piątek, 17 maja 2013

Rozdział 12

Otworzyła oczy. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć jakim cudem udało jej się zasnąć po koszmarze, który wstrząsnął nią tej nocy. Zdaje się, że przyczyniło się do tego ramię, które teraz przerzucone przez jej talię, wczoraj tak opiekuńczo sunęło po jej plecach dopóki nie zasnęła. Z cichym westchnięciem, przejechała dłonią po przedramieniu Dracona, instynktownie próbując przesunąć je nieco niżej w stronę swoich bioder, bo obecnie znajdowało się tuż pod jej piersiami. Trzymał ją blisko. Na tyle, by czuła na plecach jak jego klatka piersiowa dociska się do niej mocniej z każdym jego głębszym oddechem, a jego zapach docierał do niej i przesiąkał każdą komórkę jej ciała. I było jej ciepło. Po raz pierwszy zrozumiała że już nie musi z nim walczyć. Bo napawała ją wdzięczność.
 Zamyśliła się, zastanawiając jak daleko zaszli wczorajszej nocy. Czy to jak otwarci się stali zmieni ich relacje? Właśnie spędzała święta z Draconem Malfoyem. W jego objęciach. Na małej i niewygodnej kanapie. Wiedziała, że w życiu by do tego nie doszło, gdyby się nie zmienił. Dawny Draco nigdy nie pomógłby się jej pozbierać po koszmarze. Poświęcił jej wczoraj całego siebie. Poświęcił tego kogo przed nią udawał i przez całą równą godzinę, podczas której tulił ją do siebie i pocieszał, pokazał jej dokładnie tę osobę, którą był naprawdę.
Najdelikatniej jak tylko potrafiła, wyswobodziła się z jego uścisku, bo chęć dotknięcia jego twarzy, kiedy tak spokojnie pogrążał się we śnie przeważała wszystkie inne jej pragnienia i jeśli chciała się powstrzymać, to musiała od niego odejść. Obdarzyła go delikatnym uśmiechem, po czym po cichu, starając się go nie obudzić, przeszła na palcach do kuchni.
Zatrzymała się przy powierzchni idealnie wypolerowanego blatu, mocno zaciskając palce na jego brzegu, próbując zachować równowagę. Lekko się zachwiała. Kręciło jej się w głowie i nie była w najlepszej formie. Dopiero teraz straciła siłę na ignorowanie cieknącego z nosa kataru i bolącego gardła. Bo przecież nie było nic lepszego, niż umieranie na przeziębienie w wigilię. Westchnęła, zaraz potem gwałtownie się rozpromieniając. Wigilia!
Niemal zaklaskała w dłonie, kiedy nie zważając na złe samopoczucie, podbiegła do okna, odsłaniając ciężkie, beżowe zasłony. Złapała się za głowę, kiedy oślepił ją jasny blask zimowego słońca, a potem oparła dłoń o ścianę, powstrzymując się od upadku. Cóż, być może przesadziła z tym świątecznym entuzjazmem. Była przeziębiona, a w dodatku miała za sobą prawie całą nieprzespaną noc. Nie zamierzała jednak tak prędko rezygnować z przygotowań. Były święta! Nie pozwoli przecież by przez niedomówienie z Wiktorem, zostały całkowicie zniszczone.
 Wkrótce dom Malfoya pełen był świątecznych akcentów, z których nie miała wątpliwości, nie będzie zadowolony. Przywołała z pobliskiego lasu drzewko. Zawiesiła nad kominkiem wieniec, schody oplatały girlandy, a blaty w kuchni zapełnione były świątecznymi świecznikami. Zadbała nawet o zapach. Kiedy zabrała się za przygotowywanie potraw na dzisiejszy wieczór, w powietrzu unosił się zapach cynamonu, igliwia, jabłek i przyprawy do piernika.
[...]
Mieszała właśnie swoje gorące kakao, kiedy do kuchni wszedł Draco. Przez moment milczał, uważnie się jej przyglądając. Roztarł dłonią oblały kark, po czym wskoczył na blat i usiadł na nim tak, jak zrobił do poprzedniego wieczoru.
-Widziałem w salonie choinkę-powiedział zupełnie obojętnym tonem. Trochę się tego przestraszyła. Wiedziała jakie miał do tego nastawienie, ale naprawdę nie potrafiła się powstrzymać. Dom wyglądał pięknie, nie rozumiała jak mogłoby mu się to nie spodobać. Szybko odzyskała pewność siebie. Wyprostowała się dumnie, mierząc go wyzywającym spojrzeniem, przygotowując się na jakąś ostrą wymianę zdań, jednak chłopak tylko prychnął rozbawiony pod nosem, po czym zabrał jej z ręki kubek kakao.
-Jak się czujesz?-spytał lekko zatroskany, na co jej serce na moment stanęło. Kompletnie go nie poznawała. To było cholernie kochane. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z niczego nie dającym po sobie poznać uśmiechem.
-Trzeba było się spytać zanim wypiłeś-powiedziała wskazując na pusty kubek. W końcu mogła go zarazić. Wzruszył ramionami, zupełnie nieprzejęty tą wizją.
Westchnęła głęboko, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
-Draco...-zaczęła nieśmiało. Niemal od razu przerzucił na nią swój wzrok, spoglądając prosto w jej czekoladowe tęczówki.
To po raz pierwszy kiedy powiedziała Draco. Nigdy nie sądził, że może polubić sposób w jaki ktoś wypowiada jego imię. A jednak, w tym jak to robiła, było coś niezwykłego.
-Tak, Granger?-włożył wiele wysiłku w to, by odpowiedzieć jej w taki sposób. Nie zamierzał się spoufalać. A może raczej jego pieprzona duma, kazała mu robić z siebie jebanego arystokratę. Kto normalny ma problem z nazywaniem kogoś po imieniu? Traktował słowo Hermiona tak, jakby było przekleństwem, a on był ośmiolatkiem w towarzystwie rodziców, a on chociaż bardzo go korciło, za nic w świecie nie mógł go wypowiedzieć.
-Dziękuję ci, za to, że mi pomogłeś-powiedziała szczerze, z całą tą ufnością i wdzięcznością, której nie okazywała mu aż do tego ranka. Zmarszczył brwi. Nie do końca wiedział, czy tym jednym gestem sobie na to zasłużył. Przecież to normalne, że przy niej był. Nie rozumiał, czemu robiła z tego wielką sprawę.
-Nie ma za co-wzruszył ramionami, postanawiając skończyć ten temat. Wcale nie chciał, żeby mu dziękowała. Zeskoczył z blatu i podszedł do kranu, odruchowo podwijając rękawy szarej bluzy, w której spał. Skrzywił się, kiedy usłyszał za sobą dźwięk tłuczonego kubka. Szybko odwrócił się w stronę siedzącej za nim dziewczyny, a potem uśmiechnął się i zamierzał na żarty zrobić jej wyrzuty, że niszczy mu naczynia, kiedy zrozumiał o co jej chodzi. Patrzyła na niego z najprawdziwszą powagą, zaskoczeniem i czymś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować, a kiedy podążył za jej wzrokiem, natrafił na swoje lewe przedramię. Westchnął głęboko, mentalnie przygotowując się na tę rozmowę, z nadzieją, że to wszystkiego między nimi nie popsuje.
-Chyba nie łudziłaś się, że go tam nie ma?-spytał obojętnie, mimowolnie wznosząc oczy ku niebu, a potem ukucnął tuż u jej stóp i zaczął zabierać się za sprzątanie potłuczonego szkła.
-Chyba jednak tak-szepnęła lekko przerażonym głosem, karcąc siebie samą za tę reakcję. Nie miała prawa się o to złościć. W końcu Draco nigdy nie ukrywał tego, kim jest.
-Twoje życie legło w gruzach?-spytał rozbawiony, w głębi duszy modląc się, żeby go za to nie znienawidziła. Mroczny Znak już tam był i miał być do końca. I nic nie mógł na to poradzić. Nigdy. Westchnął, kiedy dotarło do niego, że to rozmowa wymagająca poważniejszego podejścia. Olał porozrzucane kawałki szkła, usiadł obok niej i spojrzał na nią z żalem. Naprawdę chciał, żeby poznała go w innym życiu, w którym byłby kimś innym, bez bagażu przeszłości, którą miał w tym świecie. I zaskoczyło go to pragnienie, bo przecież nie powinna być dla niego kimś, dla kogo aż tak bardzo pragnąłby zmienić samego siebie. -Czy to coś zmienia?-spytał, zatrzymując wzrok na jej leżącej na blacie dłoni. Przez moment rozważał to, co zamierzał zrobić, a potem powoli przesunął swoją rękę w jej stronę, pewnie wplatając w nią swoje palce.
-To, że ktoś mianował cię potworem nie znaczy od razu, że nim jesteś, prawda?-podsunął jej cicho, chociaż jemu samemu brakowało przekonania. Gardził człowiekiem, którym był przed miesiącami. Jakoś nie bardzo mógł uwierzyć, by ktokolwiek był wstanie mu wybaczyć, skoro on sam wciąż się z tym nie uporał.
-Nie uważam, że jesteś potworem-uniósł brwi w niedowierzaniu, kiedy uśmiechnęła się do niego ciepło, pocieszająco, ściskając jego dłoń. -Przepraszam, nie chciałam, żebyś tak to odebrał. Po prostu się tego nie spodziewałam, ale nie przeszkadza mi to.
Uśmiechnął się kpiąco, niedowierzająco kręcąc głową. Nie uwierzył jej, nawet nie chciał, żeby mówiła poważnie. Nie chciał, żeby była kimś, na kim rzeczy, do których się dopuszczał nie robiłyby wrażenia. Postanowił jednak nie roztrząsać tego tematu. Wstał i zamierzał odejść, kiedy zatrzymała go, nie wypuszczając dłoni z jego uścisku.
-Draco...-zaczęła niepewnie, głośno przełykając ślinę. Pytająco uniósł w górę jedną brew, co nieco osłabiło jej determinację. -Dziś jest wigilia.. Poczekaj, nie przerywaj mi!-zakończyła lekko podnosząc głos, kiedy wywrócił oczami i otworzył usta, z zamiarem ucięcia tego bezsensownego dialogu. -Uważam, że powinieneś spędzić ten dzień normalnie. Zaproś swoją mamę i...
-Chyba cię trochę poniosło-zaśmiał się ironicznie, ostatecznie przerywając jej, nim jej fantazje zaszły za daleko. Wyrywał dłoń z jej uścisku i odszedł od stołu.
-Poczekaj.
Westchnął ciężko, kiedy dotarło do niego, że nie zamierza odpuścić, a potem przyjrzał się jej podejrzliwie, kiedy zerwała się z krzesła omal go nie przewracając. Z początku przyglądał się temu z niezrozumieniem, jednak widząc, że dziewczyna zaraz zemdleje, szybko podszedł do niej i złapał ją, nim zdążyła upaść. Trzymał ją w pewnym, silnym uścisku, a ona po raz kolejny poczuła się przy nim bezpieczna, kiedy tak wpatrywała się w niego nieobecnym wzrokiem, próbując dojść do siebie. Co z tego, że okazał się śmierciożercą i bez skrupułów paradował przy niej z odsłoniętym mrocznym znakiem, skoro dla niego samego nic to już nie znaczyło? Patrzyła prosto w jego stalowoszare tęczówki, kiedy nagle jej głowę nawiedziła ta sama wizja.
 Pojawiła się znikąd, zasiewając w niej nieoczekiwane przerażenie. Mężczyzna. Ten sam co zwykle. Pusty śmiech rozbrzmiał w jej czaszce, kiedy gdzieś oczyma wyobraźni dostrzegła go klękającego ponad jej martwym ciałem. Przecież to niemożliwe. Krew... czuła ją wszędzie. To jak spływa jej po twarzy, tonąc w jej ustach.
Ocknęła się z głośnym krzykiem, otwierając szeroko oczy. Jej głowa spoczywała na kolanach Dracona, który od dłuższej chwili próbując ją ocucić, ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się jej nienaturalnie wybladłej twarzy. W poważnym milczeniu otarł wierzchem rękawa strużkę krwi ściekającej po jej brodzie, robiąc to tak delikatnie, w obawie przed jej paniczną reakcją, że nawet nie poczuła kiedy oderwał palce od jej ust.
-Przygryzłaś wargi-wyjaśnił z zamyśleniem, a potem uniósł ją i posadził na kanapie, kucając u jej stóp. Zadrżała pod jego przenikliwym spojrzeniem.  -Znowu on?-domyślił się, przesuwając dłonią po jej kolanie. Oczu nie spuszczał z jej nieodgadnionej od nadmiaru emocji twarzy.
Sztywno skinęła głową.
-On chce mnie zabić-szepnęła z przerażeniem, wlepiając wzrok w dłonie. Bała się, że oszalała. To ją przerosło. Do tej pory wizje pojawiały się tylko we śnie. Teraz została ze wszystkim sama i nie miała najmniejszego pojęcia jak sobie radzić. Przecież to ją wykańczało psychicznie. Kiedy tylko Draco usiadł obok niej, bez zastanowienia oparła głowę o jego ramię, podświadomie dociskając całe ciało do jego ciepłego boku. Zaskoczyła go. Przez moment siedział sztywno na kanapie, próbując rozważyć to, jak niby miał ją uratować, a potem odetchnął z poddaniem i przygarnął ją do siebie, delikatnie gładząc po plecach. Nie wiedział co robić. W trakcie służby u Voldemorta widział podobne przypadki, ale to nigdy nie kończyło się dobrze. Widział jej przerażenie i nie miał pojęcia jak je od niej odpędzić. W obecnej chwili, mógł być dla niej wszystkim. Przyjacielem, opiekunem, bratem, a nawet kimś więcej, tyle, że wciąż bał się przed sobą przyznać do tego pragnienia. Chciał tylko pomóc i przerażało go to, jak bezradny był wobec prób opanowania jej roztrzęsionego umysłu.
-Granger-potarł dłonią jej szczupłe ramię, zmuszając by uniosła na niego swoje rozbiegane spojrzenie.
-Hmm?-mruknęła, pociągając nosem.
-Zacznijmy przygotowywać kolację, moja mama nie będzie zadowolona jeśli zorientuje się, że jestem beznadziejnym gospodarzem.

Wiedziała, że zrobił to tylko z jej powodu. Że zgodził się z litości. Dlatego też tak bardzo pragnęła, żeby nie żałował swojej decyzji. Ponad wszystko tego wieczoru, chciała mu dać najpiękniejsze święta w całym jego życiu i chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z jak wielkim celem się mierzy, pocieszała ją niska poprzeczka ustawiona przez Dracona po swoich dotychczasowych wigiliach.
Stała przed lustrem. Wyprostowana i dziwnie milcząca. Ze spokojem przesuwała szczotką po swoich falowanych, kasztanowych włosach, starając uspokoić się przed zbliżającym wieczorem.
Postanowiła zaryzykować i zważając na to z jakich sfer wywodzić się będzie jej towarzystwo, założyć szarą, elegancką sukienkę przeplataną srebrnymi nićmi i kwiatowymi haftami. Lekki materiał sięgał nieco poniżej jej kolan, eksponując szare, średniej wysokości szpilki.
Mało wyzywająco i z klasą.
Wprost idealnie na świąteczną kolację z matką Malfoya. To jej najbardziej się obawiała. Była gotowa poradzić sobie z krytyką Dracona, z jej pozbawionym aprobaty spojrzeniem już nie bardzo. O ile ostatnim razem wydawała się być całkiem miła, to jednak w jej głowie wciąż przypisaną miała opinię chłodnej i nieprzyjaznej.
Westchnęła ciężko, ostatecznie decydując się na wyjście z pokoju. Z pełną gracją, chcąc wyglądać naturalnie, kobieco i po prostu elegancko, stanęła u szczytu schodów tuż naprzeciwko Malfoya, który wyszedł ze swojej sypialni w niemal tym samym momencie. Ubrany w ciemnogranatowe spodnie i białą koszulę. To tak bardzo do niego pasowało. Profesjonalny strój, profesjonalnego arystokraty. Przełknęła ślinę kiedy dotarło do niej, że nigdy nie będzie wyglądać tak naturalnie w tych wszystkich ciuchach jak on. Po raz pierwszy w życiu pożałowała, że jest tylko dziewczyną z mugolskiej rodziny. I bardzo nienawidziła tej myśli.
Kiedy tylko ją zobaczył, wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Piękna.
-Nie byłbym sobą, gdybym powiedział, że ładnie wyglądasz-stwierdził zaczepnie, szczerząc swe usta w czymś, co prawie przypomniało szczery uśmiech. Nie potrafił oderwać oczu.
-Nawzajem-rzuciła kąśliwie, odpowiadając tym samym, wysoko unosząc kąciki niepomalowanych ust.
-Zanim zejdziemy na dół-zatrzymał ją, łapiąc za łokieć, kiedy postawiła nogę na pierwszym stopniu. Odetchnął ciężko i spojrzał prosto w jej jak zawsze piękne, czekoladowe oczy. Był pewien, że się nie zgodzi. -Moja matka jest jakby to ująć...-spojrzał na nią z oburzeniem, kiedy posłała mu niecierpliwe spojrzenie, wywracając oczami. -...lekko załamana-dokończył, nie zmieniając oskarżycielskiego wyrazu twarzy. -Chce by mi się ułożyło, od dłuższego czasu nie daje mi z tym spokoju. Naprawdę mam już tego dosyć, dlatego błagam powstrzymaj się dziś od złośliwych komentarzy i zostań na ten jeden wieczór moją dziewczyną.
-Co?-spytała z zaskoczeniem unosząc w górę brwi. Była niemal pewna, że się przesłyszała. -Dobrze się czujesz?-widząc jego poważną minę, postanowiła jednak odpuścić. Może, a może nie dlatego, że udawanie jego dziewczyny wydało jej się cholernie ekscytujące. -Ale nie myśl, że nie zaciągasz sobie u mnie długu-dorzuciła wyniośle, dumnie zadzierając głowę do góry.
-Obiecuję, że to będzie najlepsza druga pierwsza randka, jaką mieliśmy-uśmiechnął się złośliwie i już chciał coś  dodać, kiedy przerwał mu dzwonek do drzwi. Wykrzywił usta w jeszcze szerszym uśmiechu, próbując tym sposobem zamaskować swoje zdenerwowanie, a potem pociągnął ją za rękę. Czuła jak po jej ciele przechodzi prąd, kiedy tak otwartym gestem Draco zagarnął sobie jej dłoń. Nic więc nie opisze tego jak się poczuła, kiedy objął ją ramieniem w talii, łapiąc jednocześnie za klamkę.
-Cześć mamo!-uśmiechnął się szeroko, mocniej przyciągając Hermionę w swoją stronę. Na pokaz. -Wejdź, proszę...
Kłamał, a ona nie miała pojęcia czy powinna się za to obwiniać. Gdyby nie ona robiąca z siebie ofiarę, do kolacji by przecież nie doszło.
-Draco! Tak dobrze cię widzieć-matka Malfoya skinęła głową, posyłając mu bardzo ciepły, acz stonowany uśmiech. Jakby nawet przez sekundę nie potrafiła wyjść z roli opanowanej arystokratki. Hermiona przełknęła ślinę, kiedy kobieta zignorowała ją, przyjaźnie ściskając dłonią to wolne ramię Dracona.
 - To będzie wspaniały wieczór, pozwoliłam sobie zaprosić jeszcze parę osób. Mam nadzieję, że to nie kłopot, powinni być lada chwila...-Narcyza, weszła do środka, z gracją zrzucając z ramion jasnoniebieski, wełniany płaszcz.
 -A to kto?
Hermiona uniosła pytająco brwi. Przecież już się poznały. Jakieś kilka lat temu. Oczywiście, że nie oficjalnie, ale urządzanie z tego takiej sceny, było po prostu niekomfortowe. Znacznie lepiej by było, gdyby Narcyza przestała być taka sztywna chociaż na chwilę i zwyczajnie się z nią przywitała.
-To jest Gran... Hermiona-Draco umiejętnie wybrnął z sytuacji, na moment przestając ją obejmować. Przeniósł swoją dłoń na dół jej pleców, jakby chciał dać jej sygnał by przeszła trochę do przodu i wyciągnęła dłoń. -Hermiono, moja mama-przedstawił je sobie dość formalnym tonem, którego Hermiona nie znała, bo najzwyczajniej nigdy się nim przy niej nie posługiwał, a potem zignorowała bolesne skurcze żołądka i ścisnęła dłoń Narcyzy, uśmiechając się tak sztucznie jak tylko potrafiła.
-Tak się cieszę, że wreszcie sobie kogoś znalazłeś...-uznała ku jej zaskoczeniu z aprobatą Narcyza. Trochę ją to stresowało, kiedy tak bez skrupułów skanowała ją wzrokiem, jednak kiedy dodała:-...kogoś odpowiedniego-podświadomie odetchnęła z ulgą.
 -No to powiedz Hermiono, jak długo zamierzacie razem tutaj mieszkać?-zaczęła w swoim przekonaniu luźny temat Narcyza, kiedy wspólnie przechodzili do salonu.
-Ja...-zaczęła, głośno przełykając ślinę. Razem z Draco nie zdążyli przygotować żadnej wspólnej wersji wydarzeń. -My.... tylko do końca świąt, potem wracamy do Hogwartu-oznajmiła, zmieszana tym pytaniem dziewczyna.
-Wracamy?-powtórzyła może nieco zbyt pretensjonalnym tonem kobieta. -Draco, byłam pewna, że zostajesz w Bułgarii. Od dawna powtarzasz, że ta praca to twoja jedyna szansa. Hermiona przekonała cię do powrotu do Anglii?
-Co?-skonsternowana tym nagłym zwrotem wydarzeń Hermiona, błądziła wzrokiem od przepełnionego nadzieją spojrzenia Narcyzy do tego nieodgadnionego, jak zwykle zimnego i opanowanego jej syna.  Sama czuła jak w jej sercu powoli buduje się niezrozumiała dla niej panika i zawód, a to okropne uczucie niepewności pogłębiło się, kiedy przytłoczony wyrazem jej twarzy Draco najzwyczajniej odwrócił wzrok. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo rozległ się dzwonek do drzwi, a już po chwili u progu domu stanęli goście zaproszeni wcześniej przez Narcyzę.

-Rowan Tenken, a to moja żona, Klara-powiedział przysadzisty czarodziej, przedstawiając stojącą u jego boku wysoką, szczupłą kobietę. Zarówno Hermiona, jak i Draco, postanowili odłożyć na bok nieprzyjemne napięcie, które wytworzyło się w nich po rozmowie z matką Malfoya i uprzejmie powitali nowych gości, a potem już nic nie powstrzymywało ich od zajęcia miejsc przy stole.

W głębi duszy Hermiona cieszyła się, że Draco dalej obejmuje ją w talii, odprowadza do stołu i odsuwa krzesło. Miała wrażenie, że gdyby było inaczej, dawno upadłaby na ziemię.
Usiedli obok siebie, ona z ponurym milczeniem i on ze świadomością, że wszystko zepsuł nie mówiąc jej o prawdziwym celu wizyty w Bułgarii. O tym, że nie zamierzał już z niej wracać. Naprzeciwko nich zasiadło eleganckie małżeństwo arystokratów, pogłębiających całą tę pustkę i niezręczność. Narcyza, zajęła miejsce pomiędzy nimi wszystkimi, z idealnym widokiem na gości swego syna.
I tak też rozpoczęła się wigilia, którą Hermiona chciała uczynić piękną, a która wyszła zupełnie inna. Rozmawiali i dyskutowali na te poważne tematy, ze świata polityki i najwyższych sfer czarodziejskich rodów.  Robiła wszystko, by okazać się doskonałym rozmówcą. W końcu nie odstawała od nich pod względem inteligencji, nie mówiąc już o wykształceniu, którym zdecydowanie przewyższała każdego znajdującego się w salonie czarodzieja. I chociaż nie posiadała doświadczenia w spędzaniu tak uroczystych kolacji w towarzystwie tak wyrafinowanych ludzi, to jednak umiała się zachować i zaskakiwała tym Dracona, bo żadna dziewczyna, którą miał nieszczęście przedstawić swojej rodzinie nie wykazała tak ogromnego taktu i jednocześnie swojej prawdziwej osobowości. Z każdym dniem zaskakiwała go, ukazując to jak naprawdę skomplikowaną i ciekawą osobą była. Ale nawet jej złożone wypowiedzi i interesujące historie nie były mu wstanie przyćmić zmęczenia, którego zdaje się nie dostrzegali inni. Hermiona była wykończona.
-Zjedz coś-nachylił się nad nią i szepnął jej do ucha, podświadomie przyciskając swoje usta tak blisko jak tylko się dało. Martwiło go to, że nie widział żeby cokolwiek dziś jadła. Kawałek świątecznego indyka wciąż leżał nieruszony na jej talerzu. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć i nawet jeśli była świetną aktorką, to jednak blada i wymęczona twarz nie mogła ujść jego uwadze.
-Aww, jacy oni uroczy-zaszczebiotała z rozczuleniem Klara, z ciepłym uśmiechem dociskając dłoń do serca. Para uczniów Hogwartu spojrzała na nią ze zdezorientowaniem, podświadomie zwiększając między sobą dystans. -Doprawdy, Rowan! Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio mówiłeś mi na ucho jakieś czułe słówka....
Och. Hermiona uśmiechnęła się z zakłopotaniem, mimowolnie spuszczając wzrok na swoje kolana, kiedy Draco uniósł brwi, zupełnie zaskoczony. Że niby szeptali sobie czułe słówka? Gdyby to nie była Granger pewnie nie przejąłby się takimi domysłami, teraz jednak ostatkami sił wolnej woli powstrzymał się od wyprowadzenia ich z błędu. Od kiedy to namawianie do jedzenia zmęczonej koszmarami i mdleniem dziewczyny, zaliczało się do form młodzieńczego flirtu?
Odetchnął ciężko, tak, jakby Klara przyłapała go na czymś niewłaściwym co do czego nie mógł się powstrzymać, a potem uśmiechnął się czule w stronę swojej ukochanej, pewnie łapiąc jej dłoń ponad stołem.
Nie spuszczając wzroku z czekoladowych tęczówek, posłał jej bezgłośne nawet nie próbuj. W jej oczach jasno dało się wyczytać chęć ucieczki.
-Opowiedzcie jak się poznaliście!-poprosiła Klara, ściskając z ekscytacją rękę męża. Hermiona omal nie powstrzymała się od wywrócenia oczami. Rowan jakby podzielając jej nastawienie, uśmiechnął się blado w stronę pary, przygotowując się na jakąś wyjątkowo nudną rozmowę.
-W szkole-wzruszył obojętnie ramionami Draco. -To, że nie był jakoś specjalnie romantyczny, nie oznaczało, że nie był zakochany, prawda?
-To pewnie miłość od pierwszego wejrzenia?-dopytywała kobieta z wypiekami na twarzy, a Narcyza ochoczo przysunęła swoje krzesło bliżej syna.
-Tak...-odpowiedział ostrożnie, wspominając lata ich relacji. Wciąż patrzył jedynie w oczy Hermiony. Widział, że starała się zachować dobrą minę do złej gry, ale wyglądała coraz gorzej, a kobiety obok gadały o czymś zupełnie bezsensownym. Poczuł bolesny skurcz w żołądku, kiedy Hermiona uśmiechnęła się blado, próbując dać mu tym samym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Po co to robiła? Czuła się źle, ale nie z powodu przeziębienia, doskonale to wiedział. Podczas gdy on zwalał jednak jej złe samopoczucie na koszmary i wizje, w rzeczywistości męczyły ją słowa, które zasiały panikę w jej wnętrzu. Co to znaczy, Draco nie wraca do Hogwartu, zostaje w Bułgarii na dłużej?
Po raz kolejny z zamyślenia wyrwał ją podniecony głos pani Klary.
-Bardzo się kochacie, prawda?-spytała, na co Narcyza Malfoy zareagowała szerokim uśmiechem. Cieszyła się, że jej syn w końcu znalazł to, co najważniejsze. Nie umknęło to uwadze Dracona. Bolało go, że po raz kolejny musiał ją okłamywać.
-Bardzo się kochamy-potwierdziła lekko Hermiona, widząc, jak Draco zaciska zęby, nie będąc wstanie tego potwierdzić. To się stawało powoli nawet trochę zabawne.
-To co może jakiś mały dowód waszej wielkiej miłości?-spytała rozradowana jej odpowiedzią kobieta, wskazując na wiszącą ponad stołem jemiołę. Rozbawiony uśmiech prędko zszedł z twarzy Hermiony.
-Nie-zaprzeczyli tak jednogłośnie, że to się niemal kłóciło z ich byciem definicyjnymi wrogami.
-Draco, daj spokój, przecież nie ma się czego wstydzić-powiedziała Narcyza z uśmiechem na twarzy. -Pocałują ją pod jemiołą. Mamy święta!
No i niby jak miał powiedzieć, że to tylko kłamstwo? Jak miał wyjaśnić, że cała ta szopka jest po to, żeby nareszcie matka dała mu spokój? Nie zamierzał się jeszcze wiązać. Oczywiście, w arystokratycznych rodach sprawy związków były jasno określone i nakładały na niego ogromną presję, ale do cholery miał niecałe dziewiętnaście lat i chyba mógł jeszcze trochę poczekać, prawda?
Nie wiedział czemu czuje taki opór. Przecież od paru dni pragnął ją pocałować. Chciał tego bardziej niż czegokolwiek innego.  Tak wiele razy bez najmniejszych skrupułów skradał pocałunki najróżniejszych dziewczyn, często posuwając się nawet dalej, a teraz nie mógł tak po prostu pochylić się i pocałować Granger? Być może dlatego, że wiedział, iż nie jest taka jak inne. Albo, wciąż wydawało mu się, że na nią nie zasługuje.
Ale nie byłby sobą, gdyby rozwodził się nad tym tyle czasu, bo do cholery był Malfoyem i jeśli chciał pocałować dziewczynę to to kurwa robił. Nawet jeśli miałby dostać od niej w twarz na oczach własnej matki i jej przyjaciół.

To było tak inne niż zawsze sobie wyobrażała. Subtelniejsze i wolniejsze, a jednocześnie tak bardzo zmysłowe, że omal nie rozpłynęła się pod naporem jego warg, kiedy nieoczekiwanie przycisnął je do jej ust. Była pewna, że się z tego wyplącze. Że nigdy w życiu by jej nie pocałował. Bo była szlamą. Przełknęła głośno ślinę, kiedy uświadomiła sobie tę brutalną prawdę, a potem poruszyła się na krześle i z desperacją wplątała dłoń w jego włosy, przyciągając go do siebie. Bo miała tylko ten jeden pocałunek. To by się nie zdarzyło, gdyby nie zmusiła go do tego sytuacja. To trwało tylko kilka sekund. On powolnym ruchem przejeżdżający kciukiem po kąciku jej ust, scałowujący z niej całą tą niepewność i przelewającą się gorycz, o której nie miał nawet pojęcia. Niby jak miał to poczuć, skoro sam miał ochotę olać rodzinę, wynieść swoją udawaną dziewczynę z salonu, zatrzasnąć w sypialni i nie wychodzić z niej już do końca życia? Ten pocałunek był jak zwiastun najlepszego filmu w roku.
W jadalni rozniosły się opóźnione, pojedyncze brawa. Kiedy nareszcie się od niej odsunął, nie oderwał konsekwentnego spojrzenia od jej zaskoczonych oczu. A kiedy już do niego dotarło, że wreszcie pocałował Granger, a po tym wszystkim ona nawet nie myśli, żeby dać mu w twarz, uniósł delikatnie prawy kącik ust, wyginając wargi w szczerym, choć bladym półuśmiechu. Nie dała mu w twarz, bo zmusił ją, by grała tu jego dziewczynę.

Od tamtej pory, obydwoje nie potrafili się skupić. Dłubali sztućcami w swoich potrawach, nawet nie myśląc o jedzeniu. Zrobiło się nie tylko niezręcznie. Wytworzyło się między nimi to dziwne napięcie napawające ogromnym pragnieniem do rzucenia się na siebie z powrotem i poprawienia tego, co już zaczęli.
Hermiona ocknęła się dopiero wtedy, kiedy ciszę przy stole przerwało ciche stukanie w szybę dokładnie naprzeciwko jej krzesła. Ze zdezorientowaniem uniosła głowę, lokując swe spojrzenie w niewielkiej, szaroczarnej sowie. Niemal od razu rozpoznała w niej tę Wiktora. Z grzecznym uśmiechem odsunęła się od stołu, podchodząc do zziębniętego ptaka. Próbowała ukrywać to, jak bardzo jest zdenerwowana wieściami od Bułgara, zwłaszcza po tym jak dobrze czuła się tu w towarzystwie Draco. Płomykówka usiadła na jej ramieniu, wyciągając przed siebie drobną nóżkę z listem. [...]

                                     Hermiono!
Tak bardzo Cię przepraszam. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że przyjechałaś do Bułgarii. Nawet nie wiesz jak bardzo mi przykro z powodu tego nieporozumienia. Jak się domyślam, spędzasz teraz święta w Londynie razem z przyjaciółmi. Nie mogę uwierzyć, że taka okazja przemknęła mi koło nosa. Ogromnie żałuję, że jesteś tak daleko. Na pewno już wiesz, że jestem w Hiszpanii. Bardzo za Tobą tęsknie. Obyśmy się niedługo zobaczyli. 
Życzę Ci Wesołych Świąt, Hermiono Granger. Kocham Cię, nie zapominaj. 
                                                                         Twój Wiktor

Czytała list, czując jak z każdym kolejnym zdaniem dociera do niej pogmatwanie własnych uczuć. Czuła się taka przytłoczona. Naprawdę chciała zobaczyć Wiktora i żałowała, że nie mogła spędzić z nim tych świąt, ale nie żałowała też dni z Malfoyem. Z niezdecydowaniem zagryzła dolną wargę, wlepiając wzrok w siedzącego przy stole blondyna. Co jakiś czas rzucał jej ukradkowe spojrzenie, jakby martwiąc tym co może zmienić między nimi treść tego listu. I miał cholerną rację. Nie zamierzała być taką dziewczyną. Dostawać deklaracje miłości od jednego i całować się z drugim chłopakiem. Potrzebowała czasu, żeby to wszystko uporządkować. 
Wkrótce coś się popsuło. Draco w końcu skutecznie wypłoszył z willi swoich gości. I nie wiedziała tylko, czy było to efektem jego nieukrywanego znudzenia, czy humoru, który nagle tak diametralnie się popsuł.
-Do zobaczenia, Draco. Czekaj jutro na prezent-Narcyza uściskała go mocno kiedy się żegnała. -Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu masz w domu choinkę-dodała, uśmiechając się porozumiewawczo w stronę Hermiony, która opierając się o parapet w salonie, wciąż trzymała w dłoni list od Wiktora. To sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. -Piękna z was para-szepnęła z rozmarzeniem, tak beztrosko machając jej ręką na pożegnanie. 
Tak też nim się zorientowali, na powrót zostali w ogromnej willi sami. Sami w milczeniu i nieodgadnionej atmosferze, z tak wieloma sprawami do obgadania.

10 komentarzy:

  1. Świetna notka, już się nie mogę doczekać tej ich rozmowy, może być ciekawie ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog, niezwykła historia. Bardzo mi się podoba. Czekam na ciąg dalszy, życzę weny. A.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu mnie nie zawiodłaś ! Rozdział WSPANIAŁY !!! Myślałam że pocałunek będzie inny ale też było dobrze ! Czekam na następny ! ;3 / Nagini

    OdpowiedzUsuń
  5. super:) ta wigilia była... urocza! ale ten facet który śni się Hermionie... nie będ e mogła spać chyba!
    zapraszam do mnie, dopiero zaczęłam: unknownhogwartstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Coz za napoecie w komcu pocalunek :)

    OdpowiedzUsuń