej relacji. Czuła jak jego usta zbliżają się z każdą sekundą. Czuła jak ich oddechy mieszają się ze sobą, czuła jak ledwo wytrzymuje już to napięcie, a każdą jej pojedynczą komórką wstrząsa przyjemny, ciepły dreszcz. Chciała go i tak bardzo nie mogła się od tego powstrzymać. Trzymał ją mocno i pewnie, ich twarze po raz pierwszy znajdowały się na tym samym poziomie, kiedy gwałtownym ruchem otarł się o nią, ustawiając ich biodra na tym samym poziomie. Docisnął do niej swoje czoło i pochylił się, z najwyższą subtelnością sięgając jej ust. Przymknęła oczy, wypuszczając w jego wargi ciche westchnięcie, kiedy dotarło do niej jak bardzo go potrzebuje. W ostatniej chwili, zdołała odsunąć wszystkie myśli, nieco trzeźwiej zerkając mu w oczy. To nie mogło tak wyglądać.
-Nie mogę, Malfoy...-powiedziała z takim zawodem, że miała ochotę się za to walnąć. Chciałaby wiedzieć gdzie podziała się cała jej niezależność.
-Wiem-szepnął, powoli kiwając głową. Mimo to, nie powstrzymał się od przewrócenia oczami. -Całe szczęście ja mogę i nie przejmę się, możesz zrzucić na mnie winę.
Wiedział, że chciała go tak samo jak on jej. Po prostu zbyt mocno to analizowała. Przeważał w niej rozsądek, którego w tej chwili nie znosił.
Znów poczuła na wargach jego usta. Tym razem znacznie intensywniej, mocniej. Bez zastanowienia szarpnęła za materiał koszulki na jego torsie i przylgnęła do niego mocniej, zaciskając nogi w okół jego pasa, kiedy jego dłonie znalazły się na jej pośladkach. Miała wrażenie, że za moment będzie równie blisko co wtedy, na tej kanapie, chociaż teraz nie robili teoretycznie nic poza całowaniem. Oddawała wszystkie jego gesty z równą pasją i żarliwością, co raz przenosząc dłonie na jego twarz. Nie mogła się powstrzymać. Nagle wszystkie te wątpliwości i obiekcje, które miała zaledwie parę minut temu, wydały się jej niezwykle śmiesznie. Obydwoje odpłynęli. Zatracili się.
-Nawet nie wiesz jak strasznie mi na tobie zależy-wyszeptał między pocałunkami, nieco gwałtowniej napierając na jej wargi. Przypierał ją do ściany, czując w płucach słodki zapach jej perfum. Napawał się tym, jak cudownie czuć jej skórę pod opuszkami swoich palców. To było właściwie najlepsze uczucie jakiego doświadczył.
Na moment przestał ją całować i pociągnął za dół jej swetra, gwałtownie ciągnąc go w górę. Zaśmiał się, kiedy chcąc mu pomóc uniosła ręce do góry i zaplątała się w grubym materiale, czochrając sobie włosy. Czemu było inaczej? Czemu był taki szczęśliwy mogąc dzielić z nią tę chwilę?
Przerażało go to, że pragnie jej najbardziej na świecie, że tak mu zależy, że zrobiłby w tym momencie dla niej wszystko. Dla niej był szalony, jak pozbawiony zmysłów.
Przerażało go to, jak się od niej szybko uzależnił, ale najbardziej bał się, że pewnego dnia mógłby się w niej zakochać. Nie zamierzał się okłamywać. Wiedział, że ta miłość by go zabiła.
Sweter opadł na podłogę, a on mógł podziwiać jej ciało w samym cienkim i obciskającym, czarnym podkoszulku. I chociaż niczego nie pragnął poza pocałowaniem jej, to nie odważył się tego zrobić, czując na sobie jej na powrót oprzytomniałe spojrzenie.
 Patrzyła na niego tak przenikliwie, a zarazem z żalem. Jakby już żałowała tego, co ma powiedzieć, a mimo to wiedziała o nieuchronności tych słów.
-To nie jest w porządku-oznajmiła tak poważnie, że mimowolnie się cofnął. Opuścił ją na ziemię i przesunął dłonią po karku, z niezadowoleniem odwracając od niej wzrok. Oczywiście, że był rozczarowany, ale postanowił zacisnąć zęby. W końcu nie mógł robić jej wyrzutów, że nie zaszli dalej. -To nie ma sensu...-wyszeptała z tak silną i zarazem niezrozumiałą nutą żalu w głosie, że aż go to zabolało. Wypuścił z ust powstrzymywane powietrze, a potem spojrzał na nią z konsternacją, pewnie unosząc w górę brwi. Mieszała mu w głowie. Odtrącała go tak nieskutecznie, jakby między wierszami błagała go by nie dał się na to nabrać. Bezradnie opuścił ręce wzdłuż ciała, kiedy zmniejszyła odległość między nimi i ujęła jego twarz w dłonie. Widział panikę w jej oczach. Jakby doskonale znała znaczenie swoich przyszłych słów.
-Zostańmy przyjaciółmi.
To było jak cios w twarz. Skrzywił się, ze zdenerwowaniem przesuwając dłonią po napiętej szczęce.
-Kurwa-wyrwało mu się, kiedy zaśmiał się ironicznie, wyrywając spod jej dotyku. Odwrócił się do niej plecami i jeszcze parę razy powtórzył bezgłośnie przekleństwo, nie chcąc by wiedziała jak ogromne wrażenie na nim zrobiła. Jebany friendzone. Dopadał każdego, ale przecież nie kogoś takiego jak on. Miał ochotę coś rozwalić, ale szok i niedowierzanie wciąż nie pozwalało mu się porządnie wkurwić. Żartowała, prawda?
Żadna dziewczyna nie chciała być jego przyjaciółką. Każda, bez wyjątku, chciała być jego dziewczyną. Nie, żeby on chciał, żeby Granger była jego dziewczyną, ale jednocześnie nie chciał też, żeby była jego przyjaciółką. Chciał, żeby była jego. Po prostu jego. 

Hermiona odetchnęła ciężko, z napięciem obserwując jak mięśnie jego pleców napinają się pod warstwą cienkiego t-shirta. Dlaczego tak powiedziała? Bo zawsze kończyło się tak samo. Pozwalała komuś wedrzeć się do jej wnętrza, by potem patrzeć jak odchodzi i zostawia po sobie bolącą pustkę. Tak robią ludzie. A ona nie pozbierałaby się, gdyby zaangażowała się z Draconem zbyt mocno, a potem patrzyła jak ją krzywdzi. A skrzywdziłby ją i była pewna, że w tej kwestii nawet on nie byłby gotowy zaprzeczać. Nie mogła mu się oddać tej nocy. Ani następnej. Nie mogłaby mu powierzyć siebie nigdy.
Tak jak z Wiktorem czy Ronem, nie widziała swojej przyszłości z Draco. Pomimo tego, że to przy nim czuła się najlepiej. Nie miała szczęścia do miłości, i po prostu bała się tego uczucia. Zwłaszcza gdyby miała obdarzyć nim kogoś takiego jak Malfoy. Nie była gotowa. Nie mogła poświęcić mu wszystkiego co miała, by wejść w nim w tak niepewną i ryzykowną relację.
-Pójdę już-szepnęła tak smutnie i niedosłyszalnie. Nienawidziła się za to poczucie winy w swoim głosie. Nienawidziła się za tę decyzję. Nie potrafiła znieść każdej cząstki siebie, która namawiała ją by odcięła się od Dracona.
Wypuściła z ust powietrze najciszej jak potrafiła. Jakby bała się, że wyda z siebie jakikolwiek dźwięk, a wtedy wrzask, który roznosił się po całym jej wnętrzu, wraz z nim uda się na światło dzienne. Odsunęła się od niego, z tak smutną miną próbując teleportować się z powrotem do Nory. Nic nie opisze ulgi, którą poczuła, gdy po raz kolejny ją zatrzymał. Nie chciała tam wracać, a Draco wspaniałomyślnie opóźniał jej powrót. Nawet jeśli miał na celu się teraz na niej wyżyć. Wiedziała, że był zły.
-Zostań tutaj-powiedział cicho, nie patrząc jej w oczy. Jego głos był zimny, ale gdzieś tam była wstanie wychwycić, że jest smutny, a to była nowość. To tylko uświadamiało ją, że dobrze zrobiła. Że gdyby pozwoliła mu zaciągnąć się do łóżka, to by się w nim zakochała. -Niczego nie będę próbował, obiecuję. Po prostu tam nie wracaj-powiedział z takim ciężarem na sercu, że go to prawie zabiło. Mimo wszystko zamierzał o nią walczyć i chciał mieć ją przy sobie, bez zastanawiania się, czy wszystko jest z nią w porządku. Ostatnie dni w Norze ją wykończyły.
Patrzył jak ze zdezorientowaniem patrzy mu w oczy, próbując powstrzymać szklące się w jej własnych łzy.
-Dziękuję-szepnęła z ulgą i wdzięcznością, bojąc się nawet próbować z tego wyplątać. Nie zamierzała unosić się honorem. Potrzebowała jego pomocy. Ponad wszystko potrzebowała mieć go przy sobie. Z bladym uśmiechem rozłożył ramiona, a ona po raz kolejny tamtego wieczora, rzuciła mu się na szyję.
Zaśmiał się lekko rozbawiony, ale to miało zamaskować tylko jego zmartwienie.
Kiedy zasypiała w jego domu, po raz pierwszy samotnie, na ogromnym łóżku w jednym z pokoi gościnnych, próbowała utwierdzać się w przekonaniu, że zrobiła dobrze. Gdzieś z tyłu jej głowy pozostawała jednak myśl, że samolubnie go potrzebuje. Chociaż na noc, kiedy nękają ją koszmary. Nie odważyła się jednak prosić o jego towarzystwo. Nawet wtedy, kiedy co raz budziła się z coraz to bardziej wymęczonym umysłem.


19 komentarzy:

  1. O Boże mój przenajswietszy!
    Aaaaa pocalowali się ! Jak się ciesze ! :D
    Kurde -.- przyjaciele? Serio ? xd
    Ooo jak dobrze że Draco zabrał ja do siebie <3 i teraz jak znowu będzie się coś jej złego śniło, to on przyjdzie i będzie znowu przy niej c:
    Ale zastanawiam się jak to będzie jak Draco zostanie w Bugarii.. boję się :c
    A teraz nie moge się doczekać kolejnego rozdziału xd
    Dodaj już dzisiaj najlepiej następny rozdział xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział:)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.

    Pozdrawiam Jagoda:);*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko, bosko, bosko *.*
    Naprawdę jestem pełna podziwu że dodajesz codziennie nowe rozdziały. Nie każdy wyrabia z czasem ale widzę że Ty tego czasu nie marnujesz i ciągle piszesz :) kocham Cię normalnie za to :p
    Błagam, dodaj dzisiaj już nowy rozdział <3
    Ale był pocałunek! Długo wyczekiwany i jest! I jest naprawdę zajebiscie opisany :D
    Sie wkurzylam na Hermione xd no przyjaciele? To.najgorsze co mogła powiedziec! Ugh..
    Przecież ona też pragnie Draco.. a Draco pragnie ją.. c:
    No i co z tym zostaniem Dracona w Bugarii? :o hmm może Hermiona zostanie z nim?
    No niewiem. Czekam niecierpliwie ;)
    I jeszcze raz błagam! Dodaj dzisiaj rozdział xd

    X.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa no i to naprawdę mile że Draco odszukal rodziców Hermiony ;)
      Widać ,że naprawde mu na niej zależy :)
      Też chce tak ! :D

      Usuń
    2. Na wyjaśnienie tego kto, gdzie zostaje trzeba będzie poczekać parę rozdziałów. A co do kolejnej notki dodanej dziś, myślę, że jest taka możliwość pod warunkiem, że będzie więcej komentarzy :) Dziękuję za miłą opinię, która naprawdę wiele dla mnie znaczy.

      Usuń
  4. Świetny rozdział ! :D
    Strasznie podoba mi się jak piszesz :3

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie ;)
    czekam na dalsze przygody Draco i Hermiony :D

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowny blog, wciągające opowiadanie, trochę się zagapiłam i musiałam sobie nadrobić parę części; poza tym fantastyczny szablon - genialny

    OdpowiedzUsuń
  7. To jak ? :D będzie dzisiaj nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wczoraj przeczytałam twoje stare opowiadanie, dzisiaj zaczęłam czytać nowe i... jestem pod wrażeniem. Widzę jak bardzo się rozwinęłaś, piszesz coraz lepiej.To jak opisałaś dzisiaj ich pocałunek naprawdę mi się podobało. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę Ci dużo weny twórczej!
    Ruda ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Pocałunek był BOSKI !!! Nie zostało mi nic innego jak przejscie odrazu do następnego rozdziału ;3 POCAŁUNEK ;3 / Nagini

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie powiem, że trochę rozczarowałam się pocałunkiem, ponieważ myślałam że dojdzie do niego "trochę" później, tymczasem Hermiona okazała się zbyt uległa. No cóż...

    Ale po raz kolejny muszę złożyć pełne wyrazy szacunku, bo sposób w jaki piszesz ... no po prostu, dużo bym dała, żeby mieć taki talent jak ty :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, że to dziwne ale kiedy Hermiona powiedziała żeby zostali przyjaciółmi to zaczęłam się śmiać XDDD i taka myśl: "Biedny Draco we friendzone" XDDD Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Miało być sweet!! Głupi telefon!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. To "przyjaciółmi" mnie dobilo.... To jest Dramione i oni będąrazem czy tego cchcą czy nie XD

    OdpowiedzUsuń